Ostatnie wydarzenia na Ilium sprawiły tylko, że Rodriguez miał serdecznie dość interesów. Dziwactwa dziwactwami, ale to co wymyślił Clarke było już czymś zdecydowanie wyjątkowym. Zostawił więc część dyspozycji do zrealizowania swoim podwładnym i zaproponował Nicole, krótki urlop. Traf nieprzypadkowo padł na Cytadelę, być może chodziło stare sentymenty, a być może o perspektywę faktycznego rozszerzenia działalności. Niemniej jednak po krótkim, jednym dniu ogarniania całego biura i przestawiania spotkań na inne dni, oraz odwoływania wszelakiego rodzaju bankietów i kolacji, Diego mógł skupić się na wyjeździe. Oczywiście pilot jego prywatnego promu jak zwykle był niezawodny i w dniu wylotu wszystko było idealnie upięte na ostatni guzik, a sam Rodriguez wraz ze swoją asystentką mogli zająć miejsce i cieszyć się spokojnym lotem.
Droga na Cytadelę zawsze wydawała mu się dziwnie długa i niemiłosiernie się lubiła rozwlekać. Jeszcze za czasów gdy latał tędy do Iris, w tej kwestii niewiele się zmieniło. Tym razem był w towarzystwie Nicole i nie wybierał się na typowe dla siebie polowanie. Zresztą nie planował nigdy niczego, po prostu dawał się ponieść fantazji i zazwyczaj szybko korzystał z nadarzających się okazji. Co nie znaczyło wcale, że miał pozbawiać się towarzystwa atrakcyjnej kobiety, jaką niewątpliwie była jego sekretarka.
To co najbardziej lubił w podróżach było na zewnątrz. Przelatujące za oknem gwiazdy, które z czasem stawały się jedynie podłużnymi, białymi kreskami sprawiały, że Rodriguez nabierał iście melancholijnego nastroju. Dopiero kiedy w oknie promu pojawiły się charakterystyczne ramiona Cytadeli uśmiechnął się do siebie. Wbrew pozorom lubił to miejsce, chociaż niewątpliwie po poprzednim związku był teraz na nim atrakcją, żeby nie powiedzieć sensacją.
Pierwsze kroki po wyjściu z promu skierował do pobliskiej restauracji by wraz z Nicole zjeść drugie śniadanie. Było popołudnie a to z kolei wiązało się z natężonym ruchem wokół centrum i okolic. Dopiero po posiłku wpadł mu do głowy ciekawy i dość dziwny pomysł. W sumie był całkiem ciekaw jej miny, tak po prostu.
-
Może przejdziemy się do atrium? – rzucił odkładając sztućce na bok i wycierając kąciki ust serwetką. –
Tam jest całkiem ładnie.
-
Diego… - Nicole spojrzała na niego znad talerza. –
Mówisz jakbym cię nie znała – uśmiechnęła się lekko i przechyliła głowę, a jej długie blond włosy zsunęły się z ramienia. –
Ale chodźmy, lubię te twoje gierki.
Do samego Atrium z centrum nie było wcale daleko, ale przy okazji mogli sobie pozwolić na przyjemny spacer pod rękę. Diego wolał uniknął wszelkich dyskusji na temat tego co łączyło go z radną. Niemniej jednak po prostu lubił jak o nim mówiono. Nieważne w jakim sposób, ważne, że w ogóle.
Wieża Cytadeli była miejscem, gdzie było nieco spokojniej niż samo centrum. Diego podszedł do barierki i oparł się o nią tyłem przyglądając się przechodzącym środkiem interesantom. Gdzieś po jego lewej stronie Rada udzielała audiencji.
-
Byłam tutaj kilka razy, ale nigdy z tobą – Nicole usiadła na ławce naprzeciwko i oparła się o nią zakładając nogę na nogę. Faktycznie, Diego nie przypomniał sobie aby tą część Cytadeli zwiedził z nią. Był w wielu miejscach w Galaktyce i niemal zawsze zabierał ze sobą swoją asystentkę. Ale ani razu nie tutaj.