Brwi mężczyzny powędrowały lekko w górę, gdy zasugerowała, że będzie w stanie wypić
całą butelkę wina - coś, czego w istocie nie wziął pod uwagę, gdy wybierał rocznik i nie zamawiał sobie czegoś osobnego dla siebie. Po chwili jednak wymalowało się w jego oczach zrozumienie, które odnalazł odsuwając się nieco od ich sytuacji i spoglądając na nią z boku. To, w jaki sposób Fel wylądowała w tym miejscu był daleki do neutralnego lub przyjemnego spotkania dwójki ludzi, z których jedno zaprosiło drugie na kolację.
Pewnie sam potrzebowałby co najmniej jednej, żeby jakoś ogarnąć to swoim umysłem.
-
To zamówimy drugą - odrzekł tylko, nie dostrzegając w tym problemu. -
Mamy jeszcze rocznik wybuchu wojny pierwszego kontaktu do uczczenia.
Kąciki jego ust uniosły się w pełnym zadowolenia uśmiechu, choć słowa zawahały się lekko po słowie
wojna. Jakby chciał powiedzieć
rocznik wybuchu wojny bez dodania tego, o którą mu chodzi. Jeszcze kilka tygodni temu nie byłoby z tym żadnego problemu, ale teraz, gdy nowa, inna wojna rozgorzała na dobre w galaktyce, problem stał się nieco bardziej złożony.
Przyglądał jej się ukradkiem, gdy muskała dłońmi kwiaty w wazonie, delikatnie poprawiając ich położenie i wyjmując z wnętrza jeden, by wetknąć go sobie za ucho. Pomarańczowa barwa jego płatków kontrastowała lekko z jasnością jej włosów, lecz w oświetleniu, jakie gwarantował im z wolna narastający wieczór, barwy zlewały się w różne odcienie i tony złota, wydobywając z szarości skryty w jej głębi koloryt.
W milczeniu przysłuchiwał się jej wyjaśnieniom. Przez jego twarz przemknął pewien cień, choć zniknął zbyt szybko, by mogła w pełni pojąć jego naturę. Być może był głęboko zakorzenionym w nim poczuciem winy, może smutkiem wywołanym sytuacją, w której Fel się znalazła, a może
wspomnieniem o pracy, o której w chwilach takich jak ta nie chciał myśleć. Nie przerwał jej, jednak, nawet jeśli odpowiedział po chwili zwłoki.
-
Dostrzegam - przytaknął, ostrożnie dobierając słowa. Jego spojrzenie zsunęło się w dół, w stronę kieliszka, który pochwycił w górę, dostawiając do dzierżonego przez nią w cichym toaście...
dysonansu. -
Jesteś dobrym człowiekiem. Niewielu znam ludzi, którzy w twoim położeniu zgadzali się na jakąkolwiek formę kooperacji.
Uśmiechnął się krzywo. Może i on, na jej miejscu, zrobiłby coś zupełnie innego. Może Vincenzo, który wściekle zasugerował jej, co zrobi w wypadku jej niepowodzenia, również nie dbał o to tak, jak dbały o dzieci dwie lekarki. Nie poznała zbyt wielu osób podczas swojego krótkiego pobytu w celi i w zamkniętym pokoju, nie wiedziała, jaki stosunek do tej kwestii mają inni.
Na dźwięk jej nagłego pytania, mężczyzna parsknął śmiechem, odstawiając na blat kieliszek, z którego wcześniej pociągnął sensownego łyka.
-
Oczywiście, Iris - odparł z udawaną powagą, spoglądając na nią z rozbawieniem. -
Wyeliminujemy wszystkich z obsługi, oraz całe ich rodziny w linii aż do drugiego rzędu kuzynostwa. Na wszelki wypadek, żeby nikt się nie zemścił.
Asari ruszyła w ich stronę w idealnym, nieco opóźnionym momencie, by akurat nie usłyszała tych słów. Na tacy miała dwie, małe filiżanki kawy. Ta, którą podstawiła pod nos Fel w pierwszej kolejności, wyglądała dość standardowo przez gęstą, puchatą piankę przykrywająca jej powierzchnię. To po mocnym napoju Cyrusa dostrzegła, że pod pianką chowała się ciemnofioletowa barwa napoju. Kawa pachniała czekoladą, choć nie była przesadnie słodka w smaku - posiadała jednak nuty kakao wysokiej jakości, które dobrze komponowały się z naturalną goryczą napoju, wydobywając z nich nieco inne wrażenia.