Przez całą drogę wsłuchiwała się w słowa Tevario, ale wciąż nie mogła pozbyć się wrażenia, że otaczająca ją rzeczywistość nie jest prawdą - że jest jakimś snem, majaczeniem, ułudą czy hologramem mającym wybadać ją i jej reakcje, albo będącą po prostu czyimś ponurym żartem. Mimo to rozglądała się ciekawie po okolicy podziwiając ulice i budynki, albo zwracając uwagę na wskazywane przez Dominica miejsca szczególnej uwagi. Nie komentowała jednak ani nie dodawała nic od siebie starając się nie przerwać monologu mężczyzny i licząc, że ten udzieli odpowiedzi na jej wcześniejszą serię pytań. Tak też się z grubsza stało, Tevario zachwalał okolicę i styl życia na planecie jak przewodnik turystyczny i z czasem dziennikarka zaczęła się zastanawiać, czy jego funkcja “sekretarza rządu” nie jest szumną i oficjalną nazwą dla takiej właśnie roli. Nadstawiła ucha ze szczególną uwagą, gdy mężczyzna wyjaśniał w miłych słowach, że obie z Ledeią są tutaj uziemione i mogą zapomnieć o powrocie do domu - przynajmniej dopóki nie odnajdą sposobu, by zdobyć jedną z masek i znaleźć się w pobliżu “orba” albo nakłonić kogoś, by je odtransportował. Na pierwszy rzut oka miejsce wydawało się miłe, nie były skrępowane i miały względną wolność, ale ich nowe miejsce pobytu było wygodnym i sympatycznym, ale jednak więzieniem. ”Klatka o złotych prętach” - przemknęło jej przez głowę.
W drodze szczególną uwagę poświęciła mijanemu pomnikowi, starając się przyjrzeć mu w miarę dokładnie. Trzymający w dłoni orba mężczyzna sprawiał wrażenie lidera, przywódcy, a pozostałe, mniejsze postaci klęczące u jego stóp i wyciągające ręce mogły prezentować wyznawców bądź obywateli w wyrazie uwielbienia, ale równie dobrze mógł być to gest rozpaczy i błagania by pozwolił im dotknąć kuli i wydostać się - w jakiś allegoryczny sposób odniosła obserwowany obraz do swojej sytuacji i nagle uśmiech zniknął jej z ust, a brwi ściągnęły się w grymasie. Opanowała się jednaki szybko i gdy Dominic w swojej opowieści po raz kolejny obejrzał się do tyłu nawiązując z nią kontakt wzrokowy, na jej twarzy gościł już ponownie jeden z jej “profesjonalnych” uśmiechów.
Gdy dotarli na miejsce, przez chwilę przyglądała się domkowi który został jej “przydzielony”. Jeszcze nigdy nie miała domku, zazwyczaj mieszkała w wynajętych pokojach, później apartamentach, ale zawsze były one jedynie częścią większego budynku - nawet na Terra Nova, gdzie podobnie jak tutaj niebo było błękitne a powietrze nie miało tej charakterystycznej, niemal niewyczuwalnej woni recyklingu i regeneracji. Tymczasem tutejsza sceneria wyglądała jak tereny podmiejskie z folderów reklamowych czy starych widów z końca XX i początków XXI wieku na Ziemi - pudełkowa, szeregowa zabudowa, biały płotek i tylko brakowało jakiegoś zaparkowanego krążownika szos na podjeździe. Zaprowadzona do domu, otworzyła drzwi otrzymaną wcześniej kartą i weszła do środka - naturalnie rozglądając się ciekawie, ale zwiedzanie zostawiając sobie na później, gdy będzie już sama z Ledeią. Podała mężczyźnie dłoń na pożegnanie, przytrzymując ją jednak chwilę dłużej w uścisku.
