Świetnie. Po prostu świetnie. Z deszczu pod kurwa rynnę. Nie dość, że musiał sobie jakoś poradzić z niechcianym gościem, który spierdolił mu dzień, to nawiedziły go do tego dwie asari. Oczywiście jak już ktoś przyjdzie to od razu muszą się zwalić ludzie na jego głowę. Kurwa szatkowane liście sobue i bez soli. Nie pojebało go jeszcze na tyle by tak psuć naleśniki tak jak ona tego chciała. Jebana fioletowa szmata. Zero szacunku do gotowania, kurwa dosłownie zero. Czuł jak wzbiera w nim agresja. Dokładnie taka sama jak wtedy na statku. Nie mógł sobie pozwolić na jakikolwiek wybuch w tym miejscu. Ścisnął rękę na rękojeści noża najmocniej jak potrafiłby chwilę później głosem pracownika miesiąca powiedzieć.
- Przepraszam drogie Panie, ale niestety za 15 minut mamy rezerwację na całą restauracje. Zapraszamy, kiedy indziej, dostaną Panie zniżkę na cały asortyment.
Uśmiechnął się tak promieniście, że ludzie, którzy go znali nawet nie potrafiliby uwierzyć, że potrafi aż tak bardzo się poniżyć by tylko zadowolić klientów restauracji. Komiczny widok. Człowiek, który potrafił mordować bez mrugnięcia okiem, kładł się pod butem nowoprzybyłych. Jakby na chwilę całkowicie jakakolwiek godność zniknęła z jego życia. On już nie czuł się jakby się staczał, ale już się stoczył. Stoczył na dno braku jakiekolwiek godności, a zrobić wszystko by tylko przeżyć. Spojrzał na dziewczynę przy kontuarze.
- Już podaje rachunek i deser.
Odwrócił się na chwilę w stronę stołu kuchennego. Oparł się o niego. Nie wiedział, co ma zrobić. Mógł to po prostu olać. I tak siedzi tutaj, więc mogliby go znaleźć i po prostu to skończyć. Inną sprawą było pójście na wojnę z tymi osobnikami, ba nawet pójść ze swoją nową znajomą. Zaczął szykować deser. Wyciągnął z lodówki ciasto z zielonej herbaty i płatkami czekolady. Spód był wyłożony maślaną kruszonką i ciastkami. Dość słodkie ciasto. Położył na nim pokrojone truskawki i oblał czekoladą. Ciasto postawił przed dziewczyną. I tak musiał się uszykować wiec musiał ją czymś zająć. A co mogło zająć człowieka lepiej niż coś słodkiego?
- Zaraz wracam.
Urwał temat, który zaczęła. Nie za bardzo miał ochotę o tym gadać, kiedy w środku mogły siedzieć osoby postronne. Może to paranoja, może nie. Wolał nie obudzić się z ręką w nocniku. Zdjął z siebie fartuch i wszedł na zaplecze. Skręcił do swojej kanciapy. Na kanapie leżała jego torba jeszcze nierozpakowana po ostatniej robocie. Musiał się przebrać. Nie mógł iść w tak ujebanym stroju. Nie chciał się rzucać w oczy. Przebrał się, więc w bluzę i camo bojówki. Na ramię założył torbę, a na głowę wełnianą czapkę typu Beanie. Na ziemi pewnie wyglądałby jak zwykły robol, tutaj jak turysta. Lepsze to niż nic.
Wrócił na salę. Wiedział, że pójście z nią to zły pomysł, ale z braku jakichkolwiek lepszych postanowił, że to zrobi. Poprawił torbę. Musiał zamknąć knajpę, ale nie miał czasu na posprzątanie tutaj. Musiał jeszcze wysłać wiadomość szefowi, że znowu znika na parę dni. Ciekawe czy w końcu go zwolni. Póki, co nie zapowiadało się.