Zmarszczyła brwi słysząc wspomnienie Omegi widzianej jego oczami. Wsunęła ręce do obszernych kieszeni płaszcza, znajdując coś w środku jednej z nich i zaciskając wokół tego pięść. Przechyliła lekko głowę, jakby dzięki temu mogła nabrać innej perspektywy słuchając tego, co uważał na temat obu planet.
-
Widziałeś to a jednak dalej twierdzisz, że na Omedze to wszystko jest proste i łatwe - odparła spokojnie, nieco ciszej, cytując jego słowa. -
Myślę, że się mylisz.
Zadarła głowę do góry, pozwalając, by niebieskie kosmyki zsunęły się z jej twarzy, wracając do reszty pozostawionej w nieładzie fryzury.
-
Zardzewiały pistolet menela czy schowany w rękawie nóż biznesmena, od obu będę tak samo martwa jeśli przyjdzie na mnie kolej. Nie ma między nimi różnicy.
Urwała temat, stając przed drzwiami obok i łącząc się z nimi omni-kluczem, by sprawdzić, czy zhakować je można w taki sam sposób czy klub posiadał lepsze zabezpieczenia niż restauracja niżej. Struktura korytarzy technicznych była taka sama, o czym szybko się przekonała.
Kiwnęła głową słysząc nowe informacje i bez zastanowienia ruszyła w kierunku drzwi, które miały doprowadzić ich do przeszklonego pomieszczenia, podejmując decyzję w ułamku sekundy.
-
Musimy zlokalizować Virię. Myślę, że będzie na dwunastym piętrze, tam miał gabinet. Nie szkodzi sprawdzić - rzuciła za siebie, jednocześnie ruszając wąską i ciasną odnogą, w której zmieszczenie się znów było wymagające dla turianina w pełnym opancerzeniu. Zatrzymała się by zająć się panelem kilkanaście metrów dalej. Po upływie minuty drzwi rozsunęły się, wypuszczając ich z parnego tuneliku do chłodnego, ciemnego korytarza. Nie było w nim nikogo poza nimi. W kącie leżały pootwierane, puste skrzynie.
Kobieta wyciągnęła z kabury pistolet maszynowy, unosząc go przed siebie i rozglądając się czujnie. Mignął refleksem blasku niebieskich, oszczędnych lamp, wpadając w oko turianina, mającego okazję zobaczyć go w pełnej krasie. Ostatnim razem widział ten sam model siedząc w stacji tysiące kilometrów pod poziomem morza, w mdłym świetle Raitaro - trzymany był przez obłąkanego Johne'a, odebrany żołnierzowi Przymierza.
Ignorując jego spojrzenie, kiwnęła głową, ruszając do przodu. Korytarz był mały, analogiczny do tego, który znajdował się na zapleczu restauracji. Szybko dotarli do drzwi prowadzących do reszty poziomu, otwartej na gości - wraz z tym dotarła do nich muzyka.
Maya otworzyła drzwi i przylgnęła do ściany obok, zerkając do środka. Muzyka była cicha - musiała pochodzić z poziomu wyżej. Ten nie przypominał klubu, bardziej zebranie pomieszczeń prywatnych i służbowych. Z dala dobiegł ich śmiech i gwar rozmów.
Trafili do lobby, z którego odchodziły trzy korytarze. Mały placyk nie miał żadnych okien, udekorowany był tylko szerokimi donicami, w których zasadzone były jakiejś tutejsze odmiany kwiatów.
-
Tam - mruknęła, przechodząc za jedną z donic i kucając przy niej bez chwili zawahania. W dali, w jednym z korytarzy, znajdowało się przeszklone, jasne pomieszczenie. Przed nim stał mężczyzna ubrany w biały uniform ochroniarski z pistoletem przy udzie. Wewnątrz dwójka innych ochroniarzy siedziała przy biurku na wprost monitorów oświetlających ich twarze.
Kobieta zsunęła się na ziemię, siadając skryta za donicą i spoglądając na turianina, intensywnie przy tym myśląc sądząc po jej wyrazie twarzy.
-
Jeśli odwrócisz uwagę tego na zewnątrz, mogę dostać się do środka.