- Dziękuję za miłe towarzystwo, panie Tevario - obdarzyła go kokieteryjnym uśmiechem, trajkocząc i wdzięcząc się do niego - Jeśli będzie pan w pobliżu, zapraszam na kawę albo na pogawędkę... Albo wie pan co? Chciałabym uświętować tak niecodzienną sytuację i możliwość rozpoczęcia nowego życia na Uranosie, a obawiam się, że pan i Ledeia są jak na razie moimi jedynymi znajomymi tutaj... Często macie tutaj takich nowych gości jak ja i moja przyjaciółka? Zapraszam zatem pana na odświętną kolację. Pojutrze? Będzie panu pasować? Naturalnie zapraszam pana z małżonką, ja ze swojej strony postaram się do tej pory nieco bardziej zorientować w okolicy i przygotuję coś pysznego. I jakieś drinki... Wino? Burbon? Ma pan jakieś preferencje?
Wymieniwszy ostatnie słowa pożegnania, zamknęła drzwi i odwróciła się do Ledeii, a uśmiech z jej twarzy zniknął po kilku sekundach jak starty. Teraz pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia - wysondowanie samej turianki. Do teraz - czy to jeszcze wcześniej w szpitalu, czy podczas drogi - wydawała się zadowolona z życia i optymistyczna, ale Annabelle musiała wiedzieć, czy jest to tylko gra pozorów, pod którą Santus skrywa jakieś mroczniejsze uczucia i tajemnice, czy ją po prostu “kupili” i pięcioletni okres osamotnienia na Palavenie Dwa sprawił, że kobieta duszę i ciało oddała tej nowej społeczności. Bo Annabelle nie planowała zostać tutaj ani dnia dłużej niż to było konieczne. To było jak sen, ale wciąż podświadomie czuła, że gdzieś pod kolorową i bajkową jego warstwą czają się demony koszmaru, które tylko czekają by zostać uwolnione.
- Zatem zostałyśmy sąsiadkami? - rzuciła do Ledeii neutralnie, ruszając na oglądanie domu - Twój dom jest taki sam? Znaczy rozkład. Oprowadzisz mnie? W szpitalu przeglądałam lokalny ekstranet i znalazłam mapy miasta. Pokażesz mi, gdzie się znajdujemy? Będę musiała znaleźć jakieś sklepy, rozejrzeć się po okolicy... - westchnęła teatralnie, jednocześnie aktywując swój omni i wpisując tekst “Czy ktoś nas podgląda albo podsłuchuje? Możemy bezpiecznie rozmawiać?”, po czym podsunęła ekran turiance, żeby dla ewentualnych obserwatorów wyglądało to tak, jakby faktycznie pokazywała przyjaciółce mapę - Albo chociażby ten bank, żeby założyć konto. I znaleźć pracę... - zerknęła w oczy Ledeii, starając się wyczytać jej emocje i reakcję na pytanie na wyświetlaczu. Skasowała szybko wiadomość i wstukała następną - "Nadal chcesz wracać, czy tu zostajemy?"
W drodze szczególną uwagę poświęciła mijanemu pomnikowi, starając się przyjrzeć mu w miarę dokładnie. Trzymający w dłoni orba mężczyzna sprawiał wrażenie lidera, przywódcy, a pozostałe, mniejsze postaci klęczące u jego stóp i wyciągające ręce mogły prezentować wyznawców bądź obywateli w wyrazie uwielbienia, ale równie dobrze mógł być to gest rozpaczy i błagania by pozwolił im dotknąć kuli i wydostać się - w jakiś allegoryczny sposób odniosła obserwowany obraz do swojej sytuacji i nagle uśmiech zniknął jej z ust, a brwi ściągnęły się w grymasie. Opanowała się jednaki szybko i gdy Dominic w swojej opowieści po raz kolejny obejrzał się do tyłu nawiązując z nią kontakt wzrokowy, na jej twarzy gościł już ponownie jeden z jej “profesjonalnych” uśmiechów.
