Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h3]inferno[/h3]
Reakcja jego rozmówczyni nie była obfita w emocje. Hełm, nieprzełamany przeźroczystym wizjerem, czynił z jej twarzy jedynie posąg z kamienia, do którego Inferno zwracał swe słowa nie dbając o to, w jaki sposób zostaną zinterpretowane. Każde z wypowiadanych przez niego zdań poruszało za to jej towarzyszem do głębi. Quariański ochroniarz wiercił się w miejscu, przekładał broń z jednej dłoni na drugą, szachował swoją cierpliwością niczym cennym zasobem o stabilności porównywalnej z mrocznym, pulsującym rdzeniem w centrum ich pomieszczenia. Cała istota bycia Galatha była solą w jego oku, drzazgą w palcu, której samo istnienie wprawiało w dyskomfort emanujący z jego skrytego w skafandrze ciała.
Wszak kto z
szeregowych, lub co gorsza,
najemniczych, morderczych narybków śmiałby odezwać się w ten sposób do kobiety, którą Saer'Taar darzył tak ogromnym szacunkiem?
-
Spójrz na nas, Galacie. Nie jesteśmy Hegemonią. - krótkie zdanie poruszyło posągiem naprzeciw niego, w kontraście mrożąc quariańskiego mężczyznę w miejscu, wieńcząc jego niespokojną choreografię. -
Nie nienawidzimy ludzkości. Nie interesuje nas rasowa czystka w imię przeszłych waśni. Interesuje nas teraźniejszość, która jak most prowadzi do niepokojącej przyszłości. Nie jesteśmy też Błękitnymi Słońcami, szukającymi wyzbytych wartości najemników sprzedających się taniej niż dziwki na Omedze.
Jej słowa brzmiały nisko jak na turiańską kobietę, lecz charakteryzował je znany ich rasie dwugłos. Podobnie jak Inferno, w przeciwieństwie do swoich przejętych zmęczeniem i stresem towarzyszy, pozostała spokojna. Przekazywała sobą komunikat, nie starając się zafałszować obecnej chwili obiecującymi frazesami.
-
To iskra w twym sercu sprawiła, że otrzymałeś od nas wiadomość. To słowa, które teraz wypowiadasz, potwierdzają słuszność naszej oceny. Nie słyszę gróźb, jedynie obietnicę. Twój wzrok płonie wojną, która czeka naszą galaktykę, po drugiej stronie Przekaźnika.
Po raz pierwszy od dłuższych kilku minut, Nyrexis poruszyła się gwałtownie. Jej płaszcz z pewnością zaszeleścił, gdyby tylko hełm Inferno był w stanie wyłapać takie subtelności. Kobieta podeszła bliżej, wbrew jego gotowej do aktywacji omni-ostrza, zaciśniętej w pięść dłoni, wbrew zacięciu w jego głosie. Nie traktowała słów Inferno jako wypełnionych pewnością siebie przechwałek, zbijając je na karb batariańskiego braku powściągliwości.
-
Otrzymasz swój sprzęt, Galacie Inferno, piąty. Otrzymasz kredyty, sprzęt, środki, których potrzebujesz. Otrzymasz pozycję, której żądasz. Otrzymasz cele wskazane ci przez oficerów i możliwość pięcia się w stronę szczytu, który w tym świecie należy ci się jak nikomu innemu. A gdy nadejdzie czas, jeśli okażesz się wystarczająco silny, obalisz moją pozycję, zajmiesz moje miejsce i przemówisz w moim imieniu naszym ludziom - zadarła głowę, lecz jedynie odrobinę. Turianie należeli do wysokich gatunków i Nyrexis niemalże równała się z Inferno, patrząc na niego równym wzrokiem. -
Ale jestem jedynie płotką w tym świecie. Oficerem armii, która przyjmie cię z otwartymi rękoma. Nie jestem królem, którego pragniesz obalić, nie siedzę też na tronie, który da się zdobyć przelaną krwią. Wkrótce zrozumiesz, że SST nigdy nie będzie twoje, bo od początku było niczyje. Czas pokaże czy to zaakceptujesz, czy pozwolisz, by ten fakt pchnął cię w stronę władczego szaleństwa.
