Znów nie wyglądała, jakby mu uwierzyła, choć tym razem nie odsunęła się, gdy jego palce przesunęły się po bliźnie z boku jej twarzy. Może zrobiła to świadomie, a może już się nad tym nie zastanawiała. Opuściła wzrok i chyba chciała powiedzieć coś jeszcze, jakoś to skomentować, ale szybko odwrócił jej uwagę od jakichkolwiek obaw. Odwzajemniła pocałunek z takim samym żarem, jaki wyczuła u niego, a myślami natychmiast wróciła do chwili obecnej. W końcu to tylko ona miała znaczenie. Czy Striker już zawsze będzie przy niej, czy było to tylko pusty frazes wywołany nastrojem chwili, to miało okazać się w przyszłości.
Znów złapała się go mocniej, gdy postanowił przejść z nią do łazienki, a jej usta rozciągnęły się w uśmiechu. Tutejszy prysznic nie był przeznaczony dla dwóch osób, w szczególności biorąc pod uwagę, że jedna z nich była postury Strikera, ale z tym poradzili sobie całkiem dobrze - w końcu nie odsuwali się od siebie na milimetr, a gdy uderzył w nich strumień niewystarczająco ciepłej wody, Wade przywarła do mężczyzny jeszcze mocniej. Dopiero później woda stała się cieplejsza, pozwalając im zająć się sobą. Nie był to może najbardziej skuteczny prysznic, jaki w życiu brali, ale na pewno znacznie bardziej satysfakcjonujący.
Sonya stała później przed zaparowanym lustrem, wpatrując się w swoje rozmyte odbicie. Próbowała rozczesać mokre włosy, choć szło jej to dość mozolnie. Owinęła się w biały ręcznik hotelowy, który w połączeniu z czernią jej włosów i oczu podkreślał, jak jasna jest jej skóra. Po jej niedokładnie wytartych plecach wciąż spływały pojedyncze krople wody, wsiąkając w brzeg jej prowizorycznego stroju. Spędzili pod tym prysznicem sporo czasu, choć tym razem nikt się chyba do nich nie dobijał. Może tylko ściana sypialni graniczyła z czyimś pokojem, przenosząc wszystkie dźwięki. Zerknęła przez ramię na Charlesa, gdy przechodził za nią, obdarzając go tym samym enigmatycznym uśmiechem, co zwykle. To już nie była Wade z restauracji na Cytadeli, z Ishtar czy z Islandii. Stała się zupełnie nową osobą, w stu procentach oddając się bliskości ze Strikerem i w niej znajdując sens dalszego funkcjonowania - tak samo zresztą jak on.
Nadal nic nie mówiła, ale w chwilach takich jak ta czasem ciężko było znaleźć właściwe słowa. Zresztą nikt ich od niej chyba nie wymagał. Rozczesała włosy do końca i wróciła do sypialni, zsuwając z siebie w międzyczasie ręcznik, żeby przebrać się w czarną męską koszulkę, w której miała spać. Naciągnęła ją na siebie razem z bielizną, którą chwilę później znalazła gdzieś w okolicy i wróciła do łóżka, tym razem planując pewnie zasnąć normalnie, bez dodatkowych i długo trwających rozrywek.
- Dobranoc, Charlie - powiedziała ciepło, wtulając się w końcu w męską klatkę piersiową. Te same dwa słowa, które rzuciła do niego na Islandii, teraz brzmiały zupełnie inaczej i nie były wypowiedziane z drugiego pokoju, a z odległości kilku centymetrów. I zawierały w sobie zupełnie inny zestaw emocji.
Następnego ranka to Sonya wstała pierwsza. Jej delikatny dotyk powoli wybudzał mężczyznę ze snu, gdy przesuwała dłonią po jego ramieniu. Pewnie nadal obawiała się, że Striker obudzi się gwałtownie i zaatakuje ją, a przecież tym razem była zupełnie bezbronna. Nie spali długo, bo czekał ich wczesny lot. Na zewnątrz dopiero kończyła się noc, nadal było ciemno, Charles po otwarciu oczu nie mógł zobaczyć więc nic, poza jej sylwetką, siedzącą na brzegu łóżka.
- Wstawaj powoli - powiedziała cicho. - Ja się pójdę zebrać.