Był zadowolony ze swojej walki. Wymiana pocisków i biotyki przebiegła nieco dłużej niż sam Curio zakładał ale jej wynik był dokładnie taki, jaki sobie wymarzył. Zmietli Piratów z planszy. Zresztą, kim była grupka kosmicznych rzezimieszków w starciu z doświadczonym najemnikiem jak Curio? Oraz pozostałymi zawodniczkami, oczywiście. Choć poznali się dopiero na arenie to cała trójka zdawała się walczyć w zgrany sposób. Żadne nie powstrzymywało się od meldowania swoich posunięć czy też sytuacji na polu walki. Tak jak to powinno być. Oczywiście, Crassus widział siebie w roli największego złodupca areny Feros, ale nie zamierzał odmawiać należnej chwały Fulvinii i Elizabeth.
Zrzuciwszy z siebie pancerz i kilkunastu minutach odświeżenia, Curio opuścił swoją szatnię. Ubrany w swoje luźne, wygodnie ciuchy i koniecznie firmową koszulkę. Reklama dźwignia handlu. Skierował się na trybuny, rzecz jasna. Poznałby innych zawodników, popatrzył na walki, a może i Mila już tam jest? Zanim jednak miał tam dotrzeć, Crassus musiał zrobić obligatoryjny przystanek przy sklepie z przekąskami. Po prawie pięciu minutowej burzy we własnym mózgu, turianin zdecydował się na butelkę Dextro-Coli™ i paczkę orzeszków gau, turiańskim odpowiedniku popularnych, solonych fistaszków. Przepłukawszy gardło colą, Curio wepchnął butelkę do prawej kieszeni cargo swoich spodni a jego trójpalczaste dłonie zajęły się otwarciem paczki orzeszków. Kiedy słona przyjemność została uwolniona i zawitała w jego ustach, Crassus uruchomił swój odtwarzacz muzyki z czymś przyjemnym do
posłuchania. Ot, wisienka na torcie relaksu i odpoczynku.
W końcu i on pojawił się na trybunach, stając w szerokiej framudze mechanicznych drzwi. Nucąc pod nosem rytm, który rozbrzmiewał w jego słuchawkach, Curio mijał kolejne wyświetlacze z powtórkami z walki. Na krótki moment przystanął widząc siebie na jednym z monitorów, akurat oddającego końcowy strzał.
- Ale mam stylówę. - mruknął do siebie, podrzucając orzeszkiem by następnie złapać go w usta. Nie trafił. - W ryj volusa…
Odkopał biednego fistaszka, który już spędził na ziemi więcej niż pięć sekund. Nie było dlań ratunku. Ruszył więc dalej, wzrokiem szukając kogokolwiek znajomego. Jak na przykład Chorwatki, która siedziała w towarzystwie jakiejś asari. Uradowany tym widokiem, z odnowionymi pokładami wigoru, Curio ruszył w ich kierunku. Już będąc kilka metrów uniósł swoją prawą dłoń, która jeszcze przed chwilą grzebała w paczce.
- No siemano! Jak tam po pierwszej rozgrzewce? - zagaił do Mili akurat jak się znalazł przy nich.
Ale wtedy coś dostrzegł. A raczej kogoś. Kątem oka zauważył sylwetkę, która mieniła mu się niezwykle znajomo. Nie kryjąc rosnącego zaaferowania tym, skierował swój wzrok na dziewczynę siedzącą kilka metrów dalej. Jego dłoń zamarła w paczce orzeszków, a żuwaczki zadrżały w ekscytacji. Z każdą sekundą był coraz bardziej przekonany, że rozpoznał w dziewczynie Jaanę. Co prawda, wyglądała nieco inaczej, ale to nie powinno być zaskoczeniem po ostatnich wydarzeniach na Cytadeli. Prawdopodobnie gdyby nie świetny wzrok, Curio wcale by jej nie poznał. Niestety dla Ritawory, akurat tym Matka Natura obdarzyła Crassusa.
- Zaraz wracam. - stwierdził do Mili i siedzącej obok asari, po czym jak gdyby nigdy nic poszedł dalej.
Wylądował swoje karapaksowe cztery litery obok samej, jak mu się zdawało, Jaany. Jeśli musiał przy tym przepchnąć asari nieco na bok, zrobił to. Westchnąwszy pierw ciężko, wręcz ostentacyjnie ciężko, sięgnął po kolejnego orzeszka, którego schrupał ze smakiem.
- Ładnie tutaj, co? Jak nikt nie odwala chorego szajsu, hakuje Cytadeli czy coś w ten deseń. - skomentował wystarczająco głośno by Ritavouri go usłyszała, choć jego wzrok wciąż wpatrywał się w monitory przed nimi. Sięgnął spokojnie po kolejnego orzeszka. Normalnie poczęstowałby dziewczynę ale wolał jej oszczędzić pobytu w toalecie. Mimo, że prawdopodobnie zasłużyła.
- Zanim cokolwiek powiesz to wiedz, że nie przyszedłem się bić. Ot zamienić kilka słów ze znajomą. - dopiero teraz spojrzał na Jaanę, unosząc przy okazji swoją zasoloną dłoń. Wskazał nią na głowę i twarz, referując się do środków, które podjęła Ritavouri by pozostać incognito.
- Nieźle. Ale mam zbyt dobrą pamięć do twarzy. Szczególnie tych, którzy wystrzelili cię ze schodów.
Teraz, parę ładnych tygodni po tym zdarzeniu, Curio ze spokojem mógł chichotać na myśl o tamtej chwili. Ale doskonale pamiętał gniew, którym pałał zaraz po twardym lądowaniu. Spoważniał za moment, co czasem mu się zdarzało.
- Spędzasz sporo czasu w między rasowym tyglu jak na członka twojej firmy.