Wyświetl wiadomość pozafabularną
Najemnik Słońc wyglądał na lekko zaskoczonego tak kolorową reakcją Tori na jego bądź co bądź proste, bezmyślne rozwiązanie przejścia przez zamkniętą bramkę. Jej dodatkowy komentarz, gdy przechodziła obok, został przyjęty z niewiadomą miną – jakby jego umysł się dopiero buforował. Oprócz wydania z siebie niezwykle inteligentnego "eee", Anthony został uraczony pytającym, speszonym i lekko zarumienionym spojrzeniem spojrzeniem.
Stojąc przy rozbitym samochodzie, trójka dywagowała krótką chwilę na temat tego, co mogło zabić nieszczęśniczkę. Spoglądając na ciało i słuchając propozycji Tori, Eduardo wzruszył tylko ramionami, rozglądając się czujnie wokół. —
Jeśli da się to podziurawić, to nie to dla mnie znaczenia. Gorzej, jakby po prostu... — głos Luny w ich komunikatorze wyrwał go z monologu, skupiając na chwilę ich uwagę. Tori zaraz odpowiedziała, rzucając swoją propozycję przejścia, w opozycji do Anthony'ego, który wolał wrócić trasą, którą przybyli, by nie ryzykować za bardzo. Najemnik spojrzał po ich obojgu i wziął w ręce okrwawioną kartę dostępu, przyglądając się jej chwilę. W końcu wygiął usta w krótkim "hmm" i zadeklarował, włączając jednocześnie kanał do dwóch najemniczek. —
Idziemy frontem, możecie powoli iść w naszą stronę, jeśli wiecie jak.
Machnął na naukowców i ruszył główną drogą, za chwilę wchodząc z butami na krótki zieleniak, przecinając go na wskroś i wychodząc na chodnik. Dwie odnogi z parkingu i magazynu ścierały się ze sobą przed parterowym, przeszklonym budynkiem, którego automatyczne, przeszklone drzwi otworzyły się przed nimi zanim ktokolwiek zdołał pomachać kartą. Cała trójka znalazła się zaraz w niewielkim holu z trzema kanapami wokół małego stolika, na którym leżało kilka magazynów. Niedaleko stał dyspenser z wodą, obok – automat z batonikami. Po drugiej stronie widniał symbol toalet, podczas gdy przed nimi było przejście opatrzone biurem ochrony.
Przechodząc przezeń, bramki za każdym razem piszczały wściekle i głośno, przerażone ilością metalu na ciałach poszukiwaczy. Po drugiej stronie oprócz małego korytarzyka, który kończył się na drzwiach po prawej z nikłym napisem "recepcja", była kanciapa ochrony. Eduardo wszedł do niej pierwszy, machając lufą broni na lewo i prawo, zanim uspokojony nieobecnością żywej duszy w okolicy jej nie opuścił. Zerkając za nim do środka, wszyscy zobaczyli porzucone stanowiska – byle jak odsunięte krzesła, puste kubki (chociaż patrząc na nie można było śmiało wywnioskować, że pewnie stały tam przed czymkolwiek, co się wydarzyło). Oprócz trzech komputerów było tam także kilka monitorów, aktualnie czarnych, bez oznak sztucznego życia. Nic tutaj także nie szumiało, nie piszczało i nie mrugało, a gdy najemnik wdusił jakiś przycisk, nic się nie stało.
—
Nie ma tutaj prądu — mruknął, rozglądając się wokół, próbując zaświecić światło, wszystko na nic. Anthony, który mógł gdzieś stać na boku, zauważył skitraną skrzynię z bezpiecznikami, podczas gdy reszta sprawdzała, czy nie ma jeszcze czegoś ciekawszego. Otwierając ją i przełączając, ze zdumieniem zauważył, że to nie działa i prawdopodobnie gdzieś jest główne źródło zasilania, które ktoś odłączył całkowicie w tym pomieszczeniu.
Nie znajdując niczego ciekawego w środku, wszyscy ruszyli dalej, wychodząc na krótki, łączący dwa segmenty korytarz, wkrótce wychodząc do kolejnej części – recepcji. Hol był iście estetyczny, z marmurową posadzką, ścianami w pastelowych, błękitnych odcieniach i wysokich roślinach będących miszmaszem różnych planet. Było tam także kilka sof, dystrybutory z wodą i nawet malutka imitacja wodospadu, który szumiał przyjemnym tonem. Centrum całego pomieszczenia było ciepło-brązowe biurko recepcji, aktualnie opustoszałe – zaś na ścianie nad nim powiększone, podświetlone logo firmy, które wcześniej rzuciło się w oczy Whittakerowi. Ludzkie DNA przecięte było przez wrzeciono, nad nim był spory napis "KLOTO", zaś pod nim dewiza firmy:
Przędziemy życie. Niedaleko recepcji były zamknięte na cztery spusty drzwi, po przeciwnej stronie winda i dalej korytarz. Jeśli ktokolwiek chciał wściubić nos do tajemniczych drzwi, za nimi znajdował się malutki kantorek recepcjonistki z półkami zawalonymi takimi prozaicznymi rzeczami jak papierem, ręcznikami papierowymi, zapasowymi butlami z wodą i innymi pierdołami biurowymi. Na samym blacie zaś oprócz samego faktu, że był on utrzymany w nienagannej czystości, nie było za wiele, nie licząc przypiętego zdjęcia tej samej kobiety wraz z jakimś małym brzdącem i partnerką.
