Jak widać, Shukin miał zgoła inne podejście do obecności cywili na akcji, niż Rebecca i Charles. Może nie był tak emocjonalnie obojętny jak czerwonowłosa i nie doświadczył tego, czego do tej pory w życiu doświadczył Striker. Mężczyzna pokręcił tylko głową z sobie jedynie znanego powodu, nie siląc się na komentarz. Byli zbieraniną różnych ludzi, wysłanych tylko po to, by zająć się niewygodną umową z piratami. Tego w planach nie było i jedno było pewne - w niezadowoleniu z tego, jak sytuacja się potoczyła, byli jednogłośnie zgodni.
-
Hej, już po wszystkim - Alexander posłusznie odwrócił się do nastolatki, gdy znaleźli się w środku i dziewczyna zatrzasnęła za nimi drzwi. Uśmiechnął się łagodnie, przypinając broń z powrotem do biodra i wyciągnął przed siebie rozprostowane dłonie. -
Przylecieliśmy tu jakiś czas temu i możemy spokojnie odlecieć. Możesz się zabrać z nami. Weźmiemy twojego... - zerknął w stronę pogrążonego w stazie mężczyzny. -
...ojca? Dziadka?
-
To pan Adanir! Nie znam go! Wiem tylko że tu pracuje! - odparła zrozpaczona nastolatka, a jej oczy na nowo wypełniły się łzami. -
Moją rodzinę zabrali. Mojego brata zabrali małego.
-
Brawo, Alex - mruknęła Saraya pod nosem i podeszła bliżej, zwracając się już potem do dziewczyny. -
Jesteśmy z Przymierza. Przekazaliśmy już informację, ktoś się tym zajmie - nie do końca była to obietnica zgodna z prawdą, ale przecież nie składali nastolatce raportu, tylko usiłowali ją uspokoić. -
Jak masz na imię?
-
Ingrid - odpowiedziała blondynka po chwili namysłu i siorbania nosem. -
Przepraszam że strzelałam. Zgaście światło. Przyjdą tu.
-
Nikogo już nie ma. Odlecieli.
-
Nie wszyscy.
Shukin uniósł brwi, rzucając Dinh pytające spojrzenie. Ta wzruszyła tylko ramionami. Dlaczego zbieracze pozostawili kogoś na planecie, pozostawało to niewiadomą. Tak czy inaczej jeśli Ingrid miała rację i faktycznie był tu ktoś jeszcze, poza tymi, których zabili, będą musieli się bardzo postarać, by uciec stąd niezauważeni. Albo, ewentualnie, pozbyć się zagrożenia, zamiast go unikać.
-
Dlatego włączyłam wieżyczki. Hasło jest na monitorze.
Jak powiedziała, tak było - Rebecca znalazła przyklejoną na spód monitora karteczkę, z zapisanym ciągiem znaków "RedRidingHood245", który po wpisaniu w systemy okazał się odblokowywać wszystko i dawać dostęp do każdego systemu kolonii, jaki Dagan mogła sobie wymyślić. Zabezpieczenia nie były najwyższych lotów. I to stanowiło ten jeden plus, pozytywną informację na dzisiejszy dzień.
W systemie monitoringu znalazła nagrania wszystkiego, co wydarzyło się w kolonii od momentu ataku.
Roje owadów, wpędzających ludzi w ten stan, który widzieli teraz u unieruchomionego mężczyzny. Zbieraczy, ściągających ludzi do statku, w który być może gdzieś nad nimi wbił się Skyranger. Innych z kolei rozstrzeliwujących tych, którzy jakimś cudem uniknęli zamknięcia w stazie i pojedynczych zbieraczy umierających od strzałów tutejszych służb porządkowych, niewystarczająco skutecznych przeciwko temu wrogowi. Zrzucenie wszystkiego na omni-klucz zajęłoby za dużo miejsca, ale Rebecca mogła wyciągnąć płytkę danych, na których zostało to wszystko zapisane i dostarczyć ją dowództwu. O ile uda im się opuścić to wspaniałe miejsce.
-
A co z panem Adanirem? Długo już jest w takim stanie? - spytał cicho Shukin.
-
Tak - dziewczyna siorbnęła nosem. -
Bo weszłam przez okno jak jeszcze było otwarte i zamknęłam się od środka. Chcieli się tu dostać, ale te wieżyczki na zewnątrz były już wtedy włączone. Nie wiem czy nie zostawili kogoś żeby nas dobić. Żeby nie było świadków. Nie wiem czy oni w ogóle tak myślą. Nie wiem czy w ogóle myślą. Wrócą po nas zaraz. Zostawili takiego wielkiego potwora. Teraz już na pewno tu przyleci jak strzeliłam.
-
Spokojnie. Jak my strzelaliśmy, to nic nie przyleciało - Dinh objęła ją, gładząc po ramieniu, a po wzmiance o potworze w jej spojrzeniu znów pojawiła się nerwowość. Ingrid odgarnęła pojedyncze włosy, przyklejone do zapłakanych policzków i wbiła spojrzenie w plecy Strikera, badającego starszego mężczyznę. Na nim skupiła się na dłużej, wbrew swoim słowom stopniowo dochodząc do siebie w uspokajających objęciach młodej pani pilot. Kto wie, czy nie poczuła się odrobinę pewniej, gdy zorientowała się, że ktoś o aparycji takiej jak Charles stoi tym razem po jej stronie.
Ciemnopomarańczowa poświata otaczała ciało Adanira, unieruchamiając go w pozycji takiej, w jakiej go chyba zastała. Jedną dłoń miał opuszczoną, jakby korzystał z komputera, drugą uniesioną w geście odpędzania czegoś - może owadów. Ze skupieniem wpatrywał się w monitor, choć po przesunięciu razem z krzesłem jego nieobecny wzrok skupił się na Strikerze. Nie był martwy, to na pewno. Pytanie tylko, czy byli w stanie coś zrobić z jego obecnym stanem. Otaczająca go bariera lekko się elektryzowała w dotyku, ale nie była fizyczną skorupą, którą musieliby przełamać, żeby go uwolnić. Miała bardziej formę biotycznej bariery, choć w innym kolorze.
-
Kiedy stąd polecimy? - spytała cicho Ingrid.