- Nic się nie stało - odpowiedziała cicho, wydawało się też, że szczerze. Widział tylko jej profil, zapatrzony w bliżej nieokreślony punkt w oddali. Nie patrzyła na niego, nie wiedziała więc w jakim jest stanie. Po raz pierwszy od bardzo dawna nie była w stanie dopilnować, żeby on czuł się dobrze, przekonywać go do wejścia do środka i doprowadzać go do porządku swoim dotykiem. Siedziała obok, ale zbyt daleko, by mógł ją objąć. Tak samo zawieszona w czasie i przestrzeni, jak on. Chyba byli pod niektórymi względami bardziej do siebie podobni, niż oboje zdawali sobie z tego sprawę.
- Ja też - zgodziła się, znów milknąc zaraz po tym. Dym, który wypuszczała z ust ona, był gęstszy niż ten pochodzący z papierosów Striera. Wydmuchiwała go teraz wąską strużką, jakby przyjemność sprawiało jej obserwowanie, jak odbija się od niego światło padające przez wysokie okna z ogrodu za ich plecami - Emily musiała je zapalić, nie chcąc, by siedzieli całkowicie po ciemku.
Mijały sekundy, mijały minuty, a papierosy w ich dłoniach stawały się coraz krótsze. Tu nie było słychać muzyki ani rozmów, a odkąd Emily sobie stąd poszła i pewnie uprzedziła wszystkich, że Wade zaraz Charlesa przyprowadzi, nikt też im nie przeszkadzał. Z tym że Wade poprosiła o kilka minut i zamierzała z nich skorzystać, zanim będzie musiała z powrotem zacząć się uśmiechać.
- Ostatnie święta spędziłam sama, w domu - odezwała się w końcu. Jej cichy głos dobrze wtopił się w ciszę i panujący dookoła mrok. Zaciągnęła się znów. Jej cygaretki paliło się długo. - Pracowałam. Aaron zapraszał mnie do siebie, mówiłam, że nie mogę. Jakoś przed północą przyszedł Claude, nawalony w trzy dupy, tak bardzo świątecznie. Wpuściłam go do środka, padł jak trup na kanapę, prezent od niego mogłam sobie podnieść z podłogi, bo mu wypadł z ręki zanim zdążył mi go wręczyć. Dał mi jakieś kolczyki - zamilkła na moment i westchnęła cicho. - Nie mam przekłutych uszu.
Dopaliła papierosa do końca i zgasiła go w popielniczce. Przez chwilę przyglądała się ułamanej, żarzącej się końcówce.
- Twoja mama mnie nie lubi - zauważyła. - Nie patrzy na mnie nawet. Próbowałam z nią porozmawiać, ale...
Wzruszyła ramionami. Zachowanie Anny wobec Wade było zgoła inne, niż Charles początkowo zakładał. Splotła dłonie na kolanach i zerknęła na Strikera. Widząc jego minę postanowiła jednak przysunąć się do niego, przestawiając najpierw popielniczkę stopień niżej, by ich nie rozdzielała. Złapała jego rękę i sama się nią objęła, bo na niego w tym marazmie nie miała co liczyć. Oparła głowę o jego ramię, wracając do patrzenia w ciemny ogród przed sobą.
- Przynajmniej Emily mnie lubi. I Daryl - splotła palce z jego wolną dłonią. - Wiem, że jest ci ciężko, Charlie. Ale chciałeś wrócić. Może z czasem się do tego przyzwyczaisz. Nie musimy tu siedzieć do nowego roku, jeśli nie chcesz.