Wyświetl wiadomość pozafabularną
[h3]KIRU, ISHA, CHARLES[/h3]
Wnętrze Centrum Informacji Bojowych rozbłysło gwałtownie z pierwszym atakiem wymierzonym w ich stronę. Przeciwnicy ruszyli się, instynktownie zajmując swoje pozycje. Wcześniej ich omni-klucze połyskiwały, jakby byli w trakcie konwersacji, lub sprawdzania nowych danych. Być może zdążyli dostać aktualizację ich statusu i wiedzieli, że trójka przybyszów musi zostać wyeliminowana. Dla żadnego z nich twarze walczących nie miały znaczenia, więc pojawienie się na polu walki Ishy nikogo nie zaskoczyło.
Rosły batarianin zdawał się być przywódcą. Wychylał się strategicznie zza swojej osłony, celując w ich stronę lufą swojego karabinu lub przyjmując na siebie wymierzone w jego sojuszników ataki. Pancerz, który miał na sobie, wyglądał na gruby, ale też mało mobilny. Wirowe prądy umocnienia mknęły po ceramicznych płytkach, przykuwając uwagę w półmroku.
Huk wewnątrz pomieszczenia był przeraźliwy. Terkot dwóch
Zjaw pobrzmiewał niczym odległa maszyneria, wygrywając spontaniczną i urywaną melodię. Mężczyźni byli wyszkoleni - ich głównym celem było wyeliminowanie stojącego na środku Strikera. Gdy tylko spostrzegł, jak zza osłony wysuwa się jeden z nich, którego ciało owijała biotyka, jego własne poderwało się w górę niesione kosmiczną energią. Adept chował się za swoją osłoną przed atakami napastników, nie usiłując nawet skorzystać z trzymanej przy sobie broni. Jego dłonie ciągle falowały w powietrzu, unosząc każdego, kto pozwolił dać się trafić.
Drugi ze schowanych mężczyzn musiał być inżynierem. W trakcie walki, zarówno Charles jak i Isha dostrzegli, że ich omni-klucze są uważnie skanowane przez zewnętrzne urządzenie. Mężczyzna sporadycznie wychylał się by strzelić ze specyficznie wyglądającego pistoletu, w innych wypadkach chowając się, by analizować dane.
Towarzyszący im dowódca wykrzykiwał rozkazy, które zanikały we wrzawie. Chybione naboje nieustannie unoszonego w górze Strikera odbijały się od szkieletu Ikarosa z błyskami iskier, podczas gdy wystrzeliwane przez najsilniejszego przeciwnika pociski strzału wstrząsowego wytrącały ich z równowagi.
Choć posiadali większą siłę ognia, przeciwnicy z SST wiedzieli jak wykorzystać swoje umiejętności przeciwko nim. Nawet kurczowo skryta za osłoną yahganka nieraz padła na ziemię gdy pocisk uderzał w jej nogę, a tarcze nie tłumiły całości efektu eksplozji. Choć ich zadanie wyeliminowanie oddziału wydawało się proste z początku, Charles natychmiast wyczuł chwilę, w której szala przewagi przeniosła się na stronę ich przeciwnika. Jego generator tarcz wrzasnął ze sprzeciwem, a pociski rysowały obnażony pancerz żołnierza gdy ten usiłował pozbyć się czyhającego nad nim zagrożenia, lecz na próżno. Celowanie w polu efektu masy, który unosił go w górze, było samo w sobie wyzwaniem, lecz dowódca wrogiej drużyny jakby widział, kiedy w celowniku mężczyzny pojawiał się kogokolwiek z SST - jego kontratak był natychmiastowy. Zamiast w klatkę piersiową lub głowę, gdzie normalnie skoncentrowałby się atak, batarianin skupiał się na jednej stronie wiszącego żołnierza, z łatwością wprowadzając jego bezwładne w polu obniżonej masy ciało w ruch. Wraz z naciśnięciem spustu, pocisk wystrzeliwany ze Szpona trafiał tuż obok celu, lecz nigdy w niego.
