Drell chociaż jak nic cenił sobie niezależność, tym razem musiał słuchać rozkazów dowódcy. Działanie na własną rękę zapewne uznali by za zdradę. Nie przepadał za rasą ludzką, a los chciał by dziś dowodził nimi człowiek. Mimo wszystko wysłuchał rozkazu Gronitha i tymczasowo wstrzymał ogień.
- Pójdę z szefem. - Powiedział typowym dla drellów nieco ochrypłym głosem, zawsze zdanie kończył tytułem osoby. Uznał, że tak będzie słusznie. W przypadku gdyby zdecydował iść z salarianinem byłoby dwóch szpiegów, nie było by nikogo w sile szturmowej gdyby spotkała ich jakaś niemiła niespodzianka, a tak mógłby osłaniać swoich towarzyszy.
Nie czuł strachu, choć istoty z jakimi miał do czynienia widział pierwszy raz na oczy i na pewno nie byli to zwykli obywatele galaktyki. Nie wiedział czego chcą, najwidoczniej był to spór kogoś z góry, a oni zostali przypadkiem w to zamieszania. Wróg miał przewagę, drell miał wątpliwości co do tego czy ktoś inny przeżył. Wszystko stało się tak nagle, istoty pojawiły się znikąd. W głębi duszy czuł, że może być to ostatnia walka.