Eduardo przyłożył do czytnika kartę, z cichym zaskoczonym sapnięciem uruchamiając komputer i obchodząc hasło. Pozwalając dojść do miejsca zarówno Tori, jak i Anthonemu, cofnął się i zerknął na korytarz, stojąc tam. W samym komputerze przepatrując wszystko na szybko z pewnym rozczarowaniem zarówno mężczyzna, jak i asari zauważyli, że nie ma soczystych informacji. Uruchomione programy do fakturowania, dwieście tysięcy przypominajek o kupieniu tego, tamtego, kalendarze spotkań prezesa, czy zapisane strony kontrahentów, głównie dostawców przyrządów biurowych. To, co wpadło im natomiast w oczy, to mapa kompleksu – a przynajmniej ta
cywilna w kontekście naukowym. Gdy już ją pobrali, spotkali Lunę i Jedore, które zdążyły do nich przyjść.
Dostając informacje od naukowców, Jedore i Luna mogły chwilowo rozejrzeć się po okolicy. Przyglądając się dokładniej ciałom, Meksykanka widziała wyraźnie, ze zostały one poszarpane – co do jednego. Bez kul, same rany, jak od ostrzy, bądź pazurów. —
Jesteś na tej misji z polecenia, co nie? — rzuciła już po wejściu kobieta, kręcąc się przy wewnętrznym szkle, gdy Reyes sprawdzała trupy. —
Luźne podejście do prawa jest bardzo dużym ogólnikiem. Wiesz, czym się zajmujemy, ktoś ci wyjaśnił rzeczywiste spektrum naszego działania? — Dopytywała dalej, ale Luna czuła, że sama nie powie niczego wyraźnego, testując ją teraz w kwestii znajomości Słońc.
W pewnym momencie Jedore krzyknęła i odsunęła się lekko od okna, unosząc broń i wzywając do siebie Lunę. Podchodząc, najemniczka widziała ruch po przeciwnej stronie na pierwszym piętrze – całkiem odległym nawiasem mówiąc, ale z racji, że szkło było tutaj przezroczyste, miała okazję złapać kawałek humanoidalnych sylwetek biegnących wzdłuż okien. Widziała też krótki, błękitny błysk, ale to akurat mogło być akurat jej przywidzeniem.
—
Idziemy znaleźć resztę — rzuciła przywódczyni, szybkim krokiem przechodząc przez kafeterię i znikając za drzwiami. Minęły przy tym schody zaraz widząc Eduardo stojącego na końcu przejścia. Pomachał im obojgu, pozwalając stanąć w recepcji, akurat, gdy Tori i Anthony skończyli swoją robotę z mapą części kompleksu. Jedore nie patyczkowała się przy tym i od razu zrzuciła bombę. —
Widziałyśmy ruch po drugiej stronie tamtego placu, gdzieś na piętrze. Ciężko było mi określić, czy to wrogowie, czy cywile, chyba, że ty zdołałaś coś więcej zobaczyć, Reyes? — Skierowała głowę na Meksykankę, oczekując jakiejś odpowiedzi.
Mapa, którą znalazła pierwsza rozdzielona grupa, mogła rzucić światło dzienne na miejsce, o którym mówiła Jedore. Asari i człowiek widzieli wyraźnie zarysy części biurowej, w której aktualnie byli – na parterze było niewiele, oprócz przejścia ochrony, którą minęli, recepcji i kafeterii plus kilku toalet wiele nie musieli tutaj znaleźć. Na piętrze, na które można było dostać się przez schody bądź windę, były biura – marketingu, handlu, IT, administracji, parę salek konferencyjnych i pokój rekreacyjny. Jeszcze wyżej był dział HR, księgowości i biuro prezesa plus dodatkowa sala spotkań. Dwie części oddzielał jeden korytarz na piętrze prowadzący do części mieszkalnej. Można tam było się dostać właśnie z tej strony, bądź przechodząc przez dziedziniec, który wedle planów był mini-parkiem z wydzieloną częścią dla dzieci i paroma stolikami. Sama część mieszkalna była zaś gigantyczna i bardzo dobrze wyposażona. Parter zajmowały lokale usługowe – widzieli na mapie sklep spożywczo-przemysłowy, dwa gabinety lekarskie, kolejna kafeteria, pokój zabaw dla dzieci, a nawet mała siłownia i basen. Kolejne dwa piętra zajmowały czysto mieszkania pracowników i pojedyncze świetlice dla nich – na samym szczycie był zaś zielony taras widokowy, który Whittaker kojarzył z lekkiego ruchu przed wejściem. Wejście do laboratoriów było niepołączone z mieszkaniami, przylegające już do budynków leżących niemal na masywie górskim.
I gdzieś wśród tamtych mieszkań Luna i Jedore widzieli ruch. Tylko w ich kwestii było natomiast oszacowanie, w jaki sposób do tego podejdą – zakładając najlepsze, bądź najgorsze.
Wyświetl uwagę Mistrza GryDedlajn piątek EOD