Rdzeń błysnął gwałtownie. Łańcuchowe wyładowanie namalowało wzory na ścianach wokół, otaczając ich niebezpiecznym cierniem. Pancerz Inferno przypomniał mu o potrzebie wydostania się z tego miejsca kolejną, agresywnie czerwoną kontrolką w polu widzenia.
-
Kra'tashi żądają krwi bo nie wiedzą, w sercu czego się znaleźli. To nie Przymierze, ani nie Hegemonia, to jedynie wysłannicy Bavi Tara. Najemnicy, tacy jak ty, którzy zabłądzili w pogoni za następnym kredytem. Najemnicy, których śmierć nie wspomoże naszych przeciwników, a jedynie osłabi nasz potencjał.
Kobieta umilkła na moment, obracając wzrok ku quariańskiemu żołnierzowi SST. Mężczyzna westchnął niemal bezgłośnie, nim dostąpił jej kroku, podchodząc blisko Inferno.
-
Los zechciał, że niektórzy z nich posiadają po naszej stronie rodzinę, inni dzielą nasze chęci. Chcę, byś spróbował przekonać ich do dołączenia do naszych szeregów, w których czeka na nich większe, słuszne bogactwo niż to, które oferuje skorumpowany volus. Niech ci z nich, którzy dostrzegą w tym wartość, zasilą nasze szeregi. - dodała, nie dopuszczając do swojego głosu zbędnych emocji. -
Dyplomacja nie leży w twojej naturze, żołnierzu, a informacje, które posiadasz, są skąpe. Jeśli nie podołasz, zakończ ich żywot w sposób, który uważasz. Saer'Taar będzie ci towarzyszyć, jak i wspomoże w negocjacjach. W hangarze czekają dwa promy. Jeden z nich weźmie nasz oddział. Drugi pozostanie dla Ciebie, Saer'Taara i każdego, kto zdecyduje się pozwolić wydarzeniom toczyć torem, który im wyznaczyliśmy.
Omni-klucz Inferno aktywował się, przesyłając mu symulację zniszczenia układu, w którym znajdowali się teraz. Quariański towarzysz przesłał na batariański omni-klucz również szczegółowe dane dotyczące stanu wytrąconego z równowagi rdzenia piezo, niczym mroczny zegar odliczający czas w bardzo nieokreślony sposób. Rdzeń błysnął raz jeszcze, gdy Nyrexis cofnęła się, bez lęku obracając ku Galathowi plecami. Inferno jedynie kątem oka dostrzegał, że kobieca snajperka pod drzwiami trzymała go na muszce, a quarianin gotów był do ataku gdy tylko turianka postanowiła odsłonić się na potencjalny atak.
Nyrexis opuściła pomieszczenie, zostawiając go jedynie z Saer'Taarem.
-
Są w mesie. Idą do maszynowni.
[h3]kiru, isha, charles[/h3]
Mogli spodziewać się, że znajdą na swojej drodze Galatha Inferno.
Korytarze, które zwiedzali, były upiornie puste. Ustały odgłosy kroków, które towarzyszyły im wcześniej, ustały eksplozje, które słyszeli nieustannie. Wypróżniony z powietrza szkielet fregaty, jaką niegdyś był Ikaros, przypominał jedynie smutne cmentarzysko, które przemierzały inne, żywe trupy. Medi-żele trzymały ich w kupie pomimo odniesionych obrażeń, a omni-żele desperacko zasklepiały dziury odkryte w ich poszyciu. Gdy parli naprzód, gnani nie tylko chęcią odzyskania dysku, którego żądał Bavi Tar, ale też prostą potrzebą przetrwania, zdawali sobie sprawę z kruchości ich otoczenia, jak i ich samych. Żaden kontakt, który mogli mieć
po drugiej stronie, żadna świadomość bliskich oddziałów Przymierza w układzie ani pewność siebie nabyta w trakcie ich misji nie dawała wystarczająco wiele, by mogli poczuć spokój.
