Khel westchnął ostentacyjnie. Chciał miło spędzić czas, tymczasem Matt dostał kryzysu egzystencjalnego i prosił o radę Kiru, która najmniej ze wszystkich tu obecnych wyglądała na psychologa. Już sam kroganin nadawał się do tego bardziej - yahganka wydawała się absolutnie obojętna wobec otaczającego ją świata. Dopiero gdy faktycznie wyraziła swoje zdanie, Khel spojrzał na nią z niepewnością. Może i nie była tylko górą mięsa, może miała w sobie coś więcej. Przedstawicieli jej rasy nie spotykało się często, może nie był przyzwyczajony, a jedyne, co wiedział, to stereotypy.
Ibbie wpadła do restauracji jakieś dwie minuty po nich. Zdążyli się usadowić i nawiązać w miarę spokojną rozmowę, zanim doskoczyła do ich stołu i stanęła tam, rozkładając ręce w geście bezradności.
-
No to nie mogliście wziąć większego stołu, żebyśmy się zmieścili wszyscy? - spytała, rozglądając się po pomieszczeniu. Rzeczywiście, było kilka większych, a ten, przy którym siedzieli, jednym brzegiem opierał się o szerokie okno. Tylko trzy miejsca. Blondynka westchnęła ostentacyjnie i obeszła ich dookoła, by przejść za plecy Matta i oprzeć się na jego ramionach. Nie była szczególnie ciężka, zresztą tutaj, już nie w ładowni tylko na zewnątrz, wyglądała na jeszcze bardziej filigranową, niż na statku. Po prostu znalazła sobie tymczasowo jakieś miejsce, skoro oni dla niej żadnego nie przewidzieli. -
Zamówiliście coś?
Widok z okna otwierał się na duże jezioro, takie, o jakim już im wspominano. Woda nie miała znajomego, błękitnego koloru, ale była jasnozielona, pewnie przez jakieś żyjątka wodne. Nie przeszkadzało to jednak komuś brodzić w niej po kolana. Pewnie żyjątka były nieszkodliwe. Dalej, za jeziorem, wznosiło się wzgórze o poszarpanych brzegach - cała kolonia położona była zresztą dość wysoko.
Ibbie sięgnęła nad Tarczanskim do menu, podnosząc je ze stołu i wciąż oparta o niego przedramionami, zaczęła przeglądać ofertę restauracji. Gdy była tak pochylona, mógł czuć otaczający ją świeży, słodkawy zapach. Czytała chyba szybciej od niego, bo przewijała propozycje posiłków w zastraszającym tempie, a może po prostu pędziła prosto do alkoholi.
Kelnerka pojawiła się chwilę później. Kiru zauważyła ją pierwsza, a ona pierwszą zauważyła Kiru. Wyglądała na właścicielkę tego całego przybytku i wyglądała też, jakby pierwszy raz w życiu zobaczyła yahga. Zamarła, by po chwili z trudem ruszyć w ich stronę. Nawet kroganin nie wyglądał dla niej tak przerażająco, jak Kubera. Zatrzymała się bezpieczne półtora metra od stolika, by z wysiłkiem oderwać od niej wzrok i po głębokim wdechu wyrzucić z siebie.
-
Co dla was? - uruchomiła omni-klucz. Widocznie nie mieli jeszcze zainstalowanych systemów samodzielnego składania zamówień. W końcu kolonia była nowa. -
Pewnie jesteście głodni, domyślam się, że przylecieliście z ładunkiem.
Uwagę Matta odwracała Ibbie, ale w jednej chwili wszystko się zmieniło. Osoba, która podeszła do stolika, miała bardziej, niż znajomy głos. Wystarczyło odsunąć blondynkę i unieść głowę, by zobaczyć twarz kobiety, która postanowiła go zostawić i odebrać mu dziecko. Wtedy też ona zauważyła Tarczanskiego, a jej wzrok stwardniał.
-
No chyba sobie kpisz - wysyczała, zupełnie tracąc resztki profesjonalizmu. Wyglądało na to, że chwila konfrontacji przyszła szybciej, niż się spodziewał.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: poniedziałek, północ