Ściskał blat naprawdę mocno. Mocniej niż powinien. Pierwszy raz gniew, który był w nim nie był spowodowany PTSD czy czynnikami jak walka. On po prostu był wściekły. Ostatnia maska, którą nosił dosłownie spadła i roztrzaskała się o ziemie. Prawie jak papierosy, które odbiły się od jego ciała. Przez chwilę milczał. Starał się uspokoić oddech. A najbardziej chciał w końcu samemu się uspokoić. Nigdy nie był na nikogo tak zły jak teraz. Na Daryla nigdy nie podniósł głosu, na swoją siostrę nigdy nie podniósł. Jego rodzina, byli operatorzy dosłownie wszyscy nigdy nie widzieli go wściekłego. Nawet w gabinecie Statnera, kiedy zarobił kulkę nie pisnął będąc złym z zaistniałej sytuacji.
Tym razem już nie skomentował jej słów. Dotarło też do niego, że mógł przesadzić. Chciała aby był wściekły wyrzucił to wszystko z siebie ale nie szczędził w słowach. Nigdy nie chciał nikogo krytykować. Zawsze się na wszystko zgadzał. Po prostu chciał być lubianym. Niestety to nigdy się nie udało. Teraz zachowanie, które nigdy nie przyniosło mu żadnych pozytywnych rezultatów zbierało swoje żniwo.
Palił dalej ostatniego papierosa. Siedzieli w ciszy. Tym razem nawet nie wydawała mu się ona już tak bardzo dziwna jak wcześniej w klinice. Teraz była bardziej naturalna i zrozumiała. Musieli ochłonąć, a przynajmniej on. Nie pamiętał, aby ktokolwiek go widział takiego.
W końcu odbił się od blatu. Podszedł do niej bliżej, przysunął jeden ze stołków i usiadł naprzeciwko niej. Przyglądał jej się przez chwilę, a potem głośno westchnął.
- A, co innego nam zostało?
Zapytał ją już spokojniej. W jego głosie nie było tego smutku co wcześniej. Nie było zbyt wielu sytuacji, kiedy mówił prosto z serca. Zdarzyło się to może raz. Chyba na Islandii, kiedy rozmawiali oglądając seriale w telewizji. Kiedy obydwoje byli niczym obserwatorzy tego co się stało i cokolwiek by się stało nie mogli już zmienić przeszłości.
- Obiecałem sobie, że nie będę już ta samą osoba co, kiedyś. Codziennie muszę się zmagać z problemami, których nie rozumiem. Z zachowaniem ludzi, który jest dla mnie obcy. Nie mogę po prostu się teraz poddać. – Odwrócił wzrok patrząc gdzieś w ścianę. – To nie była moja pierwsza próba samobójcza. Tym razem miałem szczęście, że los postanowił się do mnie uśmiechnąć. W pewien sposób otworzyło mi to oczy.
Nie wiedział jak jej to wytłumaczyć. Jak to jest, kiedy już przełamało się pewną granicę. Nigdy nie udało mu się dojść tak daleko w swoich próbach. Zazwyczaj po prostu mu przechodziło. Teraz było inaczej. Jednak właśnie to co się stało tam udowodniło mu, że ma jeszcze po co żyć. Miał swoją rodzinę, która cieszyła się z tego, że wrócił. Doszedł w życiu tak daleko, a teraz miał to zaprzepaścić przez swoja chorobę? Nie mógł już na to pozwolić.
- To nie jest tak, że wszystko mi odpowiada w tobie. Masz dużo irytujących cech. Bardzo dużo. Dotyczą one jednak bardziej Wade niż ciebie teraz. Chociaż ta irytującą maniera zawsze wszystko wiedzącej ci została.- Parsknął śmiechem. – Wiem, że może nie zaczęliśmy tego dnia najlepiej ale może chociaż spróbujmy od dzisiaj więcej rozmawiać o tym co czujemy. Ty wcale nie byłaś w tym lepsza. Jako Sonya, rzadko, kiedy mówiłaś o tym co cię gryzie.
To też była prawda. Byli ze sobą dość, krótko więc ich związek raczej nie miał zbyt wielu punktów zapalnych. Oczywiście były rozstania i powroty z jego winy ale zawsze jakoś kończyło się to szczęśliwie. Teraz było inaczej. Nie wiedział czy związki nawet z dłuższym stażem zdołałyby przetrwać taką burzę.
- Mi też jest ciężko. Nie wiem na ile mogę sobie pozwolić. Ja… - Delikatnie się uśmiechnął i wyciągnął ręce w jej stronę jakby chciał ją po prostu przytulić. – Mogę?