Gdy dotarli na miejsce, przez chwilę przyglądała się domkowi który został jej “przydzielony”. Jeszcze nigdy nie miała domku, zazwyczaj mieszkała w wynajętych pokojach, później apartamentach, ale zawsze były one jedynie częścią większego budynku - nawet na Terra Nova, gdzie podobnie jak tutaj niebo było błękitne a powietrze nie miało tej charakterystycznej, niemal niewyczuwalnej woni recyklingu i regeneracji. Tymczasem tutejsza sceneria wyglądała jak tereny podmiejskie z folderów reklamowych czy starych widów z końca XX i początków XXI wieku na Ziemi - pudełkowa, szeregowa zabudowa, biały płotek i tylko brakowało jakiegoś zaparkowanego krążownika szos na podjeździe. Zaprowadzona do domu, otworzyła drzwi otrzymaną wcześniej kartą i weszła do środka - naturalnie rozglądając się ciekawie, ale zwiedzanie zostawiając sobie na później, gdy będzie już sama z Ledeią. Podała mężczyźnie dłoń na pożegnanie, przytrzymując ją jednak chwilę dłużej w uścisku.
- Dziękuję za miłe towarzystwo, panie Tevario - obdarzyła go kokieteryjnym uśmiechem, trajkocząc i wdzięcząc się do niego - Jeśli będzie pan w pobliżu, zapraszam na kawę albo na pogawędkę... Albo wie pan co? Chciałabym uświętować tak niecodzienną sytuację i możliwość rozpoczęcia nowego życia na Uranosie, a obawiam się, że pan i Ledeia są jak na razie moimi jedynymi znajomymi tutaj... Często macie tutaj takich nowych gości jak ja i moja przyjaciółka? Zapraszam zatem pana na odświętną kolację. Pojutrze? Będzie panu pasować? Naturalnie zapraszam pana z małżonką, ja ze swojej strony postaram się do tej pory nieco bardziej zorientować w okolicy i przygotuję coś pysznego. I jakieś drinki... Wino? Burbon? Ma pan jakieś preferencje?
Wymieniwszy ostatnie słowa pożegnania, zamknęła drzwi i odwróciła się do Ledeii, a uśmiech z jej twarzy zniknął po kilku sekundach jak starty. Teraz pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia - wysondowanie samej turianki. Do teraz - czy to jeszcze wcześniej w szpitalu, czy podczas drogi - wydawała się zadowolona z życia i optymistyczna, ale Annabelle musiała wiedzieć, czy jest to tylko gra pozorów, pod którą Santus skrywa jakieś mroczniejsze uczucia i tajemnice, czy ją po prostu “kupili” i pięcioletni okres osamotnienia na Palavenie Dwa sprawił, że kobieta duszę i ciało oddała tej nowej społeczności. Bo Annabelle nie planowała zostać tutaj ani dnia dłużej niż to było konieczne. To było jak sen, ale wciąż podświadomie czuła, że gdzieś pod kolorową i bajkową jego warstwą czają się demony koszmaru, które tylko czekają by zostać uwolnione.
- Zatem zostałyśmy sąsiadkami? - rzuciła do Ledeii neutralnie, ruszając na oglądanie domu - Twój dom jest taki sam? Znaczy rozkład. Oprowadzisz mnie? W szpitalu przeglądałam lokalny ekstranet i znalazłam mapy miasta. Pokażesz mi, gdzie się znajdujemy? Będę musiała znaleźć jakieś sklepy, rozejrzeć się po okolicy... - westchnęła teatralnie, jednocześnie aktywując swój omni i wpisując tekst “Czy ktoś nas podgląda albo podsłuchuje? Możemy bezpiecznie rozmawiać?”, po czym podsunęła ekran turiance, żeby dla ewentualnych obserwatorów wyglądało to tak, jakby faktycznie pokazywała przyjaciółce mapę - Albo chociażby ten bank, żeby założyć konto. I znaleźć pracę... - zerknęła w oczy Ledeii, starając się wyczytać jej emocje i reakcję na pytanie na wyświetlaczu. Skasowała szybko wiadomość i wstukała następną - "Nadal chcesz wracać, czy tu zostajemy?"