Wyświetl wiadomość pozafabularną
Sayia skinęła głową, zaczynając pracować jeszcze nim Hawk skończyła mówić. Większość paneli na jej terminalu została zminimalizowana i zastąpiona przez dwa okienka przedstawiające systemy nawigacji, bliźniaczo podobne do tych, które czerwonowłosa czasami widywała na ekranach ich własnych monitorów - te odpowiadały jednak za wytyczanie ścieżki lotu obydwu myśliwców, w czym łatwo było się zorientować po nieco bardziej prymitywnym interfejsie pozbawionym subtelnych modyfikacji oraz udogodnień Wraitha.
- Zobaczę co da się zrobić - obiecała dziewczyna napiętym tonem. Na jednym z ekranów szaleńczo zaczął migać ekran komunikacji, gdy któryś z pilotów próbował ponownie nawiązać kontakt z Quebui, bezsilnie dobijając się do elektronicznej blokady; drugi milczał przez większość czasu, odżywając dopiero, gdy jego właściciel w końcu dostrzegł, że z pojazdem, którym się porusza, zaczyna dziać się coś nie tak. Techniczka zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi, wprowadzając coraz to nowe parametry i obserwując jak symulacja trasy pojazdów zaczyna się przesuwać, nakładając w przestrzeni; jeszcze nim Hawk odwróciła się od swojego stanowiska, dostrzegła jak przynajmniej trzy ostrzeżenia pojawiają się na ekranie Sayi, informujące o potencjalnych skutkach wykreślenia takiej trajektorii, o zbytniej bliskości innych obiektów w przestrzeni, o ryzyku kolizji.
- Idź. Zajmę się Wraithem i Quebui - odezwał się do niej Nephiett, podnosząc na nią wzrok. Kiedy go podłapała, skinął po prostu głową w niemym geście wyrażającym bezgłośnie powodzenia. - Udanych łowów.
Droga przez Wraitha, pokonana szybkim krokiem, zajęła jej długie kilkadziesiąt sekund, ale gdy zjechała na poziom hangarowy, czekający w jego wnętrzu UT-47 Kodiak już pracował cicho. Boczne drzwi miał uniesione, a w jego wnętrzu dostrzegła siedzącego przy wejściu Stadtforda oraz siedzącą za kierownicą Telvos; umieszczone z tyłu okrętu silniki pulsowały delikatnie, a cały pojazd unosił się lekko nad podłogą pomieszczenia, mrucząc od pracującego napędu efektu masy.
- Zbliżamy się do rufy Quebui. Jesteście gotowi? - odezwał się jej omni-klucz, gdy zbliżała się promu. Stadtford odsunął się na bok, robiąc jej miejsce, a gdy tylko je zajęła, stuknął panel przy wejściu i skrzydła drzwi zaczęły się zamykać. - Za chwilę zacznę otwierać hangar. Czeka was krótki lot, ale... kurwa mać, Sayia! Nie tak blisko! - Adams urwał gwałtownie, a całym Wraithem zatrzęsło, gdy od strony wrót hangarowych dało się słyszeć stłumiony huk fali uderzeniowej rozchodzącej się po tarczach fregaty. - Cóż, to tyle w kwestii myśliwców. Bądźcie gotowi, otwieram drzwi!
Telvos przesunęła przepustnicę i Kodiak uniósł się wyżej, zwiększając odległość od podłogi do jednego metra, po czym ruszając powoli w stronę wrót hangarowych. Komunikaty na panelu kontrolnym zaczęły informować o spadku ciśnienia, gdy pomieszczenie hangarowe zostało dehermetyzowane, wyrównując warunki do tych panujących na zewnątrz i sprawiając, że dźwięki otoczenia zaczęły nagle blednąć i stając się coraz bardziej wytłumione. Kilka chwil później ostatni syk ogłosił wyssanie resztek powietrza i zapadła znajoma cisza.
Drzwi hangarowe pochyliły się bezgłośnie, ukazując czarną przestrzeń kosmiczną... a pośród niej, tuż naprzeciwko wylotu z Wraitha, majaczący ogromny prom transportowy.
