To przedłużanie nie tyle co go irytowało ale zaczynało powoli niepokoić. Zazwyczaj takie przeciąganie sytuacji nie znaczyło nic dobrego. W najgorszym wypadku nie mieli już pilota, ewentualnie pilot był ciągnięty do jakieś celi czy innego gówno. Charles jednak przez moment siedzenia w sali odpraw chciał wierzyć, że jednak wszystko jest okay. Jego paranoja potrafiła się uaktywniać w najdziwniejszych momentach, ale tutaj była nawet troszkę uzasadniona.
Mocno zastanowił go nacisk na słowo ograbić i to, że świdrował go wzrokiem jakby co najmniej miał slangi każdego możliwego przestępczego półświatka w jednym palcu. Miał jednak to dziwne uczucie, że tu w cale nie chodziło o żadne grabienie. To musiał być raczej potężny problem, a do tego jego wersje zmieniły się bardziej niż kod genetyczny asari na przestrzeni ostatnich lat. W międzyczasie postanowił sprawdzać jakiekolwiek informacje na temat systemy, planety i dlaczego jebana centrala milczała jakby dostała rozkaz zerwania kontaktu z nimi.
Sam nawet prychnął słysząc porównanie do Archiego Folgera. W sumie coś w tym było. Spędzanie czasu z siostrą sprawiło, że pewne nazwiska mu się przewijały przez słuchawkę. Od sytuacji w klubie ich kontakt stał się trochę bardziej otwarty, a Emily wykazywała trochę dziwną fascynację tym czym się zajmował. Nawet nie chciał wiedzieć jak musiała o to cisnąć biedną Aye.
Do tego sposób w jaki im przedstawił plan. Nie brzmiał tak idiotycznie. Jak widać nie chodziło o ataki koloni, a o ogromna chęć ściągnięcia wojsku do jakiegoś syfu, którego nawet oni sami nie ogarniają lub w najgorszym wypadku nie rozumieją. Kosmos był popierdolonym miejscem o tak wielu dziwnych anomaliach, że nie starczy pamięci w intranecie na spisanie tego wszystkiego. Cokolwiek tam znaleźli albo nimi konkretnie wstrząsnęło albo uszkodziły styki w głowie biednego Vasilieva.
- Cyberpunkowy Rasputinie może odpowiedziałbyś jednak na najważniejsze pytanie. Co takiego znaleźliście na pieprzonym Rayingri, że trzeba wszystko spalić do gołej ziemi?
Uśmiechnął się lekko opierając się rękoma o stół. Końcówka papierosa prawie dotykała blatu. Można było wyczuć, że jeszcze milimetr i zacznie przypalać tworzywo. Charles miał dość jasny powód nazywania go Rasputinem. Bawił się nimi i opowiadaniem wszystkiego w ten dość zagmatwany trudny do zrozumienia sposób. Nic specjalnego, ale dla Shukina chyba musiało to być coś nowego bo reagował jak dziecko w piaskownicy na widok sztuczki, że znikającym kciukiem.
- Góra nie ruszy dupy bez dowodów. Zresztą nasz łącznik nie ruszy floty bo masz taki kaprys. Jedna kolonia w tą czy w tamtą nie zrobi im różnicy. – Westchnął Charles krzyżując ręce na klatce piersiowej. Dym niósł się powoli za ruchami jego dłoni, kiedy próbował kapitanowi wyjaśnić dlaczego nie da się tego zrobić od tak.
- Nie mówiąc już o tym, że zabijając nas gówno wskórasz bo po prostu przylecą was odjebać. I nie ważne co miałbyś za dowody. – Nagle skierował wzrok na Rebecce. Przez chwile się nad czymś zastanawiał. – Chyba, że nagrasz egzekucje tej tutaj i wyślesz na statek z którego nas przysłali. To jej załoga. Harcerzyki pewnie będą chciały zemsty. – Zaciągnął się papierosem, a wolną ręką podrapał po karku. – Nie polecałbym jednak tego rozwiązania bo mają jeden z najnowocześniejszych niszczycieli więc prędzej was wyrżną bez wychodzenia ze statku.
Miał dość beznamiętny wzrok przyglądając się czerwonowłosej. Była zasobem, który miał być wykorzystany dla celów misji. Chociaż takie wykorzystanie bardzo średnio go zadowalało. Nie mówiąc już o tym, że na tak wczesnym etapie było to czystym idiotyzmem. Do tego starał się być lepszym człowiekiem więc nie mógł od tak po prostu jej im oddać i odjebać dla jakiegoś póki co powodu, który im nie był znany.
- Podeślij Archiemu to co udało wam się dowiedzieć, ten przekaże to górze, a my w międzyczasie lećmy już na miejsce. Stamtąd przekaże się już przekaz wizualny do naszego łącznika i pewnie coś wyślą. Ewentualnie zostawią robotę nam. – Westchnął. – Myślałem, że w nowym roku nie będę musiał walić do cywilów.