W pewnym momencie, wycofała się z aktywnej dyskusji. Diego w sposób naturalny przejął pałeczkę, większość pytań Reguery i tak kierowana była do mężczyzny co albo miało uśpić jej czujność, bądź było wypadkową zainteresowania jakie Rodriguez rozbudził w reporterce. Nie zdziwiłaby się wcale, Diego potrafił magnetyzować spojrzeniem oraz zapadać w pamięć. Jeżeli dodać do tego odkryte, podobne pochodzenie, dużo nie trzeba było, aby odbić od ciężkich, politycznych tematów, o których wszyscy - bez wyjątku - nasłuchają się jeszcze dzisiejszego wieczora.
Przyglądała im się z kieliszkiem w ręku, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że z tej perspektywy, było pomiędzy ich dwójką podobieństwo. Może niekoniecznie fizyczne, Rodriguez miał zdecydowanie ciemniejsze oczy, niemalże czarne przywodzące na myśl odległą galaktykę, nie mniej oboje mieli swoje zazębiające się niekiedy maniery oraz niezachwianą pewność siebie. Uśmiechnęła się pod nosem, tym samym kwitując podsumowanie Anabelle.
- Słyszała Pani, prawda? Nadal idzie w zaparte, że z polityką nie ma nic wspólnego - odbiła piłeczkę, obracając kolorowego drinka, który został jej wręczony niemalże od razu po odłożeniu smukłego kieliszka na tace. Węszyła w tych uprzejmych gestach drobny dostęp, nie wykluczone jednak, że tak naprawdę odzywała się jej ostrożność.
Czy miała cokolwiek do dodania? Nie. Opinia publiczna znała tę wersję wydarzeń z Empyreusa, którą powinna. Reszta, dotyczyła tylko jej i Diega, niestety, miała swój cierpki posmak tym bardziej, Iris niekoniecznie chętnie wracała do momentu, kiedy wpadła na biznesmena w objęciach córki prezesa firmy stawiającej drapacz chmur podczas uroczystej, charytatywnej gali.
Zaczekała, aż oboje skosztują drinka przede wszystkim dlatego, że nie za bardzo wiedziała czego spodziewać się po brazylijskich specjałach. Umoczyła usta w kolorowych procentach, ostry smak alkoholu nie był przyjemny, dodatki maskowały go mało umiejętnie.
- Cóż. Na pewno nie można im odmówić dobrych chęci, ale na cachaça najlepiej wybrać się do Rio... - machnęła ręką, aby Anabelle nie robiła sobie wyrzutów.
- Nie wiem, o czym mówisz - dodała, kiedy spojrzenie jej i Rodrigueza się ze mną spotkało. Jako że kąciki jej ust drgnęły, oczywistym było, że Fel perfidie kłamie mu prosto w oczy.
Niespecjalnie zwracała uwagę na innych, obecnych na tarasie gości. Przelotem, z kilkoma wymieniła uprzejmości, pozostając raczej w kręgu Diega oraz Anabelle, ponieważ nikt nie miał odwagi, aby dołączyć do wbrew pozoru wcale nie hermetycznego grona.
Kiedy oddawała kelnerom szklankę, dostrzegła jednego z tych barwnych ptaków, których nie sposób pomylić z żadnym innym. Przeprosiła ich, lekkim krokiem podchodząc do Huáng i siadając obok pani vicepremier czym wprowadziła w konsternacje jednego z ambasadorów już płynących do Azjatki z sake.
- Bergmann niezmiennie próbuje Ci się przypodobać - pozwoliła sobie zauważyć, gestem wskazując na mężczyznę pośrodku balkonu. Gorączkowo rozglądał się za obsługą, która miała tacę z przechwyconym w locie alkoholem; podejście z jednym naczyniem było niedopuszczalne. Fel skrzyżowała ręce, obserwując, jak ten zamierza wybrnąć z sytuacji.
- Dobrze wyglądasz. Premier potulnie trzyma się planu i... naprawdę zamierza siedzieć na kolacji obok Petrova? - cmoknęła.