Faktycznie, w tańcu nie szło im najlepiej. Na pewno nie tak jak to sobie zaplanował Wang, który zdążył już przerobić kilka możliwych scenariuszy w swojej głowie. Ten, który się rozgrywał był jednym z ostatnich, które Baozhen dopuszczał do siebie. Nawet przez moment zauważył otwarcie, mięśnie napięły się aby wyprowadzić celny cios prosto w wątrobę Zane’a ale odwiódł go od tego krzyk Song. Jego uwaga przeniosła się na agentkę tak jak i kolejne ruchy, bowiem bez chwili zastanowienia przechwycił upadającą Jia i pozbył się oplatającej jej siatki. Niby dobrze ale trochę źle, jako, że ich przeciwnicy dalej byli w walce. Uśmiechnął się krótko do Song i zabrał ręce, odwracając się już do Zane’a i jego bandy popleczników aby wrócić do walki.
Jeśli nie techniką to siłą. A co było silniejszego w jego arsenale niż specjalnie zmodyfikowany pistolet? Sięgnął po klamkę, która już w drodze na cel została odblokowana. Przedłużona czarnym ciałem tłumika, lufa wkrótce spojrzała się prosto na Zane’a chcąc przywitać się z nim ciepło. Pociągnął więc za spust, malutki efekt masy wystrzelił pocisk prosto w blondyna. Tyle, że nie. Odbiorcą przesyłki była losowa kobieta, która przebiegała gdzieś z tyłu. Zapewne by oddalić się od walki. Cóż, pech. Co na to sam Baozhen? Nic. Zupełnie, bowiem zaraz po zarejestrowaniu swojej porażki nie miał czasu na jej analizę. Każda sekunda w bezruchu działała na korzyść wroga. Nie myślał więc tylko skorygował swój cel i pociągnął za spust kolejny raz. I kolejny. I jeszcze jeden. I jeszcze. Dopiero gdy siła obalająca pocisku położyła jednego z popleczników Zane’a Wang poczuł pewną satysfakcję. Ta jednak szybko została przygnieciona przez budowane dotychczas wkurwienie. Śmierć przypadkowych cywili nie zmieniła wiele, nie znaczyła wiele. I tak ostatecznie mieli zginąć w wybuchu. To porażka go tak bardzo bolała, potrzeba wystrzelenia aż 4 pocisków by móc trafić jednego dupka. Może faktycznie robił się stary?
Z tego ułamka sekundy rozmyślań wyrwał go jęk Song, otoczonej rozgrzanym odcinkiem omni-lassa. Baozhen momentalnie przeniósł cel na Zane’a, a przynajmniej jednego z nich, ale nie oddał strzału. Brak identyfikacji celu przeszkadzał, tak jak i obecność Jia w celowniku. Akurat z agentką nie chciał ryzykować, jej los wcale nie był przesądzony.
- Puszczaj premier, chuju. - syknął zza wycelowanej broni.
Myśl, Bao, myśl. Chińczyk rozejrzał się po otoczeniu, szukając czegokolwiek co zwróciłoby uwagę Zane’a i dało im jakąś przewagę. Okazało się jednak, że nie musiał. Wang już zapomniał, że sama “premier” była uzbrojona. Nastąpił wystrzał, ciasny więzy lassa puściły a sam blondyn zajęczał z bólem. Kąciki ust Baozhena drgnęły, wyginając się w perfidny uśmiech. Nawet jeśli sama rana nie była śmiertelna, pamiętał pewną specyfikę Tłumiciela w rękach Song. Miał zatrute pociski.
Czując, że los Zane’a jest już przypieczętowany, Wang rzucił się prosto do Jia. Po pierwsze aby ochronić premier przed tłumem, po drugie aby pomóc jej wstać i iść - musieli przedrzeć się do Charlesa i wspólnie działać dalej.
- Jesteś cały, Striker? - zapytał gdy dotarli już na miejsce ale momentalnie zamilkł, słuchając Song. - Mają rozmach, to fakt. Niczego innego nie powinniśmy się spodziewać. - skomentował krótko.
Głos w słuchawce zatrzymał Wanga w miejscu na moment, zerkając to na Song, to na Charlesa. Nie miał w zwyczaju kłócić się z rozkazami. Ale Striker dotknął sedna sprawy…
- Idziemy po Zane’a. - zgodził się. Chciał zobaczyć minę elfickiego zbrodniarza kiedy dowie się, żę zostało mu kilka minut życia. Będzie płakał? Możliwe. Groził? Bardzo możliwe. Na pewno jednak Wang będzie się czuł… Lepszy.