Wyświetl wiadomość pozafabularną
Choć Etsy było imieniem nieznanym dla Viktora, tego samego nie można było powiedzieć o jej twarzy. Gdy tylko hologram tej samej kobiety, jaka stała przed nimi w fizycznej formie androida, wyświetlił się nad omni-kluczem Widma i zabrzmiał znajomym głosem, podejście mężczyzny zmieniło się bezpowrotnie. Spokój ducha, uprzejmość i maniery zniknęły z jednym uderzeniem spadającej na ziemię laski. Cofnął się o następny, drugi krok, podtrzymując ściany i zakrętu, za który mógł zbiec, ale z jakiegoś powodu tego nie robił. Jeśli Etsy była dla niego zagrożeniem, w każdej chwili mógł się wycofać, ale zamiast tego trwale stał za Nakadą. Być może wierzył w to, że android bez problemu poradz
i sobie z napastnikami, a może wiedział, że nawet, jeśli odbiegnie na kilka metrów, wciąż będzie łatwym celem do złapania.
Salwa z karabinu przecięła powietrze ze świstem, bezbłędnie trafiając w swojego przeciwnika. Tarcze turianina rozbłysnęły się błękitem w ich cichym zawodzeniu, natychmiastowych oznakach protestu. Nakada postąpiła o krok w jego stronę - jej celność była niemal idealna, a jej determinacja pozostawała niezachwiana.
-
Jesteś zagrożeniem. Dać ci możliwość wyjaśnienia to jak dać ci więcej czasu na wdrożenie swojego planu - odrzekła, prosto, bez zbędnych emocji, które zmanipulowałyby stabilnością jej głosu.
Korytarz nie oferował żadnych osłon. Mógł tylko cofać się dalej, świadom tego, że wszystkie drzwi pozostawały przed nim zamknięte. Sabotaż, którego użył, nie wywarł na niej żadnego efektu - nie było omni-klucza, z którym mógłby się połączyć, a ciało androida było zwinne, skore do wyminięcia każdego pocisku, jaki wystrzeliłby w odpowiedzi.
Pośpiesznie regenerując tarcze, czuł wzmagający się ból w swoim udzie, zmuszony do cofania do tyłu. Kolejna salwa z karabinu wystrzeliła w jego kierunku, znów trafiając niemal ze stuprocentową celnością, znów zmuszając jego generator do pracy na najwyższych obrotach i znów ignorując jego prośby i słowa.
Nim zdążył odpowiedzieć, ciało androida wygięło się w łuk. Iskry buchnęły spomiędzy niewidocznych łączeń, a Nakada, drżąc, osunęła się na kolana. Odgłos, który temu towarzyszył, był ciężki, moc
ny - tak niepasujący do jej zgrabnej, chudej sylwetki, chowającej metalowe cielsko tytana.
-
Hope! - krzyknął Viktor żałośnie, rzucając się do przodu nieco szybciej, niż pozwalała mu na to jego noga. Opadł na ziemię tuż przy jej nieruchomym ciele, odrzucając na bok karabin, którym nie zamierzał, lub nie potrafił się posługiwać. -
To koniec - szepnął, do niej, lub do siebie, gdy światła na stacji mignęły.
-
Jak śmiesz nas atakować, gdy przyszliśmy tu z najlepszymi intencjami? - krzyknęła Etsy, głosem roznoszącym się z głośników stacji. Przy jednej ze ścian, przy których stał Viyo, zamigotała wcześniej niewidoczna gołym okiem kamera. Hologram kobiety pojawił się obok Kavinsky'ego, zaciskając pięści, gdy jego właścicielka pokierowała się zaprogramowanymi w niej sekwencjami i odruchami, które przypisane były złości. -
To nie my zaatakowaliśmy twoją stację. Nie my strzelamy do ciebie, choć próbujesz nas zabić. JAK ŚMIESZ?! - ryknęła, tak głośno, że wydawałoby się, że ściany i podłoga zadrżały, a jej głos lekko zniekształcił się w chwili, w której przebił maksymalną liczbę decybeli.
Kavinsky, trzymając syntetyczne ciało w dłoniach niczym kogoś sobie bliskiego, wyprostował się, z furią w oczach spoglądając na hologram obok, butnie, jakby rzucał jej wyzwanie, pokazywał, jak bardzo się jej
nie boi, choć jego ciało trzęsło się ze strachu.
-
Jeśli muszę zabić ciebie, by uratować tysiące, poprzysięgłem sobie, że to zrobię.
Hologram Etsy, tym razem ukazujący całokształt, obrócił się wpierw w stronę Vexa. Gdy spoglądała na Widmo, jej wzrok nieco zelżał, ale wciąż jej twarz była napięta od złości.
-
To zwykła kukła - rzuciła krótko, wskazując na desperacko ściskane przez Kavinsky'ego, syntetyczne ciało. -
Jedyną SI na tej stacji jestem ja, prawda?
Przysunęła się bliżej, pochylając nad siedzącym na ziemi Viktorem.
-
Skoro nie chciałeś nas tutaj, dlaczego zostawiłeś mi furtkę? - wycedziła głośno, od razu sprawiając, że pokręcił zaprzeczająco głową.
-
To ty zostawiłaś sobie furtkę, o której nawet nie wiedziałem! - krzyknął rozpaczliwie, wolną dłonią sięgając z powrotem do karabinu, który obrócił sugestywnie w stronę Viyo w jasnym znaku "nie zbliżaj się". -
Powinienem się domyślić tego, że tutaj wrócisz. Powinienem zabrać wszystko, co zostało i...
-
NICZEGO NIE ZOSTAWIŁAM! - wrzasnął głos, z nowego rodzaju emocją chowającą się w swoich syntetycznych strunach. Desperacją, niezrozumieniem, szokiem, którego Kavinsky nawet nie wychwytywał. Uniósł spojrzenie w jej kierunku i splunął w bok, nim wycedził:
-
Po prostu z tym skończ.