D'veve zdawała się być kolejnym celem, wbrew naturalnemu przyciąganiu uwagi, jakie powinien posiadać towarzyszący im yahg. Gdy ciało asari rozbłysło błękitem, ktoś z SST wrzasnął przekleństwo a mężczyźni, jak jeden mąż, skierowali ku niej swój ogień. Atak był przytłaczający, zmasowany. Gdy poczuła, jak jej buty odrywają się od podłogi, desperacko usiłowała złapać równowagę, lecz skoordynowani napastnicy odpowiadali natychmiastowo. Skaner obnażył słabości jej pancerza, które technik natychmiast przekazał dalej. W ogniu latających wokół niej pocisków, ostatnim, co poczuła, był huk uderzenia pocisku w pierś nim uderzyła o ziemię, na krótką sekundę tracąc przytomność.
Kiru zapewniała doskonały atak zaporowy. Gdy Striker usilnie starał się zatamować krwotok w swoim boku, a D'veve podnosiła się z kolan skryta za osłoną, najemniczka wykorzystała zuchwałość quariańskiego technika. Wbrew wyraźnemu niezadowoleniu dowódcy, mężczyzna wychylał się zza osłony często, starając się wymierzyć ataki jak najszybciej w przeciwieństwie do jego władającego biotyką towarzysza, który rozumiał niebezpieczeństwo i rzadko kiedy wyściubiał nosa. Osłabiony wymierzonymi mu przez Ishę i Kiru atakami quarianin sięgał po omni-klucz, by skierować swoje następne uderzenie na pozostałą na równych nogach Kiru, gdy Zjawa w jej ramionach zadrżała. Salwa przebiła hełm quariańskiego inżyniera, kończąc jego żywot w gwałtowny i brutalny sposób.
Dostrzegali, że coś jest nie tak - omni-klucze mężczyzn zawyły ostrzegająco, czego ci zdawali się nie dostrzegać w ferworze walki. Nie mogli wiedzieć, czego przedstawiciele SST się spodziewają - nie mogli też uznać tego za alarm. Gdy napędzani wyłącznie adrenaliną, skupieni na batariańskim dowódcy kontynuowali natarcie, z początku poczuli jedynie drżenie pod swoimi stopami, które umysł zrzucił na karb wszechobecnych pól efektu masy.
Chwilę później ich myśli zalała czerwień i wystrzał eksplozji zakończony nienaturalnie nagle, urywanie. Kontrolki na ich pancerzach rozbłysły jak gwiazdy na niebie, podczas gdy świat zalał się ciemnością. Ostatnim, co dostrzegli, była batariańska postać wyłaniająca się z zarzewi ognia, miażdżona potężną siłą z zewnątrz. W chaosie, jaki zapanował w Centrum Informacji Bojowych, trzeźwość umysłu zastąpiły wysyłane z pnia mózgu sygnały SOS. Instynkt przetrwania wziął górę, zmuszając obie kobiety do rzucenia się w tył, za drzwi, do zgarnięcia bezwładnego, obleczonego efektem masy Strikera z powrotem do tyłu, do korytarza, zamykając za sobą śluzę.
Striker pozostawał nieprzytomny. Z jego boku obficie wydostawała się krew z ran postrzałowych. Na swój sposób, przypominało to ponury żart losu - mężczyzna znów wymagał ich opieki, zupełnie tak, jak podczas ich ostatniej, wspólnej misji na asteroidzie Nyx.
Ikaros drżał, wydając z siebie agonalne dźwięki rozcinanego metalu. W powietrzu unosił się swąd topionego plastiku gdy kobiety z powrotem wpadły do kokpitu, starając się znaleźć zestaw awaryjny, który pozwoliłby im doprowadzić Charlesa do akceptowalnego stanu. Kontrolki w kokpicie migały, lecz szybko były wygaszane, co potwierdziło teorię o tym, że statek był sterowany zewnętrznie, lub działał automatycznie. Zupełnie tak, jakby eksplozja, która nastała przed chwilą, była czymś rutynowym.
A przynajmniej elementem planu.
Odnalazły zestaw ratunkowy skryty wewnątrz fotelu pilota. Kokpit nadal miał zachowaną względnie oryginalną budowę i wyłącznie dzięki temu coś tak wartościowego uchowało się w wielkiej czystce, która odbyła się we fregacie. Szybko odkryły, że śluza, która prowadziła do CIB, nie była w pełni szczelna, więc zmuszone były przenieść mężczyznę do kokpitu nim przystąpiły do opatrywania jego ran. W połowie ich pracy, poczuły, że podłoga znów zaczyna drżeć, dostrzegły jak światła kokpitu migają. Ikaros znów odżywał, a choć druga z eksplozji odbyła się daleko od nich, natychmiast odczuły jej efekt.
