“Bold knaves thrive without one grain of sense,
But good men starve for want of impudence. ”
Wyświetl wiadomość pozafabularną
Wydawało się, że żadne z nich nie miało skonkretyzowanego planu działania - jedynie kierunki, wobec których pozostawali otwarci. Część z nich preferowała blef, próbę pokojowego wejścia na pokład, choćby po to, by uniknąć pierwszego rozlewu krwi, zapewnić sobie jakąś przewagę. Przez to, że nie mieli równie mocnych alternatyw po drugiej stronie, koniec końców Bavi postanowił połączyć ich razem ze statkiem w nadziei na to, że jakoś to załatwią. W końcu płacił - więc oczekiwał, nawet, jeśli o pracy w boju miał praktycznie żadne pojęcie, a statek, który im dał, nie dawał się do niczego - łącznie z wygodnym przewozem osób trzecich.
Gdy wysłali sygnał radiem, długi czas nie nadchodziła odpowiedź. Prom mknął naprzód, tracąc prędkość z każdym przebytym kilometrem, który w kosmicznej otchłani wydawał się drobnostką. Statek rósł w ich oczach gdy spoglądali na niego przez wizjer kokpitu. Spowity otaczającymi go, małymi fragmentami położonego niedaleko pasa asteroidy wydawał się przykryty mgiełką kosmicznego pyłu. Fregata na papierze była dość małych rozmiarów, lecz dopiero teraz, w tej uniwersalnej skali, która wzbudzała dreszcz w tych, którzy doświadczali jej na własnej skórze, okręt wydawał się molochem, z wolna wypełniającym całe okno maluteńkiego promu.
-
Hangar otwarty.
Radio rozbrzmiało bardzo krótkim komunikatem. Oschły, męski głos był oszczędny. Nie wiedzieli na ile mężczyzna uwierzył w
ich blef, a na ile o coś ich podejrzewał. Nie posiadali prywatnego kanału, którym mogliby się wymienić informacjami jak jeden zaufany okręt do drugiego - ich wiadomości z łatwością można było przechwycić. Jeśli Ikaros był pozyskany nielegalnie, nietrudno było dostrzec, dlaczego załoga nie chciałaby wchodzić w dyskusję w tak
nagrzanym systemie.
-
No, powodzenia drodzy państwo *k-szk* - zabrzmiał rezolutnie volus, gdy wstukiwali z pomocą autopilota nowe rozporządzenia. -
Pamiętajcie co mnie interesuje! - mrugnął do nich porozumiewawczo i, dość wygodnie, natychmiast się rozłączył.
Gdy jego holograficzny obraz zniknął wraz z wyraźnym, głośnym oddechem, odczuli pustkę, która ich otaczała. Prom manewrował, obierając dość okrężną drogę do hangaru pod pretekstem małych kamyków, które choć nie miały prawa zaszkodzić Ikarosowi, mogły negatywnie wpłynąć na miniaturowy prom Tara. W praktyce, pojazd zwolnił na tyle, na ile byli w stanie to osiągnąć, prawie wyrównując swój lot z fregatą.
Isha i Charles stanęli w śluzie gdy pozostali dawali im wskazówki co do ich położenia. Gdy drzwi śluzy się uchyliły, słyszeli komunikaty pozostałych we własnych hełmach, podczas gdy powierzchnia okrętu migała przed ich oczami. Gdy automatyczny pilot oznajmił o
dotarciu na miejsce, wyskoczyli naprzód, wstrzymując oddech w piersi.
Prom dotarł do otwartych wrót hangaru niemal pół minuty później. Kiru i Inferno przyglądali się, jak pojazd wciska się do dość intymnego doku fregaty, a obraz kosmosu przysłania metalowe, ciemne wnętrze hangaru. Pojazdem wstrząsnęło, gdy opadł na metalową powierzchnię, a wrota za nimi się zamknęły.
Nie widzieli zbyt wiele. Nawet awaryjne światła hangaru zostały wyłączone, co nie wzbudziło w nich niepokoju. Jeśli Ikaros był faktycznie tak uszkodzony, jak podawały, dotychczas, wszystkie źródła, mogli spodziewać się dostrzeżenia jego stanu również wewnątrz. Gdy drzwi śluzy uchyliły się po raz drugi, wsunęli się do wnętrza pomieszczenia. W środku zdążyło wyrównać się ciśnienie, a systemy podtrzymywania życia wpompowały powietrze, zachęcając do zdjęcia hełmów z głowy.
