Lot Przekaźnikiem stanowił ostatnie chwile spokoju, którego nikt nie był w stanie im zaburzyć, ale i te musiały w końcu dobiec końca. Kiedy odziana w pancerz pojawiła się w sali odpraw, większość z zainteresowanych już na nią czekała. Nephiet stał na środku z dłońmi zaplecionymi za plecami, obserwując rozmawiającą grupkę pozostałych załogantów. Sayia siedziała po turecku na jednym z foteli, pokazując coś na datapadzie siedzącego obok niej Adamsowi, który jako jedyny przyszedł do pomieszczenia ze szklanką jakiegoś napoju, która podrygiwała na jego kolanie. Stadtford oraz Telvos również odziani byli w swoje własne pancerze; rudowłosy siedział w krześle z wyciągniętymi przed siebie butami, chyba tylko obecnością Nephietta powstrzymując się przed postawieniem ich na blacie stołu, natomiast asari w milczącym zamyśleniu przecierała szmatką długie, ząbkowane ostrze noża, który zwykła nosić wraz z resztą swojego uzbrojenia.
Ledwo przekroczyła próg pomieszczenia, a tuż za nią do środka wszedł Sykes, jako ostatni z zaproszonych.
-
Hawk - przywitał się zdawkowo, nim ruszył na swoje miejsce. Nie zdążył jednak usiąść, gdy ich techniczka podniosła wzrok znad datapadu, zawieszając go na nim wyczekująco.
-
I jak?
-
Wykonalne. Ale musimy szybko skończyć, żebym się wyrobił - odrzucił na jej pytanie oszczędnie, siadając na swoim miejscu.
Nephiett w międzyczasie skinął głową do Hawkins, zapraszając ją do podejścia i zajęcie jego miejsca. Jak tylko pozostali zorientowali się w obecności rudowłosej, rozmowy zaczęły cichnąć, a oczekiwanie wyczuwalne w pomieszczeniu - rosnąć.
-
Nie musiałem. Dałem wykazać się dzieciakom - odpowiedział neutralnym tonem i skinął lekko podbródkiem w stronę techniczki oraz pilota. -
Deuce, Sayia. Możecie zaczynać.
-
Tak, tato - sarknął blondyn, przewracając oczami. Wyprostował się w fotelu i sięgnął do własnego omni-klucza, aktywując coś kilkoma kliknięciami, a następnie przesyłając aktualizację, która piknęła najpierw na omni-narzędziu Hawkis, a potem pozostałych zebranych w sali odpraw. Po otwarciu nad urządzeniem rudowłosej pojawiła się holograficzna reprezentacja dwóch systemów Rozpadliny Kalestona, a dokładniej przestrzeni między nimi - pustki oddzielającej system Aysur oraz system Balor. Wizualizacja zawierała dwa lśniące punkty oznaczone nazwą Wraitha oraz ściganego przez nich promu transportowego, a także teoretyczne, przerywane linie, które imitowały ich teoretyczną trasę w oparciu o dane celu podróży Qebui dostarczone przez Kestrel. Szlak wytyczony przez ich okręt szedł po szerokim łuku, przerywając się z trasą promu w tylko jednym punkcie tuż przed symbolicznie wytyczoną granicą oddziaływania Aysur, a kończąc się w samym układzie gdzieś w Pasie Nahata.
-
Wytyczyliśmy punkt przechwycenia Qebui, który ma względny sens w oparciu o to co próbujemy pokazać. Zamaskujemy nasz sygnał, żeby udawać barkę transportową w oparciu o kody dostarczone przez Kestrel i tak dobraliśmy trasę, żeby wyglądało, że kierujemy się na pas asteroid w systemie. Jest tam kilka stacji wydobywczych, więc nie powinno to być zbyt podejrzane. Powinniśmy ich złapać tuż przed wejściem w zasięg radarów placówek w Aysur, chociaż będzie niewygodnie blisko. Ale nie mamy wyjścia, jeżeli nasza podróż ma wyglądać wiarygodnie - zaczął tłumaczyć Adams, krzywiąc się lekko przy ostatnich słowach. -
Barki transportowe osiągają ułamek prędkości Wraitha, więc żeby miało to jakiś sens, musimy zwolnić do żółwiego tempa, które formalnie nazywamy tempem myślenia Stadforda. I tak będziemy podróżować na granicy możliwości napędowych takich okrętów, żeby w ogóle wyrobić się z przechwyceniem, więc nie jest idealnie, ale powinno wystarczyć.
Kawałek dalej rudowłosy uniósł bez słowa dłoń, pokazując środkowy palec w stronę pilota, a na ciemnych ustach Ryany pojawił się lekki uśmieszek.
-
Ale to tylko połowa planu - wtrąciła się niecierpliwie Sayia, stukając na własnym omni-kluczu i aktywując następny krok prezentacji, przejmując inicjatywę. Z punku oznaczającego Wraitha oddzieliła się mniejsza kropka, która przez chwilę przyspieszała w linii prostej w stronę w kierunku krawędzi układu, po czym nagle znikała. Jej trasa przygasła i ledwo widocznie wyrysowała nowe podejście, które kończyło się w strefie kosmicznego śmiecia oraz mniejszych asteroid na skraju
przestrzeni - niewystarczająco wielkich, żeby dostać własną nazwę, ale wystarczająco obecnych, żeby pojawiać się jako ostrzeżenie na mapach gwiezdnych.
-
Nasza rozmowa pomogła mi wpaść na pewien pomysł - wyjaśniła, spoglądając na Hawk i nerwowo stukając palcami po krawędzi datapada, którego ściskała może nieco zbyt kurczowo. -
Możemy wrzucić w jednego z naszych dronów zapasowy transpoder okrętowy, trochę dodatkowego sprzętu elektronicznego i wysłać go przed nami. Jeżeli rozpędzi się do określonej prędkości, a potem przełączy w tryb minimalnej energii na wyliczony przez nas odcinek czasu, może niezauważony wyprzedzić Qebui i dotrzeć na wskazane miejsce, a potem włączyć się, gdy go będziemy potrzebować. Tiberius mówi, że jest w stanie tak go zmodyfikować, żeby jego odbicie radarowe i sygnatura energetyczna wyglądały na większe niż w rzeczywistości, więc w połączeniu z transponderem może udawać drugą fregatę piracką. Gdybyśmy na przykład chcieli udawać, że mamy sojusznika, który ukrywał się w asteroidach i który w razie czego może odciąć drogę naszemu celowi lub nastraszyć myśliwce - dodała z wahaniem, zerkając przelotnie najpierw w stronę Nephietta, który pozostał nieporuszony, a potem w stronę Sykesa, który po prostu skinął głową.
-
Ale muszę zacząć jak najszybciej, jeżeli chcemy wdrożyć ten pomysł w życie - odparł, krzyżując muskularne ramiona na piersi i przenosząc wzrok na Hawkins. -
Mam wszystko czego potrzebuję i uwinę się w godzinę.