Wyświetl wiadomość pozafabularną
Spojrzenie Ugarra natrafiło na jadowicie zielone tęczówki Widma. Kroganin skinął głową, mocniej chwytając trzymaną w dłoniach strzelbę. Wiedzieli, że atakowanie Volyovej było ostatecznością - ale zarazem było jednym ze sposobów na spowolnienie jej, zapewnienie sobie przewagi. Niebieskowłosa była szybka, potrafiła zniknąć z miejsca, w które miały pokierować ic
h silniki rakietowe lub własne buty. Gonienie jej mijało się z celem, bo nawet, jeśli dorównywała Widmu prędkością, ich wstępny dystans zapewniał jej przewagę, dzięki której nie dałaby się złapać.
Ale znajoma, kobieca sylwetka ledwie drgnęła. Stojąc pośród otaczających ją ciał, w których biotyczne smugi wyżłobiły czarne blizny, przypominała lodową statuę, na zawsze zamrożoną w tej krótkiej chwili. Chwili wyciętej z czasu, jaki został im odebrany, pełnej milczenia i emocji wyzierających zza bezdennie czarnych tęczówek. Nie odezwała się ani słowem odpowiedzi. Może słowa, które mu przekazała, były tak samo zaprogramowane jak wszystko inne - a może nie wystarczyło jej sił, by zawalczyć o gest porozumienia raz jeszcze. Tak, jak wtedy, gdy czarne iskry wypaliły literę na podłodze, a zachowane znaczenie owinęły kłęby niewypowiedzianych intencji.
Gdy ruszył naprzód, pęd rakietowych silników odczuł w nogach, impuls słabości wędrujący do mózgu jak mgliste wspomnienie wbitych w jego uda ostrzy. Sylwetka w polu jego widzenia poruszyła się lekko, błękitne włosy zafalowały na wietrze. Ręce Volyovej uniosły się w górę, owładnięte błękitnymi ognikami o czarnych sercach, ciskając w jego stronę polem efektu masy. W locie dostrzegł zmianę natychmiast, choć być może dla postronnego oglądającego nie było żadnej. Jeśli powietrze było jak woda, biotyka przypominała olej, smolistą maź, w której poruszał się z trudem, reagował z opóźnieniem. Biotyczka odsunęła się lekko, zgrabnie, wymijając nadlatujący w jej stronę, turiański pocisk, nie znikając jednak ani na chwilę. Gdy zatrzymał się obok, stabilizując swoją pozycję w powietrzu, targany kosmiczną siłą, napotkał jej skupione spojrzenie tuż obok.
Choć mogła uciekać w nieskończoność, mogła znikać i pojawiać się aż utraci siły, lub w jego pancerzu zabraknie energii, niebieskowłosa tkwiła w miejscu, pośród usłanego ciałami morza. Z daleka będąc echem wspomnienia z Hexa, wyspy czy Noverii, w miarę skrócenia przez niego dystansu, odsłoniło się jej oblicze. Skryta pod pancerzem sylwetka była nienaturalnie wyprostowana, a wystająca z napierśnika szyja wychudła. Blada zwykle twarz nawet w ciepłym świetle Prezydium przybrała niezdrowy, siny odcień. Jej oczy były zaciemnione, podbite, a z bliska dostrzegł ciemne pajęczynki pękniętych naczyń krwionośnych, malujące gwiazdozbiory na jej skórze.
Dystans był zbyt mały. Gdy dostrzegał te małe detale jej twarzy, podstępny płomień wysunął w jego stronę swoje czarne macki. Destrukcyjna energia, która otaczała Volyovą, która potrzebowała tak wielu lat by odcisnąć na niej swoje piętno, łakomie wsunęła się na ceramiczną powłokę jego pancerza. Niczym patogen, opuszczający ciało nosiciela, konsumujący wszystko na swojej drodze. Tak, jak niegdyś pod lodową powierzchnią AZ-102 pozostawił wgłębienia na jego rękawicach, tak teraz w mgnieniu oka ogarnął jego ciało. Iskierki tańczyły na płytach pancerza, rysując nań blizny jak błyskawica uderzająca w drzewo, wdzierając się pomiędzy łączenia. Gdy napotykały miękki materiał, bez trudu przedostawały się na drugą stronę, raniąc ciało, które znalazły pod spodem - ale jego wypełniony adrenaliną organizm z początku nie rejestrował nawet tych małych ogników bólu.