Nim zdążyli pokonać więcej niż dwa kroki, w drugim końcu hangaru rozbłysły światła, a w pomieszczeniu rozległ się huk. Czwórka atakujących tkwiła gdzieś pośród ciemności, gdzie nie docierały ich własne latarki, powyżej nich. Każdy z nich wystrzelił w ich kierunku salwę, która częściowo obiła się o ich tarcze, zmuszając ich do powrotu do śluzy promu.
Nikt nie nawiązał z nimi kontaktu werbalnego.
W tym samym czasie, Charles i Isha mknęli przez pustkę.
Kosmos był przytłaczający, ale tylko wtedy, gdy nie znało się własnych słabości.
Nicość bywała większym obciążeniem niż eksplozja i gorejące płomienie. Fregata gdzieś naprzeciw nich, metr, może sześć, poruszała się szybko, gwałtownie. Wyznaczona trasa lotu przez SI ich promu
musiała być poprawna, a zarazem umysł wątpił w jej słuszność z każdą sekundą ich lotu. Z bliska, okręt okazywał swoje prawdziwe oblicze. Prezentowane w extranecie, błyszczące pancerze Silaris miały się nijak do przeoranej bliznami przeszłości, ceramicznej powłoki Ikarosa. Trudno było ocenić, czy jego wygląd stanowił echo dawnych walk, czy niefortunne działanie kosmicznych śmieci w obszarach jak ten, w którym tkwił teraz.
Z tej chwili zadumy wyrwała ich zbliżająca się gwałtownie śluza. Nie rozpoznali jej z początku - ten fragment statku wydawał się nienaturalnie płaski, jakby ktoś uciął nożem coś wartościowego z jego boku. D'veve, mająca większy impet, odruchowo pochłonięta biotyczną powłoką, uderzyła w bok zamkniętego wejścia, rozpaczliwie chwytając się butami magnetycznymi powierzchni okrętu. Striker nie miał takiego szczęscia - choć cel był tuż naprzeciw niego, taki bliski, niemal na wyciągnięcie ręki, poczuł w boku uderzenie, które zbiło go z jego toru lotu. Choć dla tkwiącej obok asari wyglądało to z boku tak, jakby Charlesa zmiotło w bok, z perspektywy żołnierza fregata, z którą wcześniej udało mu się zrównać, nagle przyśpieszyła, umykając jego dłoniom.
Rękawice rozpaczliwie złapały się powierzchni pancerza, a buty natychmiast umocniły jego więź z umykającym Ikarosem. Wylądował znacznie dalej, niż to planował - w tym miejscu znajdował się w połowie drogi między Ishą, a kokpitem. Buty magnetyczne trzymały go mocno przy Ikarosie, umożliwiając wzięcie oddechu, uspokojenie, nim powrócił do asari. Dopiero gdy oboje wtargnęli zhakowaną śluzą do środka, dostrzegł, że odłamek asteroidy, który uderzył go w bok, pozbawił go całego zapasu omni i medi-żeli, jaki posiadał.
Ikaros był pusty.
Korytarz statku, na który wyszli, oferował im drogę w lewo lub prawo, lecz w zasięgu wzroku nie dostrzegli ani jednej, żywej duszy, lecz samo wnętrze okrętu wydawało się być żywym szkieletem, do którego wnętrza się zakradli. Ściany Ikarosa były obdarte z metalowych płyt, które zwykle wyścielały wnętrza przejść. Gdy stuknęli pięściami w pancerz, który separował ich od nieskończonej pustki, nie powracało do nich żadne echo. Nie musieli być ekspertami wiedzieć, że fregata tej klasy posiadała co najmniej trzy, cztery warstwy pancerza, które separowały ją od potencjalnych efektów świata zewnętrznego. Ikaros jednak był ciemny i pusty. Cienkie ściany oddzielały ich od kosmosu, a miast metalowych ścian, ich wzrok dostrzegał zwisające okablowanie i żywe, pulsujące organy ciała, które ktoś obdarł ze skóry.
Ich komunikator zabrzmiał hukiem wystrzału. Ich towarzysze byli w tarapatach.
Wyświetl uwagę Mistrza Gry