- Widmo od żołnierzy z oddziałów specjalnych często oddziela bardzo cienka granica wizualnie - odpowiedziała Irene Maya, podejmując temat linii, które przecież były jej dość znane. Temat jednak musiał się urwać, gdy do obserwujących ich oczu starszej pani doszły też jej uszy, wychwytujące każdy, najdrobniejszy nawet szczegół.
Uwaga turianina wywołała jakąś reakcję - starsza kobieta dalej miała skwaszoną minę, ale teraz podtrzymywała ją dla zasady, bo jego słowa jej się spodobały - choć nie chciała tego przyznać, naturalnie. Cmoknęła, kręcąc głową, jak kobieta chcąca skarcić młodzieńca za ten nietakt, ale był na tyle męczący, że już darowała sobie kazanie.
- Wiadomości wiadomości. Wszyscy wiedzą, że są kupione. Wiadomości się nie ogląda - odparła, nie potwierdzając ani nie zaprzeczając. Przyglądała się mu z nieskrywanym zainteresowaniem gdy czekał na reakcję swoich towarzyszek w kwestii napoju. Maya również podniosła na niego wzrok, po czym wzruszyła ramionami.
- Może być też dla mnie - powiedziała po życzeniu Irene, rozsiadając się w krześle.
Na ulicy nic się nie zmieniało - nawet jeśli zmieniało się wszystko. Życie w Huangpu było płynne, szczegóły zastępowały poprzednie, pojawiały się inne osoby, krzykliwe bannery. Przed chwilą nawet przejechał jakiś mały pojazd, ale wyglądał na pochodzący z przed co najmniej dziesięciu lat, w dodatku rozpadający się. Tłum posłusznie rozproszył się żeby go przepuścić, ale i tak nie był w stanie pokonać znaczących odległości zbyt szybko.
Kobieta odprowadziła turianina wzrokiem, dopiero gdy zniknął w drzwiach baru przeniosła swój wzrok na rudowłosą i nawet pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Musiała być zadowolona widząc kogoś, kto nie miał na twarzy zniesmaczających ją blizn, jak Volyova, którą ostentacyjnie ignorowała.
- Tak tak, kochana. Ugarr jest spokojny i uprzejmy. Szkoda, że ludzie waszego pokroju tego nie rozumieją. Biedak musi was znosić cały czas - westchnęła, przerywając na chwilę by odkroić sobie łyżeczką kawałek ciasta i ponownie go skosztować, mlaskając przy tym nieco.
Viyo wrócił dość szybko. Wewnątrz lokalu atmosfera była jeszcze bardziej podła niż na zewnątrz. Przy stolikach nie siedziały niewinne staruszki, tylko pili lub grali mężczyźni, w towarzystwie kilku kobiet. Ubrani byli podobnie, niektórzy mieli te same tatuaże na twarzy lub rękach - wyglądali jak członkowie gangu i łypali na niego spode łba, niezadowoleni z jego obecności. Ciężko tylko stwierdzić, czy przez to, że był turianinem, czy po prostu dlatego, że był obcy.
Barman nie wyglądał na zbyt trzeźwego, ale jego wzrok dodatkowo otępiał gdy turianin poprosił go o dwie zielone herbaty z miodem. Odwrócił się wtedy i rozejrzał po swoim asortymencie, jakby zastanawiając, gdzie odłożył herbatę, którą ostatnio ktoś zamówił u niego lata temu. Sięgnął do popielniczki chowanej pod barem i wetknął sobie w połowie wypalonego papierosa do ust, wreszcie wyciągając z lodówki butelkowaną herbatę matcha z dodatkiem cytryny i miodu, którą przelał do szklanek. Nie smakowała tak, jak świeżo parzona, słodzona miodem - była nieco sztuczna, ale przynajmniej była mniej więcej tym, co zamawiał.
- Wczoraj na przykład taki przylazł. Chłop jak tur. Prawie tu masakrę zrobili, no jak tak można? Ugarr po prostu stoi. Taka jego praca. To nie jego wina, oj nie - mówiła, już nie patrząc na turianina, za to kręcąc głową z przekonaniem. - Kiedyś to było - westchnęła z nostalgią, wracając do jedzenia swojego ciasta.