-
Systemy podtrzymywania życia uszkodzone. Systemy podtrzymywania życia uszkodzone.
Pierwszym, co dostrzegł budzący się Striker, były czerwone kontrolki sterujące pomieszczenia, w którym dopiero po chwili wróciło światło. Szum systemów podtrzymywania życia, zgodnie z komunikatem drętwego, syntetycznego głosu, ustał. Pancerze poinformowały ich o z wolna malejącym poziomie tlenu w otoczeniu, przełączając ich na wewnętrzną butlę.
Kokpit dał im chwilę wytchnienia, której potrzebowali by doprowadzić do porządku swoje pancerze. W zestawach ratunkowych, które czekały w pozostałych fotelach, odnaleźli wystarczająco zapasów, by naprawić pancerze do połowy. Nie było to wiele, ale po przeżyciu wybuchu z tak bliska, w kosmosie, mogli cieszyć się, że dalej oddychają. Po zatamowaniu krwotoku Charlesa, zostało im po jednym, znaleźnym medi-żelu - niewiele.
Gdy statek przestał drżeć i wyciszył się lekko po drugim wybuchu, dostrzegli zmianę na głównym projektorze kokpitu. Unoszący się na środku pomieszczenia hologram zwykle ukazujący galaktykę pobłyskiwał lekko, jakby miał problemy z dostawą energii, lecz wyświetlał schematyczny obraz statku. CIB, jak i systemy podtrzymywania życia na trzecim poziomie migotały na czerwono, w dość uniwersalny sposób pokazując sytuację awaryjną, lub co najmniej pewną zmianę w tych rejonach.
[h3]ETAP 3 W TRAKCIE[/h3]
[h4]⌥ zrzucone tony metryczne: 12.862[/h4] [h4]⌥ cel: 79%[/h4]
Wychodząc na zewnątrz, spoglądając przez uszkodzoną śluzę prowadzącą do centrum informacji bojowych dostrzegliby połysk gwiazd po drugiej stronie. Ikaros zrzucał elementy swojej budowy z niemal chirurgiczną precyzją. Nie mieli pojęcia, jak wygląda to z zewnątrz, ani w jaki sposób reagowało na to kontrolujące układ Przymierze, lecz fragmenty oderwanych pomieszczeń unosiły się teraz w kosmicznej pustce.
Gdy ktoś z nich sięgnął do terminala, dostrzegł, że jest w pełni zablokowany - danych podróżnych już nie dało się pobrać ani zhakować. Systemy statku nasłuchiwały, czekając na jakiś sygnał, a nadajniki fregaty wycelowane były w nicość pola asteroid, na którym nie dostrzegli niczego wartościowego.
[h3]OCZEKIWANIE NA POTWIERDZENIE[/h3]
[h4]⌥ psyche[/h4]
[h3]inferno[/h3]
Twarz nieszczęśnika z nieprzyjemnym mlaśnięciem opadła na podłogę niedaleko od miejsca, w którym na zawsze spoczęło jego ciało. Przekaz nagrany przez Galatha nie spotkał się z żadną odpowiedzią. Gdy jego omni-klucz się wygasił, samoczynnie bądź też kierowany działaniem batariańskiego wojownika, przywitała go znajoma cisza pustego korytarza.
Kroki w oddali ucichły, lecz nigdy nie słyszał by zaczęły się oddalać. Towarzyszący mu na tym poziomie oddział zatrzymał się, z pewnością pod wpływem przekazanej przez niego wiadomości. Być może w tej chwili ktoś zatrzymywał nagranie, zbliżając je na zdeformowana twarz kogoś, kto był mu bliski.
Ikaros drżał niebezpiecznie gdy Galath ruszył naprzód, kontynuując swoją wycieczkę. Wiedział, że jego cel znajdował się w maszynowni, jednak świadomość potencjalnych, kolejnych przedstawicieli SST czyhających za rogiem nakazywała mu kierować się ostrożnością. Jednym było jego bojowe wyszkolenie i stosunkowo łatwa, wygrana konfrontacja, innym było spojrzenie na potyczkę z innej perspektywy. Inżynier nie wydawał się naturalnym wojownikiem - prawdopodobnie nie przybył na statek po to, by podejmować walkę z takimi jak on. Wyglądał na zajętego gdy natknęli się na siebie w ciemności tunelu. Jego brawura i butność z pewnością napędzały go do działania, lecz okazało się to niesłuszne. Czy był odpowiednikiem cywila w bojówkowej organizacji, z którą Inferno miał do czynienia, a za rogiem potencjalnie czeka na niego prawdziwe wyzwanie? Czy reprezentował ogólny poziom, którego powinien spodziewać się po swoich domniemanych sojusznikach?
