Nie od razu zorientowała się, że dziwne słowa i hebrajskie wtrącenie mogło być skierowane do niej. Rebecca generalnie nie nawiązywała kontaktu z obcymi, siłą rzeczy nie oczekiwała więc, że ktoś obcy będzie nawiązywał kontakt z nią. Dopiero gdy Charles szturchnął ją i ruchem głowy wskazał przechodzącą kobietę, Dagan spojrzała na nią kątem oka, nie odzywając się. Nie lubiła, gdy ktoś wtrącał się w jej rozmowy - gdy ktoś słuchał tego, czego nie powinien.
Rebecca w ogóle nie lubiła ludzi.
Raczej nie miała w planach odpowiedzieć, niezależnie jednak, jakie były jej zamiary - nie miała okazji ich zrealizować.
-
Dobra, Dagan, ogarnij się i... - Po zakończeniu monologu na temat dziwnych wydarzeń, w których uczestniczyła Wizna, McLoughlin odetchnął głęboko, rozprostował plecy, uśmiechnął się promiennie... A potem wyprężył się nagle, salutując.
Dagan obejrzała się przez ramię w tej samej chwili, w której dobiegł ją znajomy głos. Kamowski? Serio?
-
Admirale. - Wyprężyła się regulaminowo. Nabranie podobnych nawyków nie przyszło jej łatwo, gdy jednak zaczęła kogoś darzyć szacunkiem - tak jak na przykład Kamowskiego - starała się spełniać wszelkie oczekiwania. W miarę. -
Świętujemy przepustkę, szefie.
Na kolejne słowa kontradmirała zamarła, a McLoughlin parsknął śmiechem.
-
Powodzenia, Dagan. - Mężczyzna nie krył rozbawienia. -
Wychodzi na to, że awansowałaś.
Rebecca zacisnęła zęby.
Debil, pomyślała, a nie powiedziała tylko przez wzgląd na obecność kontradmirała. Także przez to, że miała do czynienia właśnie z nim, zachowała się profesjonalnie - choć nie udało jej się całkiem ukryć niezadowolenia.
-
Tak jest, kontradmirale - mruknęła, bo średnio miała inne wyjście... i mimowolnie skrzywiła się, gdy okazało się, że nieznajoma kobieta również miała z nimi podążyć. Dlaczego? Kim była?
Czyżby właśnie wciągnęli ją w jakieś zadanie z najemnikami? Znowu?
Westchnęła głęboko. Świetnie. Wklepała jeszcze zamówienie na czynnym całą dobę terminalu pobliskiego sklepu. Skoro myślała o zmodernizowaniu pancerza, mogła zacząć od razu -
rękawice Kassa Fabrication nie były złe, mogłaby w nich pracować. Potem zaś nie pozostało jej nic innego, jak ruszyć za Kamowskim - i starać się nie epatować niechęcią.
/zt