Qeirana
- Kurwa jego psia mać!- zaklął Quril, jak tylko Vergull zniknął z Kersalem w dalszej części korytarza. Nie zważał na to, czy słyszy go Qeirana, był dość wściekły na zaistniałą sytuację i swojego pecha, żeby szybko zapomnieć o konwenansach. Poza tym był to przecież tylko żołnierz... silny, waleczny i przystojny turianin, a nie jakiś wymoczek albo dżentelmen. Z pomocą kompana podnosił się na nogi – Chyba skręciłem rękę…- wysapał, łapiąc się za prawą dłoń, żeby ją unieruchomić.- Ale, ale mogę iść.- dodał po chwili, jakby na swoje usprawiedliwienie. Nie mógł przecież użalać się nad sobą.
– Zostajemy na pozycji, pani Qeirano, proszę się nie denerwować- powiedział Dermil, jakby trochę zawstydzony tonem kolegi.
Obaj mężczyźni przycupnęli i czekali, nic innego im nie pozostawało. Qeirana była z nimi w łączności radiowej i mogła na nich zerkać z góry.
- Może powinienem ją nastawić? – zastanawiam się Quril – Boli jak diabli… a jestem praworęczny.
Kiedy tak zostali sami, a Zeevrus zniknął sam w mroku jaskini, gdzieś z głębi tunelu na poziomie, gdzie znajdowali się mężczyźni coś zaklekotało. Przypominało to stukot, jaki wydają bociany swoimi dziobami. Qeirana nie słyszała tego, jedynie rozmowy pomiędzy Qurilem a Dermilem.
- Słyszałeś to?
- Myślałem, że się przesłyszałem.
- Co to mogło być?
Vergull
Vergull i Kersal poszli dalej lodową jaskinią. Przeszedłszy najniebezpieczniejszy odcinek podążali już tylko tunelami, które momentami ścieśniały się do tego stopnia, że wydawało im się, że utkną, jeśli nie zdejmą pancerzy, ale a szczęście obyło się bez tego.
- Pechowo. Zastanawiam się, jak przetransportujemy rannych z powrotem na Huntera, jeśli znajdziemy kogoś w Lone Rangerze…- powiedział Kersal, ale nie tracił skupienia.
Niebawem zajaśniało przed Vergullem i Kersalem wyjście z jaskini. Na zewnątrz wciąż panował mrok i śnieżyca, ale jej siłą znacznie zmalała, więc już z daleka widzieli tym razem olbrzymiego Lone Rangera wbitego w powierzchnię góry. Trap był zamknięty, więc wejście tamtędy było wykluczone. Wyżej na niestabilnej konstrukcji zionęła wielka dziura, ale żeby się tam dostać trzeba by było wspiąć się po ledwie trzymającej się konstrukcji… Chyba, że Vergull i Kersal wymyślą coś innego…
Zeervus
Zeervus szedł sam przez mroczny, mieniący się korytarz. Oddalił się znacznie od Qeirany, ale wciąż miał przed sobą kawał drogi. Był mniej więcej w połowie drogi powrotnej. Myśli trochę zapełniały mu ten czas, w którym brnął znowu ostrożnie z powrotem. W pewnym momencie mijał pewne skrzyżowanie tuneli. Kiedy przechodził, usłyszał coś, co przypominało… klekotanie? Takie podobne do klekotania bocianów.