[h3]MARSHALL, CARLOS[/h3]
Było wiele rzeczy, które mógł zrobić Carlos.
Reakcja Marshalla na swój sposób go zaskoczyła. Być może spodziewał się odmowy, ale nie spodziewał się ataku. Zaklął głośno, gdy kolba karabinu uderzyła w jego hełm. Być może gdyby nie osłona, straciłby przytomność od razu - nawet zatwardziali żołnierze mieli swoje ograniczenia, których ich biologia nie była w stanie przeskoczyć. Ale ceramiczna bariera była w stanie wytrzymać wiele. Tak nieodporna na promieniowanie kosmiczne i drastyczne zmiany ciśnienia, tak okazała się idealnym wygłuszeniem jego ataku, sprawiając, że Brown zachwiał się lekko, na moment odrobinę tracąc równowagę, ale złapał ją z powrotem gdy Hearrow właśnie go wymijał.
- Dziękuję! Och... co wy tam robicie? - dobiegł do nich krzyk Cantos, która, uwięziona na dnie, odwróciła swoją uwagę od przejścia do tunelu, zamiast tego podrywając głowę w górę. Dostrzegła stojącego na krawędzi Marshalla i choć dzieliło ich wiele metrów, mógł widzieć w jej wykrzywionej bólem twarzy ulgę.
- Trzymam się, trzymam, ale...
Jęknęła cicho, gdy poruszenie się wywołało falę bólu w jej uszkodzonym ramieniu. Nie była w stanie się podnieść, ani na pewno pomóc Hearrowowi w wyjściu w górę - ale czekała, cierpliwie, aż mężczyzna zacznie schodzić w dół.
Brown nic nie mówił. Być może gdyby to zrobił, Hearrow miałby jakieś ostrzeżenie - znak tego, co miało nadejść. Carlos wyprostował się, podświadomie sięgając dłonią do głowy, ale gruba rękawica napotkała jedynie hełm. Zaklął pod nosem, niemal niedosłyszalnie, po czym sięgnął do pasa.
Chwilę po tym, Marshall za swoimi plecami usłyszał jedynie charakterystyczne kliknięcie odbezpieczanego granatu.
Nawet, jeśli od razu rzucił się w kierunku żołnierza, jeśli dobył omni-ostrza lub ponownie chwycił za pistolet, było już za późno. Dziura przed nimi była wielka. Brown bez problemu wycelował w jej kierunku, wypuszczając z dłoni granat inferno.
W normalnych warunkach, tarcze każdemu kupiłyby odpowiednio dużo czasu na ucieczkę przed płomieniami. W boju granaty były dotkliwe, lecz niekoniecznie śmiertelne. Gdy jednak miniaturowa bomba zderzyła się z kamienistą ziemią na dnie zapaści, uwalniając potężną siłę skrytą w jej wnętrzu, Cantos nie miała wyjścia. Przeciśnięcie się do tunelu zajmowało czas, którego nie posiadała. Płomienie wypełniły jej otoczenie i objęły jej ciało, a z jej gardła dobiegł ich wrzask bólu i przerażenia.
- ]Pieprzony harcerzyk. Nie ratujesz jej poświęcając tylko siebie, tylko nas wszystkich - prychnął Brown, cofając się od Hearrowa. Mówił na kanale komunikacji, do wszystkich, nieświadomie nagrywając również krzyki Evelyn, której pancerz trawiły płomienie. - Jedną masz z głowy, Viyo. Z drugą zróbcie sobie co chcecie. Ja spierdalam.
Dobył karabinu, cofając się przodem do Marshalla, gotowy na potencjalną walkę.
[h3]TORI, VEX, CANTOS[/h3]
Nim to wszystko się wydarzyło, Evelyn niechętnie, z powątpiewaniem zbliżyła się do Tori, która teraz wydawała się przypominać lekarkę, którą blondynka znała. Tą, która odejmowała ból zamiast go wywoływać. Jej słowa były pocieszeniem, choć z pewnością nie były w stanie zmazać urazy, którą wywołało jej wcześniejsze traktowanie Cantos.
- Ale to... ja - odrzuciła z zawahaniem, na moment zmuszając się do zerknięcia na leżące w kącie ciało. - To ja groziłam wam bronią - dodała, gdy ta świadomość na dobre zagnieździła się w jej głowie.
Nie było innych wersji. W gruncie rzeczy, każda Evelyn była tą samą, jedynie obarczoną innymi wspomnieniami. Nie wiedzieli tylko, jakie wspomnienia uczyniły z Evelyn z przyszłości tak inną od tej, która teraz stała obok nich.
Wayra niemal nie zwracał uwagi na swoje otoczenie. Pochłonięty terminalem i studiowaniem danych, które były w nim zawarte, kiwał głową gdy dyskutowali między sobą, nie wnosząc samemu nic do tej konwersacji póki nie został o to bezpośrednio poproszony.
- Tu jest problem. To jest program. Komputer - westchnął, drapiąc się po podbródku w zamyśle. - Nawet, jeśli są inne sposoby załatania anomalii to nie chce mi tego pokazać, bo nie bierze tego pod uwagę. Zawsze dąży do najprostszego i najmniej obciążającego systemy rozwiązania problemu. W tym wypadku pozbycie się Evelyn jest prostsze niż pozbycie się tunelu, który stworzyli naukowcy.
Artefakt, choć przemawiał ludzkimi głosami zaczerpniętymi z radia, nie był istotą z krwi i kości. Nie posiadał sumienia ani kompasu moralnego, którym mógłby się kierować. Nie szukał rozwiązań, dzięki którym mogliby uratować ludzkie życie i wyjść z tego bez strat w swoim zespole.
Widział błąd i przyjmował sposób pozbycia się go, który zawierał w sobie najmniej potencjalnych komplikacji. Najkrótsza droga do celu, nic poza tym.
- Postaram się znaleźć sposób, ale... - zamarł, gdy kula zapulsowała lekko, a słowa odpowiedzi Browna przedostały się przez komunikatory.
Wraz z nimi nadszedł krzyk.
Potworny, agonalny wrzask człowieka, którego nie czekała szybka śmierć. Płomienie z serca samego piekła z wolna topiły ceramiczne płyty pancerza chroniącego ciało Evelyn Cantos, gotując znajdującego się w środka człowieka żywcem. Hearrow widział, jak zasłaniała swoją odkrytą twarz i zwijała się w kulę, starając zminimalizować obrażenia, ale jej los był już przesądzony.
Stojąca obok nich, teraz jedyna Cantos, zamarła. Jej oczy otworzyły się szeroko, nabierając rozmiaru małych spodków.
- To jest wasze bronienie się? - wydusiła z siebie, spoglądając na Tori wprost. - Czy tamta ja też sobie na to zasłużyła? - dodała, cofając się z wolna do tyłu, jak najdalej od asari.
Wrzaski dla niej były tym bardziej surrealistyczne, ale też przerażająco realistyczne.
Oparła się plecami o ścianę, przyglądając Wayrze i artefaktowi, którego powierzchnia powoli się uspokajała.
- Błędy znikają - skomentował tylko Talev, cicho, przenosząc wzrok na Vexa.
- Dlaczego w ogóle dyskutujecie z jebaną kulą, która chce mnie zabić? - ryknęła nagle, o krok ruszając w ich stronę, z oskarżycielskim palcem wycelowanym w ich stronę, gdy rozpacz w jej głosie z wolna przekształcała się we wściekłość.