Asari długo nie przychodziła, ale z drugiej strony trochę wyglądała na taką, która potrzebowała więcej czasu na przygotowanie się do wylotu. Może nie miała czasu zastanowić się nawet, co powinna ze sobą wziąć. Może obawy o siostrę pojawiły się niespodziewanie i nasiliły się w takim tempie, że w ciągu kilku godzin postanowiła znaleźć statek i polecieć za nią. W tej chwili można było jedynie przypuszczać.
W końcu jednak i ona pojawiła się w doku. Teraz nie miała na sobie sukienki, a typowy dla asari kombinezon. Nie należał on do szczególnie skromnych, ale na pewno było jej tak wygodniej. Spokojnie poczekała przy śluzie, aż zostanie wpuszczona, a potem weszła do środka, wnosząc sporej wielkości walizkę. Od razu położyła ją przy wejściu, rozglądając się wokół, zapoznając się ze statkiem.
-
Jestem, przepraszam, że musieliście czekać - odezwała się, rozglądając się za turianinem. To on w końcu wyraził ostateczną zgodę na taką umowę, jaką zawarli, założyła więc, że jest tutaj kapitanem. Uśmiechnęła się do niego. -
Nie wnoszę na pokład nic, czego nie powinnam. To znaczy... z góry uprzedzam, mam tu pancerz i broń, bo nie wiem czego się spodziewać, ale nie nałożyłam na siebie - podkreśliła, unosząc wyprostowane dłonie do góry i obracając się w miejscu, jakby chciała dać im do zrozumienia, że im nie zagraża. No, nie wspominając o drobnym fakcie bycia biotykiem, ale w ten sposób każda asari stanowiła niebezpieczeństwo.
-
Gdzie mogę to zanieść? Lot trochę potrwa, jeśli jest taka możliwość, to chciałabym mieć kawałek miejsca dla siebie. Jeśli nie, to... hm - rozejrzała się ponownie, oceniając Tomcata. -
To wtedy... przestawię to gdzieś w kąt i może...
Wzruszyła ramionami i weszła dalej, zakładając, że nie każą jej stać przy śluzie przez następne półtorej doby. Uruchomiła omni-klucz, na którym pojawiła się lokalizacja w Progu Valhalli, tak, jak mówiła przedtem. Przesunęła pytającym spojrzeniem po całej zgromadzonej trójce.
-
Komu mam przesłać dane nawigacyjne? Pani jest pilotem? - zgadła, wbijając ostatecznie wzrok w Jillian. Uśmiechnęła się do niej. -
Znałam kiedyś ludzkiego pilota. Dość blisko. Widzę podobieństwa, chociaż jeśli się mylę, to przepraszam.
Usiadła na pierwszym lepszym wolnym miejscu, do którego została zaprowadzona, czy to była mesa, czy kajuta, czy kawałek barierki w maszynowni - nie wyglądała, jakby zamierzała narzekać, bo nie była tutaj dla luksusów. Choć na pewno w mesie czułaby się najlepiej.
-
Załatwiłam nam jeszcze priorytet wylotu. Nie będziemy musieli czekać, musicie tylko podać moje nazwisko. T'Lais - przypomniała.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: środa, północ.