Tereny wokół bazy
: 19 paź 2022, o 20:49
Choć zawsze oczekiwał szczerości, Kryik rzadko kiedy poruszał tematy, które mogłyby sprowokować Emilię do kłamstwa. Nie rozmawiali na rzeczy ważne - owszem, ich misja była istotna, ale to sprawy osobiste, bliskie sercu, były w znaczący sposób ważne. A o tych nie było powodu, by mieli przecież rozmawiać.
- Faktycznie, jeszcze jedna ci została - odrzucił z lekkim rozbawieniem, wodząc spojrzeniem po jednej z rąk, która, schowana w okowach pancerza pozostawała nieorganiczna. Słabość mógł jedynie odebrać w dosłowny sposób - najwyraźniej nie spodziewał się, by drugie Widmo mogło w czymkolwiek ją okazać na tyle, by przypłaciło za to tak słoną cenę.
Nie byli nieomylni. Ale jeżeli to oni popełniali błędy, to jakie to niosło perspektywy dla całej reszty tego galaktycznego pierdolnika?
Gdy ich pojazdy wsunęły się pomiędzy pagórki obrośnięte zieloną trawą, świat był różnymi odcieniami ciemnej zieleni. Gwiazdy na niebie leniwie przesuwały się nad ich głowami, gdy kierowali się w stronę krateru. Wkrótce mógł nadejść poranek - Vyrn nie zdejmował więc nogi z gazu, choćby przysłowiowo.
Dopiero po dłuższym czasie drogi, gdy ich otoczenie zmieniło się już nieco, pojazdy zwolniły, a silniki ucichły drastycznie. Gdy tylko zbliżali się do krateru, coraz mniej liczne były drzewa i krzewy, które mijali. Pagórki ukazały im widok na świat obumarły, gorzki, przypominający jałową pustynię, w której sercu tkwiła dziura.
- Od razu jak w domu - zarechotał Vyrn z kabiny kierującego, a kroganie siedzący z nimi na pace zawtórowali mu śmiechem. Jedynie Kryik w zadumie przyglądał się efektom bomby - świadectwu wydarzeń, które rozegrały się w nie tak odległej przeszłości.
Niegdyś i to miejsce tętniło życiem. Teraz jedynie odległe światła pozostałej bazy Zaćmienia wskazywały na jakiekolwiek istoty, które mogły tutaj mieszkać.
- Pora na hełmy - mruknął Kryik, gdy ich pancerze poinformowały ich o wzrastającym poziomie promieniowania. Turianin zaklął, odruchowo sięgając ranną dłonią do hełmu, nim złapał go drugą, zdrową i naciągnął na głowę.
Na głównej drodze prowadzącej do wnętrza krateru i skrytej w jego środku bazy, pojazdy zatrzymały się gwałtownie.
- Powodzenia, dzieciaki - życzył im krogański kierowca, czekając, aż zabiorą ładunki wybuchowe i wyjdą na zewnątrz, co też uczynili.
Po tym, oba pojazdy ruszyły naprzód z warkotem silników, pozostawiając ich w ciszy, w gęstym od promieniowania powietrzu.
- Myślisz, że teraz też nas słabość dopierdoli? - spytało turiańskie Widmo, gdy powoli ruszyli błotnistą drogą, by obejść bazę z innej strony.
- Faktycznie, jeszcze jedna ci została - odrzucił z lekkim rozbawieniem, wodząc spojrzeniem po jednej z rąk, która, schowana w okowach pancerza pozostawała nieorganiczna. Słabość mógł jedynie odebrać w dosłowny sposób - najwyraźniej nie spodziewał się, by drugie Widmo mogło w czymkolwiek ją okazać na tyle, by przypłaciło za to tak słoną cenę.
Nie byli nieomylni. Ale jeżeli to oni popełniali błędy, to jakie to niosło perspektywy dla całej reszty tego galaktycznego pierdolnika?
Gdy ich pojazdy wsunęły się pomiędzy pagórki obrośnięte zieloną trawą, świat był różnymi odcieniami ciemnej zieleni. Gwiazdy na niebie leniwie przesuwały się nad ich głowami, gdy kierowali się w stronę krateru. Wkrótce mógł nadejść poranek - Vyrn nie zdejmował więc nogi z gazu, choćby przysłowiowo.
Dopiero po dłuższym czasie drogi, gdy ich otoczenie zmieniło się już nieco, pojazdy zwolniły, a silniki ucichły drastycznie. Gdy tylko zbliżali się do krateru, coraz mniej liczne były drzewa i krzewy, które mijali. Pagórki ukazały im widok na świat obumarły, gorzki, przypominający jałową pustynię, w której sercu tkwiła dziura.
- Od razu jak w domu - zarechotał Vyrn z kabiny kierującego, a kroganie siedzący z nimi na pace zawtórowali mu śmiechem. Jedynie Kryik w zadumie przyglądał się efektom bomby - świadectwu wydarzeń, które rozegrały się w nie tak odległej przeszłości.
Niegdyś i to miejsce tętniło życiem. Teraz jedynie odległe światła pozostałej bazy Zaćmienia wskazywały na jakiekolwiek istoty, które mogły tutaj mieszkać.
- Pora na hełmy - mruknął Kryik, gdy ich pancerze poinformowały ich o wzrastającym poziomie promieniowania. Turianin zaklął, odruchowo sięgając ranną dłonią do hełmu, nim złapał go drugą, zdrową i naciągnął na głowę.
Na głównej drodze prowadzącej do wnętrza krateru i skrytej w jego środku bazy, pojazdy zatrzymały się gwałtownie.
- Powodzenia, dzieciaki - życzył im krogański kierowca, czekając, aż zabiorą ładunki wybuchowe i wyjdą na zewnątrz, co też uczynili.
Po tym, oba pojazdy ruszyły naprzód z warkotem silników, pozostawiając ich w ciszy, w gęstym od promieniowania powietrzu.
- Myślisz, że teraz też nas słabość dopierdoli? - spytało turiańskie Widmo, gdy powoli ruszyli błotnistą drogą, by obejść bazę z innej strony.