Uniosła się lekko, a biotyka zatańczyła pomiędzy jej palcami. Wiedział dobrze, czego może się spodziewać - jej ruchy pozostały takie same, znajome. Jak wtedy, w Hexie, uniosła dłonie, a otaczające ją, niebieskie płomienie posłusznie skierowały się do jej dłoni, formując kulę.
Być może z początku nie zrozumiał, że kula otoczyła jego ciało. Jego generator tarcz zawarczał wściekle, znajdując się w nowym, wrogim środowisku, które wypełniał podstępny zapach ozonu i dymu, potrzebujący chwili by wkraść się do jego nozdrzy. Na moment zamknięty w kropli burzy, jego świat wypełniła czerń. Kosmiczna pustka, usłana migającymi smugami dymu Mgławicy Węża, czarnymi dziurami - nicością o ognistym warkoczu, czy migającymi ku niemu porozumiewawczo, jasnymi pulsarami. Kula pulsowała lekko, jak rozszerzające się pod wpływem oddechu płuca, jak bicie w tempie sześćdziesięciu uderzeń na minutę. Dopiero gdy posunął się naprzód, pozostawiając tę kroplę za sobą, na powrót dostrzegł Volyovą. Jego umysł odsunął trupy od świadomości, tak samo jak odsunął biotyczne wyładowania, które na moment go otoczyły, nim rakietowe silniki nie posłały go znów na spotkanie z biotyczką.
Volyova drgnęła, zaskoczona, gdy pocisk Ugarra trafił ją w bok, przemierzając ciemność. Krzyknęła wściekle, gdy strzykawka dzierżona przez Viyo zagłębiła się w jej szyi, gdy turiańskie Widmo wyskoczyło z wnętrza kuli, nie zważając na trawiące jego pancerz płomienie. Zatoczyła się, z wyrazem twarzy wykrzywionym w grymasie bólu, dłonią natychmiast sięgając do pustego już urządzenia, wyrywając je spod swojej skóry wraz z kilkoma kroplami ciemnej krwi.
Nim specyfik rozlał się po jej krwiobiegu, nim dotarł do mózgu kontrolującego czyny jej ciała, kobieca dłoń drgnęła lekko - w małym, odrażająco subtelnym geście, w którym jakaś jej cząstka sięgnęła serca kuli. Pochwyciła ją, porwała na strzępy, destabilizując ten iskrzący się wybryk natury, czyniąc z niego bombę, której pole rażenia wystrzeliło wokół. Pchnęło jego ciałem w bok, nim wyrównał lot, zaciskając zęby. Przeładowało jego generator tarcz, który poddał się w mgnieniu oka, pozwalając płomieniom zająć jego nieczułe w tej chwili na nic ciało. Wydarło ostatni krzyk ze wszystkich żywych, którzy miotali się wokół walczących, szukając dla siebie ucieczki.
Gdy szalejące płomienie zniknęły, mknąc ku kosmicznej pustce, która je zrodziła, jej ciało osunęło się na ziemię. W akompaniamencie zawodów dogorywających, z wolna ustępujących przeraźliwej ciszy Prezydium, Volyova zamarła, pustym wzrokiem wpatrując się w tego, który wbił w jej szyję strzykawkę. Z jej ust wydobyło się jedno, ostatnie westchnienie, nim klatka piersiowa zamarła, a ciało zastygło.
Na wzór wszystkich innych, wokół których leżała.