Wyświetl wiadomość pozafabularną
Roześmiała się. Głośno. Czysto. I perliście.
Ocierając przysłowiową łezkę rozbawienia, nie mogła się powstrzymać i nie spojrzeć na stolik, o którym mimochodem wspomniał Rodriguez. Dobrze wiedziała, co chodzi mu po głowie, nie mniej, nie skonfrontowała swoich przypuszczeń z rzeczywistością. Oboje swobodnie poruszali się wśród niedomówień, sypiąc półsłówkami niczym z rękawa. Mniej więcej właśnie tak zaczęła się ta cała ich zażyłość oraz jednocześnie gra - od rzuconego żartu, na które odpowiedziała druga osoba, pociągniętego tematu, dodania swoich trzech groszy, w końcu pozwolenia sobie na odrobinę pikanterii, która nie spowodowała, że ani jedno, ani drugie spłonęli burgundowym rumieńcem.
-
Czyżby? - odparła równie jak on tajemniczo, sugerując, iż sama rozważa pewne...
opcje. Mrużąc oczy, przesunęła spojrzeniem po pokoju dziennym skąpanym w wieczornych światłach Prezydium. Był to widok, do którego mogłaby się przyzwyczaić - z nim, na kanapie, tak blisko, gdyby tylko... No właśnie. Mogła mnożyć wszystkie
przeciw, pytanie tylko właściwie
p o c o? Raptem parę dni temu, spojrzała śmierci w oczy. Nie pamiętała wszystkiego dokładnie z tego dnia, zachowała strzępki wydarzeń, z których nie sposób bylo utkać całości. A jednak, jednego była niepodważalnie pewna. Pomyślała o nim. O tym, że już go więcej nie zobaczy. Nie dotknie. Nie poczuje miękkich ust, na swoich.
Kręcąc głową, tak że jasne, blond pasma musnęły jej policzki, odstawiła szklankę. Zabrała też tą, którą Diego trzymał w ręku. I choć to było dopiero preludium - znała go dobrze, na tyle, iż domyślała się, kiedy zbiera się w sobie, aby powiedzieć coś, co trudno przechodziło mu przez gardło - bezceremonialnie położyła palec na jego wargach.
-
Cśśś. Nie dzisiaj. Doceniam, naprawdę, że chcesz być ze mną szczery jak mało z kim, ale... Nie dzisiaj. Dzisiaj już nic więcej nie mów - podkreśliła, opuszkiem wodząc i kreśląc linie czerwieni jego ust, nim jednak w jakikolwiek sposób na to zareagował, uciekła, podążając szklakiem wytyczonym przez jego żuchwę.
-
Czy Ty zawsze musisz być taki... Rodriguezowy? - cmoknęła.
-
Ja to wszystko wiem i nie oczekuje, że cokolwiek się zmieni. To niemożliwe. Nie w naszym przypadku. A mimo to, plułabym sobie w brodę, gdybyś po tym wszystkim, co działo się na stacji, tak po prostu odleciał do swojego życia na illum. Dlatego proszę, abyś dzisiaj... został. O nic więcej. Przecież wiesz - dodała mimochodem, coś, czego przecież był absolutnie pewny. Oboje znali te niepisane zasady. I choć miała ochotę nie raz je wykpić, zawsze karnie się nim podporządkowywała.
Tak było lepiej.
A przynajmniej łatwiej siebie samą okłamywać.
Z cichym westchnięciem, oparła czoło o jego czoło. Pieszczotliwie, głaskała jego podbródek, który obejmując rozcapierzonymi palcami walczyła z drżeniem rąk.
Damn you, Diego.