Tego wieczora wybitnie nie miała ochoty na przekonywanie ochrony w lepszych klubach, by wpuścili ją do środka. Nie chciało się jej nakładać eleganckiej sukienki i po raz kolejny modyfikować tożsamości w omni-kluczu, by zrobić z siebie kogoś ważnego i bogatego. Po prostu potrzebowała wyjść z domu, chociaż na chwilę, zobaczyć jakichś ludzi, bo przecież w mieszkaniu wciąż była sama z kotem. A ten nie był szczególnie rozmowny, chociaż dobrze im się spędzało razem czas.
Nałożyła zwykłe jeansy i luźną koszulę, choć standardowo nie dopięła wszystkich guzików - to było już przyzwyczajenie, wiedziała co zrobić żeby przyciągać spojrzenia i czasem robiła to automatycznie. Rozpuszczonym włosom pozwoliła opadać na ramiona. Nasypała kotu jedzenia przed wyjściem, bo nie wiedziała przecież kiedy wróci i zabrała się z mieszkania, dokładnie zamykając za sobą drzwi. Wiedziała jak funkcjonuje ona sama i podejrzewała że na Cytadeli jest co najmniej kilka takich samych osób, a nie chciała wrócić i zobaczyć, że kiedy jej nie było, wszystko co wartościowe zostało wyniesione. Arrow nie byłby zadowolony, gdyby nie miał na czym oglądać swojej kolekcji vidów.
Do Nory weszła przypadkiem, podążając za jakąś roześmianą parą. Nie znała jeszcze Cytadeli i pewnie dużo czasu zajmie jej nauczenie się, jak stacja funkcjonuje. Spędziła tu raptem kilka dni, zanim ją opuściła i dopiero teraz miała chwilę na zwiedzanie, które - jak zwykle - rozpoczęła od barów. Sama nie wiedziała, jak to się działo, ale takie miejsca jakoś ją... przyciągały. Pełne beztroski, procentów i nieostrożnych, pijanych ludzi, stawały się wręcz idealnym miejscem na łowy.
Chociaż właściwie to nie wiedziała, czy powinna się teraz tym zajmować. Czy w ogóle wypadało. Wciąż czekała na zlecenie od HC, chociaż jedną wiadomość informującą ją co ma ze sobą zrobić. Ale omni-klucz milczał jak zaklęty.
Usiadła przy barze, zamawiając najprostszego drinka z możliwych - najtańszego też - z soku i wódki i obróciła się na stołku, opierając się o kontuar łokciami. Liczyła na to, że tym razem nie będzie tu żadnego samosądu ze strzykawkami w zgięciu łokcia i topienia się we krwi. Chciała tylko miłego wieczoru. Rozejrzała się. Każdy wyglądał na zajętego, każdy miał swoje towarzystwo, poza nią... i jednym drellem, po drugiej stronie baru. Uśmiechnęła się do niego, jeśli ją zauważył, ale nie wstała. Może nie miał ochoty na rozmowę, może zapijał smutki. Upijanie się na smutno nie sprzyjało przecież socjalizacji. Napiła się drinka, kiedy barman postawił go obok jej łokcia i westchnęła. Taki spokój.