Quebui wydawał się o wiele większy niż na hologramie, który oglądali, ale schematy nigdy nie oddawały prawdziwego rozmiaru. Stary okręt górował nad fregatą, mając niemal dwa lub i trzy razy dłuższą, bardziej masywną konstrukcję. Jego światła były nieco przygaszone, a zwykły, cywilny pancerz poznaczony bliznami od niewielkich meteorytów, pyłu kosmicznego oraz wielu lat działania czasu, wielu lat lotów przez pustkę kosmiczną. Brakowało mu smukłości i drapieżności Wraitha, ale nadrabiał ją sędziwym wiekiem oraz masą, która zdawała się tym większa, im bardziej zbliżali się do ich desantowego punktu - odległa Aysur, wciąż niewielka na tle czarnego kosmosu, niemal w całości znikała za jego sylwetką, rysując jej krawędzie bladobiałą poświatą.
Kodiak wysunął się z Wraitha, sterowany zręcznie przez asari i skierował się w stronę ich celu.
- Ciekawe czy to kupili - zauważyła kobieta, po czym skrzywiła się lekko, gdy coś na zewnątrz pojazdu ze zgrzytem przesunęło się po pancerzu UT-47. - Ale przynajmniej wiemy, że wciąż mamy kontrolę nad Quebui.
Przestrzeń dzieląca Wraitha i okręt transportowy nie była pusta. W powietrzu obracały się elementy stalowych konstrukcji, fragmenty napędów, powyginane płaty kompozytów - stanowiąc zarówno świeże miejsce popełnionej zbrodni, jak i cmentarzysko dwóch Ostrzy, które musiały zderzyć się niedaleko nich. Pośród tych zgliszczy widzieli jednak całkiem wyraźnie uniesione obydwa skrzydła luku bagażowego Quebui - długie na blisko jedną trzecią okrętu, odsłaniające pogrążone w półmroku wnętrze promu niczym żebra obdarte ze skóry. Z tej odległości ciężko było rozróżnić coś więcej ponad ustawione dziesiątki półek bagażowych oraz przestrzeni wydzielonej na większe pakunki, ale Telvos musiała coś dostrzec, bo odbiła lekko Kodiakiem i skierowała go w miejsce, które wydawało się pomieścić ich prom. W przestrzeni, poza fragmentami myśliwców, unosiły się również pakunki i torby, stanowiąc dość sporą część śmiecia przez który się przebijali.
- Quebui, tu Sprawiedliwość Aite. - Omni-klucze ich trójki odezwały się niemal w tej samej chwili, ale lampka przekazywanej wiadomości informowała, że transmisja nie była skierowana do nich. Scott lub Sayia musieli przekierować część łączności na ich pasmo radiowe, udostępniając podgląd komunikacji wychodzącej z CIB oraz ostry głos Nephietta. - Nasza kapitan oczekuje w śluzie na zadokowanie, ale właśnie byliśmy świadkami eksplozji w okolicach rufy waszego okrętu. Możecie nam wyjaśnić co się dzieje?
- Kurwa, wstrzymajcie podejście! Sprawiedliwość, mamy... - Głos najemnika niemal od razu dobiegł z wnętrza głośnków, porzucając wszelkie konwenanse komunikacyjne i wyrażając sobą kiepską tłumioną wściekłość. - Mamy bunt na pokładzie. Jeden z moich myśliwców chyba właśnie ostrzelał Quebui albo się w niego wpierdolił! Miller, nie gap się na mnie, tylko dowiedz się do cholery co się stało! Nie widzę żadnego z nich na...
- Quebui, odmawiam. Dokujemy do głównej śluzy. Ewidentnie nie jesteście w stanie poradzić sobie sami.
- Kurwa mać!
Komunikacja urwała się akurat w chwili, w której Kodiak zbliżył się do luku bagażowego i wsunął w jego objęcia. Pojazd zadrżał pod ich butami lekko, gdy Telvos posadziła go na podłodze, zajmując pustą przestrzeń, która najwyraźniej stanowiła do przewożenia ciężkiego sprzętu - którego albo akurat szczęśliwie nie było w trakcie tej podróży, albo dryfowało gdzieś w kosmosie za rufą Quebui.