Kiru miała świadomość tego, że choć sława jej bohaterskich czynów na Omedze wyprzedzała ją samą, nawet jej tajemniczy przyjaciel nie był w stanie jej pomóc. W tak wielkim rozmachu tego, jak ogromny był wszechświat, śmierć z powodu braku tlenu, zmiażdżenia pod spadającą płytą wewnątrz katakumb kosmicznego statku czy obrażeń po
byle strzelaninie wydawała się śmiesznie miałka. Czy bohaterskiego yahga z Nyx miałoby dobić coś tak prozaicznego, coś tak
głupiego? Ikaros nie był stacją pośród podejrzanych rewirów, nie był łajbą statków niewolników, której przejęcie od zawsze było heroicznym wyczynem kogoś, kto nie lękał się samotnej śmierci. W tym jasnym od wiecznych świateł mieście, Ikaros był jedną, niedziałającą latarnią i choć otoczeni byli potencjalnym kordonem ratunkowym, Kiru wiedziała, że komunikacja z nimi mogła zaprzepaścić jej szanse na wypełnienie zlecenia.
Młoda D'veve, choć tkwiła w tej samej sytuacji, ta jednocześnie była zupełnie inna. To zaskakujące, jak tak wysoce niezależna asari, jaką była Isha, jednocześnie w swym życiu wielokrotnie polegała na towarzyszach. Na Ikarosie nie było jednak ani Skaxa, ani Fulvinii. Znów, nie było nikogo, komu mogłaby w pełni ufać, kto
zawsze rzuciłby się ku niej na pomoc, gdyby medi-żel przestał działać, gdyby jej ciało zaprotestowało, nie zgadzając się na to, w jaki sposób je traktowała. W ostatnim czasie, odkryła jedną osobę, która nagle wskoczyła w tę lukę, wypełniała tę pozycję drugiego pilota, gotowa zrobić dla niej wiele. Ale Shia nie miała powodu, by jej pomóc. W tej chwili opłakiwała swą siostrę, lub, co bardziej prawdopodobne, zaciskała mocno zęby, nie dając po sobie poznać, że cokolwiek zmieniło ani krztę jej codzienności. Komandoska w krwi jak i w wyszkoleniu, prawdopodobnie nie pozwoliła, by ta nowina wpłynęła choćby w ułamku procenta na jej produktywność.
Striker wiedział, że każdy krok może być jego ostatnim. Było coś
normalnego, codziennego wręcz, w tym, w jaki sposób posuwał się do przodu, nie zważając na konsekwencje. Z tymi samymi osobami tkwił już w tym dole na Nyx, plując w twarz rachunkowi prawdopodobieństwa, trzymając się na nogach własnym, czystym uporem, a może zwykłą niechęcią do zmiany swojego życia na lepsze. Znając konsekwencje, znając problemy, które czyhają na niego z każdym zleceniem, Charles za każdym razem kopał swój grób nieco głębiej, tym razem docierając do mauzoleum, którym była fregata. I choć przywykł do tego, że jego los został przeklęty przez skorumpowaną Fortunę, z pewnością nie spodziewał się, że jego omni-klucz nagle przestanie działać. Wypuści z siebie żałosny zgrzyt, blokując jego komunikator, dobijając w tej beznadziejnej sytuacji, która, choć zdawała się być codziennością, jednocześnie nigdy nie uwalniała go z tej bolesnej, życiowej rutyny.
Każdy z nich zaznał samotności na pokładzie Ikarosa. Gdy jednak stanęli w korytarzu naprzeciw Inferno i towarzyszącego mu, milczącego quarianina z bronią w ręku, niekoniecznie mogli chcieć takiego rozwiązania ich rozterek. Maszynownia czekała za ich plecami, niedostępna dopóty, dopóki batariańska klatka piersiowa unosiła się w oddechu.
Wyświetl uwagę Mistrza Gryinferno > potem reszta
dedlajn 20.08, 3:30 rano