Illium było miejscem, gdzie życie pędziło szybko i jeśli tylko ktoś umiał dostosować się do jego tempa, niewątpliwie pokocha to miejsce. Cytadela była zgoła inna. Dawała szansę życia w wielkiej metropolii, ale jednocześnie nie zmuszała, aby być ciągle w jej centrum. Tutaj persony były na równi rozpoznawalne, co anonimowe. I być może nie stanowiła ona centrum dla handlu a także nie stwarzała tak wygodnych warunków do prowadzenia własnych interesów, nie mniej jeśli ktoś miał już swoje małe imperium, to czy przypadkiem nie był już znudzony zbyt łatwą dostępnością na Nos Astral wszystkiego, co sobie tylko ubzdurał? Z biegiem czasu wszak znikają pewne wyzwania, motywujące oraz napędzające całą machinę. Od wszystkiego ma się ludzi, kontakty, placówki.
- Ładnie to sobie wszystko rozplanowałeś, jednakowoż będziesz potrzebował lepszego argumentu niż ten, że jestem radną, abyś mógł prowadzić negocjacje ze mną. Stać Cię na coś lepszego, niż pójście na łatwiznę.
Czy to było wyzwanie? Ciężko stwierdzić, gdyż dźwięczny głosik Iris skutecznie maskował tak oczywiste intonacje, które biznesmen bądź polityk od razu wyłapywałby swoim czujnym słuchem. Parsknęła śmiechem, co zmusiło ją do przysłonięcia ust.
- To... dobrze. Wprawdzie nie miałabym nic przeciwko odwiedzenia tej ciekawej na swój sposób planety, nie mniej oni nie mogliby być zadowoleni z mojej wizyty.
Przez chwilę śledziła jego kroki, które ucięły się przy barierkach. To nie do końca tak wyglądało, jak twierdził Diego, nie mniej nie zamierzała go wyprowadzać z błędu. Gdziekolwiek Iris nie zapragnęłaby pójść, za nią zawsze ktoś podąży. Tylko bardziej dyskretnie. Nie ma możliwości ucieczki. Po chwili wahania również wstała, ale nie podeszła. Wystawiła twarz ku sztucznemu słońcu, cicho wzdychając w duchu.
- Kusisz, aby jednak dać się na namawiać... Nie mniej, zgoda. Zaskocz mnie.