Przeszła się po paru sklepach z odzieżą, ale zawiedziona nie znalazła nic, co mogłoby wpasować się w jej gust. Moda na Cytadeli co najmniej do niej nie przemawiała. Miałaby się ubrać w długą suknię, nieodsłaniającą absolutnie niczego? Chyba najprędzej, gdy skończy 60 lat. Czyli prawdopodobnie nigdy.
W końcu nadeszło to gnębiące uczucie zmuszające do spełnienia obowiązku. Owszem, było ono nieco spóźnione, bo w dokach miała się meldować codziennie o ustalonej porze, która już minęła około dwóch godzin temu, ale po prostu wcześniej nie mogła się zmusić. Miała przeczucie, że już ta pierwsza wizyta w Okręgach Prezydium zakończy jej mini-urlop. Przez chwilę rozważała, czy pojawić się tam, w razie czego, od razu z torbą. Ciężkim westchnięciem skwitowała swoją decyzję i udała się do hotelu po swoje rzeczy. Asari nad wyraz życzliwie przystała na prośbę, by w razie czego przetrzymać jej pokój przez najbliższy czas. Papierosa – niestety – odmówiła.
Z torbą przewieszoną przez ramię zawitała do portu Cytadeli i, wkurzona natrętną kontrolą SOC, ruszyła niezbyt dziarskim krokiem w stronę doków Przymierza, kiedy usłyszała nieprzyjemny, nosowy głos:
- Porter?
Obróciła się w stronę, z której dobiegł ją dźwięk własnego nazwiska. Na jej twarzy zagościł pogardliwy uśmiech. Przeniosła ciężar na jedną nogę i założyła ręce na piersiach. Przyjrzała się mundurowi mężczyzny, który ją zagadnął.
-
Dla ciebie pani sierżant Porter – na widok speszonej miny dawnego znajomego jej uśmiech stał się jeszcze złośliwszy. –
Tyle lat lizania dupy przełożonym a wylądowałeś w dokach Cytadeli odnotowując jakieś bzdury na omni-kluczu, w dodatku mając niższy stopień niż ja? Prawdziwe osiągnięcie, kapralu.
Mężczyzna zmrużył wściekle oczy, po czym oficjalnym tonem, ignorując jej uwagę o „pani sierżant”, oznajmił:
- Miałaś się tu pojawić kilka godzin temu. Dostałaś przydział na SSV Norad.
Niby się tego spodziewała, ale wiadomość słyszana z ust Cartera, jej „kumpla” ze szkolenia biotycznego, na którym dał ciała jak mało kto, dobiła ją. Kolejna wypowiedź trochę poprawiła jej humor, choć zdecydowanie nie powinna:
- Czy ja czuję wódkę? – ton kaprala był pełen oburzenia, ale nie zrobił na Lil’ wielkiego wrażenia.
-
Skąd mam wiedzieć, co ty czujesz, Carter – rzuciła drwiąco. Ten koleś musiał mieć psi węch, skoro jeszcze wyczuł od niej alkohol. Z niezadowoloną miną spytała: -
Norad to ten gruchot pilnujący ziemskiej przestrzeni? – nie doczekała się odpowiedzi innej niż karcące spojrzenie. Westchnęła. -
To gdzie mam się zgłosić?
Wyświetl wiadomość pozafabularną