Wyświetl wiadomość pozafabularną
Ciężko było stwierdzić, czy faktycznie był to romantyzm, czy zwyczajnie Shay'owi w pewnym momencie zaczęło na Wade zależeć. W końcu z jakiegoś powodu przeznaczyła setki tysięcy kredytów - bo na pewno nie mniej - na grupę dobrych najemników, którzy będą polować kolejno na byłych operatorów Rosenkova i do tego wezmą na siebie całą winę. Jej twarz, jej nazwisko nigdzie się nie pojawiło. Gdy człowiek dowiadywał się, że Claude wcale nie jest jej bliski, a ona trzyma się przy nim tylko po to, by kontrolować ostateczny wynik swoich działań, okazywało się nagle, że kobieta nie ma nikogo. Swoje dwa koty, o których wspominała kiedyś Strikerowi. Żyła zemstą i cała reszta nie miała dla niej znaczenia. Nic dziwnego, że na co dzień była tak oderwana od rzeczywistości, zwłaszcza w towarzystwie Charlesa. Nic dziwnego, że tak wściekła się, gdy próbował im uciec. Nic dziwnego, że znalezienie Jannicka tak bardzo jej pasowało i że zgodziła się na cały plan, jaki powstał w głowie Strikera. Pasował jej.
Gdy wstał i podniósł broń, drgnęła, ale nie ruszyła się z miejsca. Utkwiła tylko spojrzenie w strzelbie, wyraźną ulgą reagując na widok wyrzutni przypinanej do zaczepów na plecach mężczyzny. Dopiero wtedy zorientowała się, że zadał jej pytanie, więc uniosła na niego niewidzące spojrzenie. Była blada, oczy miała przekrwione. Teraz bardziej niż wcześniej przydałby się Luca ze swoimi działającymi cuda specyfikami. Może przestałaby wyglądać, jakby miała zaraz zemdleć. Nie było co się dziwić, musiała się mocno wykrwawić.
-
Jest lepiej - odparła cicho, jednocześnie kręcąc przecząco głową. Jakby nie potrafiła się zdecydować. -
To jest... tak miało być, ten skurwiel wreszcie...
Utkwiła wzrok w trupie Burela i zamilkła. Ich relacja była mocno nienormalna i w końcu dobiegła końca. Tak, jak Wade tego chciała. Zabiła go za to, że zniszczył jej życie wcześniej i prawdopodobnie też za to, jak traktował ją na co dzień. Uniknęła konsekwencji. Jeszcze tylko musiała się stąd wydostać, wsiąść do promu i odlecieć, zostawiając za sobą zgliszcza.
Słysząc kolejne słowa Charlesa spojrzała na niego z nieukrywanym zdziwieniem, a gdy zobaczyła jego usta wykrzywiające się w uśmiechu, sama też w końcu parsknęła śmiechem. Stał nad nią, głodny i nie wiadomo z czego zadowolony, mimo że jeszcze chwilę temu niemal do samego końca planowała go zabić, tak samo jak całą resztę, choć nie był bezpośrednio powiązany ze śmiercią jej matki. Zaśmiała się znów cicho, ukrywając twarz w dłoniach, a kilka sekund później Striker mógł się zorientować, że Sonya jednak się nie śmieje. Po całym tym czasie, w którym na jej twarzy znajdowała się lodowata maska obojętności, albo niezadowolenia, w końcu nie potrafiła funkcjonować tak dłużej. Może i nie musiała. Rozpłakała się, widząc, że doprowadziła wszystko do końca, który planowała od dawna. Zemściła się na wszystkich, na których musiała, za śmierć swojej najbliższej rodziny. I teraz nie wiedziała co dalej. Stała, oparta o tę szafkę, ranna i wykończona, w rozciętym kombinezonie, w otoczeniu zwłok i obok człowieka, którego przecież wcale dobrze nie znała. Nie było lepiej. Nie mogło być. Ale ona też nie mogła się do tego przyznać.