Na jego przemyślenia odpowiadał mu stukot butów obijających się o dziurawą podłogę. Gdy wyszedł do głównego korytarza, dostrzegł, że choć fregata nadal była w opłakanym stanie czy patrzono na nią stąd, czy stamtąd, to jednak poziom maszynowni był nieco lepiej zachowany. Ściany dalej obdarte były z metalowych płyt, a on musiał spoglądać pod nogi by nie potknąć się na okablowaniu, ale echo nie doskwierało tak bardzo jak tam, wyżej.
Wiadomość zwrotna nie nadeszła - nawet jego łącze z SST, jeśli planował je zachować, pozostało aktywne. Zupełnie jakby nikt nie przejął się jego wezwaniem, zamiast tego kontynuując to, co zostało mu wyznaczone na martwym pokładzie Ikarosa. Fregata odpowiadała mu zgrzytem metalu gdy szedł nadal, podczas gdy umysł niemal zaczynał wątpić w kroki, które słyszał wcześniej.
Co, jeśli nikogo tutaj nie było?
Może nieszczęśliwiec, którego twarz teraz spoglądała w innym kierunku niż reszta ciała, był ostatnim, który nie zdążył się ewakuować. Może Ikaros był jedynie pustą skorupą, cmentarzyskiem, którego powierzchnię zwiedzał samotny, batariański najemnik pozbawiony żadnego realnego wsparcia z zewnątrz. Byłoby to ironią losu, gdyby spóźnił się na wydarzenie, na które otrzymał tak enigmatyczne zaproszenie. Choć nadal nie miał pojęcia, z kim miał do czynienia, unosząca się, gęsta atmosfera ruchomego wraku, który przemierzał, utwierdzała w przekonaniu, że ktokolwiek za tym stał, cokolwiek to było - musiało być istotne.
Drzwi maszynowni znalazły się w polu jego widzenia. Droga do celu była zaskakująco prosta, pozbawiona niespodzianek, zagrożeń, a nawet odgłosów reagującego na nadchodzącą odpowiedź omni-klucza. Umysł działający na najwyższych obrotach szukał wokół podstępu, oczy wodziły desperacko po ścianach, które mijał, starając się znaleźć źródło poczucia zagrożenia, które tliło się w zakamarkach jego myśli. Gdy tylko pancerz mrugnął awaryjnie, mężczyzna niemal podskoczył, podświadomie spodziewając się w tym powodu dla swojego niepokój.
[h3]ALERT ŚRODOWISKOWY[/h3]
[h4]⌥ wzrost poziomu promieniowania[/h4]
Napęd był uszkodzony - Inferno mógł się tego spodziewać. Nie miał więc powodu by zwolnić, choć gdy ostrożnie podchodził do zamkniętej śluzy, dostrzegał, że cyferki w oknie wartości promieniowania otoczenia wzrastają znacząco.
Maszynownia skąpana była w chaotycznym, pulsującym świetle błękitu.
Systemy pancerza zawyły w formie sprzeciwu, gdy promieniowanie tła wykroczyło niemal dziesięciokrotnie poza akceptowalną przez nie skalę, wymuszając na nim manualne wyłączenie alertów i upewnienie się, że zaczepy jego hełmu trzymają mocno. Nie chciałby stanąć w tym miejscu bez niego - prawdopodobnie szybko dołączyłby do swojego oddzielonego od twarzy kolegi zarówno w funkcjach życiowych, jak i walorach wizualnych.
Pomieszczenie było duże, lecz rdzeń piezo wypełniał jego centrum i serce. Drzwi wypuściły go na okrągły deptak, który okrążał pokój w koło. Z początku zignorował standardowe konsolety, obnażone pod ścianami układy i walające się skrzynie, a także drugą parę drzwi po drugiej stronie - wzrok przykuwał sam rdzeń.
