Wyświetl wiadomość pozafabularną
Silniki zaryczały ogniem, gdy turianin wystrzelił do przodu, ale niebieskowłosa była szybsza. Poczuł jak powietrze dookoła niego gęstnieje, gdy jego ciało otula jej biotyka, próbując utrzymać w miejscu i chwytając błękitnymi mackami, ale w odpowiedzi tylko zwiększył poziom przepustnicy. Chaos dookoła nich nie pozwalał na konkretne myśli, nie pozwalał na nic co nie dotyczyło przetrwania oraz obranego celu. Krzyki ludzi oraz kakofonia panikującego tłumu stanowiły tylko wyblakłe tło, niemal pozbawione koloru w obliczu stojącej w jego sercu sylwetki pokrytej smolistym ogniem. Nienaturalnie wyprostowanej, czekającej. Gotowej.
Jego pierwszy cios chybił, gdy kobieta zwinnie odsunęła się na bok, ale nie zwolnił, ignorując zarówno szarpiące nim biotyczne nici, jak i wygłodniałe płomienie, które rzuciły się na jego pancerz. Dysze odrzutowe przy jego przedramionach wystrzeliły gwałtownym zrywem, gdy zaatakował po raz kolejny, ale i tym razem chybił celu kiedy zwiewna sylwetka uniknęła ciosu w śmiertelnym tańcu.
W czarnych tęczówkach, które napotkały jego własne, nie było znajomego złota. Nie było emocji, które kiedyś mógł tam dostrzec ani nawet znajomego muru za którym zwykła się chować jego właścicielka - była jedynie bezdenna pustka odbijająca na swojej powierzchni czarne, pełne nienawiści płomienie. Posiniała, niezdrowo blada twarz przypominała twarz trupa, którego tylko obca, nienaturalna wola utrzymywała w pionie; ślady które nosiła - skrajnego wycieńczenia, tortur, organizmu eksploatowanego ponad to co możliwe - były makabryczną maską otaczającą spojrzenie nieznajomej istoty.
Które zniknęło w tym samym momencie, w którym jego świat wypełniła czerń anomalii.
Nigdy nie dane było mu oglądać wnętrza kuli, którą biotyczka potrafiła przywołać, ale nieraz widział jej efekty. Idealnie okrągły kształt pulsował obcością ilekroć się pojawił, zaginając dookoła siebie przestrzeń w taki sam sposób w jaki robiły to czarne dziury, a na jego powierzchni ginęło wszelkie światło. Czarna materia pojawiała się w pojedynczym geście zgrabnej dłoni, a w kolejnym znikała, zabierając ze sobą kawałek rzeczywistości jak gdyby ten nigdy nie istniał, implodując w mrożącym krew żyłach odgłosie gorszym od jakiejkolwiek eksplozji - ciszy pożerającej wszelkie inne dźwięki do punktu w którym zdawało się, że to sam świat się zatrzymał.
Będąc w jej środku nie miało się wrażenia, że świat się zatrzymał - miało się wrażenie, że przestał istnieć.
Zniknęło Prezydium, zniknęła Cytadela, a całą rzeczywistość pochłonął kosmos, jak gdyby jakaś siła pochwyciła swoją ofiarę i wyciągnęła ją w objęcia pośrodku niczego, załamując czas i przestrzeń. Stojąc w sercu żywej, pulsującej osobliwości, spoglądając na miriady pulsarów, odbicia mgławic oraz gasnących, odległych gwiazd, przez uderzenie serca czuł jakby spoglądał na galaktykę z perspektywy czarnej materii - obcej, obserwującej ich zza skraju istnienia, nienasyconej. Głodnej. Każde smagnięcie języka czarnego ognia, każda nowa blizna pojawiająca się w znajomym akompaniamencie syku ciała trawionego przez smoliste płomienie i śmiertelne promieniowanie, każde konające westchnięcie wypalanej, kompozytowej płyty pancerza odbywało się pod drapieżnym, łaknącym spojrzeniem tej niematerialnej istoty.
Kolejne uderzenie serca przywróciło go do rzeczywistości, zmuszając do zignorowania tego co widziały oczy oraz podpowiadał umysł, sięgając do zapasów pierwotnej potrzeby przetrwania oraz zimnej determinacji, która zmuszała go do odmówienia Steigerowi, do ścigania Reeda, do sprzeciwienia się Irissie. Obca galaktyka zniknęła, gdy silniki rakietowe wystrzeliły po raz kolejny, a wraz z nimi on, wyrywając się z anomalii tuż po wystrzelonym pocisku Ugarra. Kroganin stworzył mu tą sekundę, której potrzebowali - strzykawka wbiła się w szyję kobiety, wpuszczając w jej organizm środek przygotowany przez Grace Myers i rozpoczynając odliczanie. Okrzyk frustracji istoty napędzającej niebieskowłosą oraz jego iskra satysfakcji zniknęły jednak po jednym, ostatnim geście, który zdetonował kulę czarnej materii za jego plecami - pożegnalne westchnięcie implodującej anomalii wyssało okrzyki rannych, na niemożliwie długie mgnienie oka otulając Prezydium nieprzeniknioną ciszą, którą potem rozerwała eksplozja, zamykając ten nienaturalny portal do innego świata.
Z trudem odzyskał równowagę po energii, która w niego uderzyła. W jego uszach wciąż pobrzmiewało echo wybuchu, które zlewało się z piskiem opróżnionego generatora, gdy wylądował ciężko na ziemi. Czarne płomienie trawiące jego pancerz zniknęły, pozostawiając po sobie wyłącznie wypalone ślady i wciąż unoszący się z nich, gęsty, oleisty dym, ale organizm nadal odmawiał zaakceptowania obrażeń, których doznało ciało przesiąknięte promieniowaniem oraz nadgryzione biotyką. Gdy jego spojrzenie zielonych tęczówek napotkało pusty wzrok osuwającej się na ziemię Mayi, umysł nie zareagował tak jak powinien.
Oddychał ciężko, walcząc z adrenaliną wypełniającą jego żyły, obserwując leżącą kobietę przez kilka sekund, nim ruszył do przodu.
- Raik. - Chłodny, ochrypły głos, który wyrwał się z jego gardła, nie należał do niego. - Obroża.
Przyklęknął przy kobiecie, obracając ją lekko na plecy i pochylił się ku niej, by spróbować wyczuć jej oddech oraz usłyszeć bicie serca, niemal mechanicznie wykonując swoje gesty.
- Jeżeli myślisz, że po tym wszystkim możesz po prostu umrzeć, to się mylisz - warknął do niej, chociaż wiedział, że go nie słyszy. Aktywował omni-klucz, wznawiając połączenie z Arae, samemu jednocześnie zaczynając resuscytację, jeżeli musiał.
- Etsy, potrzebujemy transportu.