Płakała bezgłośnie. Może nie chciała zaburzać otaczającej ich ciszy, a może nie umiała inaczej. Długą chwilę później jej omni-klucz zapikał ostrzegawczo i dopiero to zmusiło ją do otrząśnięcia się z tego stanu. Wyprostowała się i sprawdziła o co chodzi, by w końcu odezwać się, równie zachrypniętym głosem, co chwilę wcześniej Striker.
-
Jak chcesz jeszcze kiedykolwiek coś zjeść, to musimy stąd wyjść - nie patrząc na mężczyznę, odgarnęła włosy z twarzy i odepchnęła się od biurka. -
Zaraz aktywują się ładunki i kompleks będzie wysadzony w powietrze.
Ruszyła przed siebie powoli, zakładając, że Charles pójdzie za nią. Przecież nie miał tu nic do roboty. Minęli kilka trupów leżących w kącie, minęli krzesło z Jannickiem i martwego Burela. Kobieta rzuciła mu ostatnie spojrzenie i weszła po schodach, zostawiając całą tę przeszłość za plecami. Każdy krok wyraźnie sprawiał jej ból. Przeszła dzisiaj więcej, niż Striker, bo uczestniczyła w walce na górze. Ciekawe w którym momencie zmieniła strony. Znając życie, w ten sposób właśnie złapali Burela, bo jej zdrady nie mógł się spodziewać. Opierała się teraz dłonią o ścianę, wchodząc coraz wyżej.
Na górze oczom Strikera ukazało się istne pobojowisko. Nie wspominając o ścianach i meblach poznaczonych śladami walki, na podłodze leżało kilkanaście martwych. Wśród nich bez problemu rozpoznał Setha. Jego przystojne rysy twarzy teraz zastygnięte były w pośmiertnej masce i jakoś nie wyglądał już tak dobrze. Jego pancerz był zgnieciony, wchodził w ciało, miażdżąc klatkę piersiową. To na nim między innymi musiał skoncentrować się biotyk. Jeden z ludzi wynajętych przez Wade. Nie patrzyła na niego, po prostu przechodząc do drzwi wyjściowych i otwierając je bez wysiłku od środka.
Lodowate powietrze z zewnątrz uderzyło niemal natychmiast, przypominając, jak strasznie w środku śmierdziało, krwią, potem, spalenizną i śmiercią. Sonya miała na sobie teraz tylko ten swój cienki kombinezon, ale nie narzekała. Bez zatrzymywania się wyszła na zewnątrz, kierując się w stronę wysokiej skarpy, za którą musiał być ukryty prom. Powoli, z wysiłkiem zaczęła wchodzić na nią, ciasno krzyżując ręce na klatce piersiowej, bo wiatr był lodowaty. Jakoś w połowie drogi jej omni-klucz zapikał ponowie, więc zatrzymała się i odwróciła.
Seria wybuchów przeszła przez kompleks, a potem wszystko stanęło w płomieniach. Sonya chyba nie oglądała vidów akcji, by wiedzieć, że na wybuchy nie należy patrzeć, tylko odchodzi się od nich obojętnie. A może chciała przyjrzeć się, jak pali się budynek, w którym gdzieś tam na dole siedzi Burel z przestrzeloną przez nią głową. Oczy nadal miała zaszklone, choć teraz przyczyną mógł być wiatr, wiejący im prosto w twarze. Utrudniał patrzenie na ogień, przynosił ze sobą zapach dymu i odsłaniał bliznę, którą tak usilnie Wade na co dzień ukrywała.
-
Muszę zawieźć Aarona do szpitala - odezwała się cicho. -
Potem możemy znaleźć ci coś do jedzenia. A potem...
Przeniosła spojrzenie na Strikera. Było inne, niż przedtem. Badawcze i smutne jednocześnie.
-
Nie wiem, co dalej. Nie zastanawiałam się, co będzie dalej - przyznała. -
Przepraszam, Charlie. Chociaż wiem, że po tym, co zrobiłam, to gówno znaczy.