Galath widział wiele w swym życiu, lecz błękitna istota energii jednocześnie fascynowała i napawała strachem. Iskrząca się niczym piorun kulisty złapany w szklankę, kręciła się w okowach swojego więzienia, sporadycznie wychylając spomiędzy krat swą dłoń. Pokój był upiornie cichy, wygłuszony, co napawało surrealizmem - gdy serce rdzenia drżało od rozpierającego je życia, jego bezgłos był nienaturalny. Wielokrotnie widział rdzenie piezo na pokładach statków i wiedział, że nigdy nie wyglądały w ten sposób. Gdyby nie miał na sobie hełmu, poczułby, jak naelektryzowane jest pomieszczenie wokół, jakby cienka granica dzieliła go od innego świata, rysowana gęstą linią ciemnej materii.
Ikarosem wstrząsnęło. Rdzeń piezo w środku pomieszczenia błysnął groźnie, ostrzegawczo, gdy Inferno łapał się barierki dla równowagi. Wstrząs wytrącił go z transu, zmuszając, by ten opuścił głowę w dół, rozglądając się badawczo za celem swojego przybycia. Obserwacja, której wtedy dokonał, sprawiła, że krew w jego żyłach stała się zimna.
Podłoga wokół maszynowni usłana była oznaczonymi znakami bezpieczeństwa skrzyniami, z których zdjęte zostały zabezpieczenia. Widział już, jak zabezpiecza się ten materiał - nie musiał podchodzić i sprawdzać by dostrzec, że wnętrze pomieszczenia rdzenia wypełnione było pierwiastkiem zero.
Ikaros był bombą.
Czym innym była walka z potencjalnie wrogimi przedstawicielami SST i wojna w chwale. W tym miejscu wystarczyłby jeden, zły ruch by rozpocząć reakcję łańcuchową. Całe istnienie Inferno mogło zniknąć w ułamku sekundy.
-
Systemy podtrzymywania życia uszkodzone. Systemy podtrzymywania życia uszkodzone.
Zautomatyzowany głos wywodzący się z wnętrza rozpadającej fregaty zagłuszył odgłos otwierających się drzwi. Druga ich para, znajdująca się po naprzeciwległym końcu maszynowni, rozchyliła się, wpuszczając do środka trzy sylwetki.
Stojący po prawicy dowódcy quarianin dzierżył strzelbę, której lufa wycelowana była w stronę batariańskiego abordażysty. Towarzysząca mu, ludzka kobieta pozostała przy drzwiach, zasłaniając je swoim ciałem jak stróż na warcie. Trzymany przez nią karabin wyborowy również skierował się w stronę Galatha, podczas gdy pozostała dwójka okrążała rdzeń piezo deptakiem, by stanąć naprzeciw niego.
Dopiero gdy ich kroki ustały, a ich trójka stanęła sobie naprzeciw, mógł przyjrzeć się idącej na przodzie sylwetce. Postać była wysoka, a gruby pancerz skryty pod czarną, wy
świechtaną narzutą mógł skrywać zarówno kobietę, jak i mężczyznę. W błękitnym świetle rozjuszonego rdzenia, maska przykrywająca jej twarz połyskiwała nieregularnościami. Złożona z wielu, przyspawanych do siebie części, wydawała się nie posiadać wizjera, przez który osoba po drugiej stronie mogłaby oglądać świat, lecz w tym otoczeniu Galathowi zbyt ciężko byłoby określić, w jaki sposób dowódca obchodził ten problem. Jej abstrakcyjny kształt przykuwał wzrok.
-
To było według ciebie potrzebne, gnojku? - prychnął quarianin, złością emanującą ze swojego głosu. Choć zainicjował rozmowę, zatrzymał się nieco za towarzyszem lub towarzyszką, co zasugerowało Inferno rolę zakapturzonej postaci w
stadzie. -
Robił to, co do niego należy. Zginął za sprawę, której nie rozumiesz, batariański psie.
Na piersi quarianina odznaczały się litery SST namalowane w okręgu.
Postać przed nim uniosła dłoń w górę, nakazując milczenie. Jej ruchy wydawały się niemal robotyczne, sztywne i zautomatyzowane.
-
I za śmierć mu chwała, Saer'Taar. Ale zadanie nie jest jeszcze wykonane, a to praca dla tych, którzy nadal żyją. - głos, który wydobył się zza maski, zabrzmiał wcześniej w interkomie statku. Turianka po drugiej stronie odwróciła głowę od swojego towarzysza, spoglądając, jakby się wydawało, wprost na Galatha. Po krótkiej chwili skinęła mu głową w geście powitania. -
Galacie Inferno, nazywam się Nyxeris. Los okazał się dla ciebie łaskawy, skoro nadal tu jesteś.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: 7.08, 6 rano elo