Tego dnia w Norze Chory było wielu gości. Gdy pojawił się tam Pyrak, znalazło się dla niego wygodne miejsce w ciemnym kącie, ale niebawem zaczęło schodzić się coraz więcej osób, aż w pewnym momencie zrobiło się dość tłoczno, a to całkowicie ograniczyło widoczność vorcha na bar.
Wygląd vorcha wbrew jego wcześniejszym oczekiwaniom bardziej zwracał na niego uwagę, niż gdyby przyszedł w pancerzu i okularach przeciwsłonecznych. Jedno na pewno udało mu się osiągnąć- nie kojarzono go z porywaczem dzieci, za którym rozesłano list gończy, więc, chociaż kilku czarnych typów łypało na niego wzrokiem, chciało raczej wykopać dziwaka z baru dla zabawy, niż odebrac za niego nagrodę.
Jednak ciężko też było vorchowi stwierdzić, kto z obecnych w barze gości mógłby dać mu dobre zlecenie. Wokoło przy stolikach siedziało kilku turian w podeszłym wieku, gdzieś dalej zasiadał kroganin, do którego co rusz ktoś podchodził w jakiejś sprawie. Sam barman miał pokerową twarz.
Kiedy tak Pyrak obserwował otoczenie, nagle zauważył coś całkiem niespodziewanego. Na jednym ze stołków barowych siedziała kobieta, którą miał wrażenie, że gdzieś musiał już widzieć. W każdym razie w ludzkich standardach kobiecego piękna można było bez zakłamania stwierdzić, że była ona zjawiskowa. Regularne rysy, blada cera, zalotny wzrok. Zapewne nie zwróciłaby uwagi vorcha, gdyby nie fakt, że... to ona przyglądała się jemu od dłuższego czasu! Nie wydawała się być też tym skrępowana, że wychylała się niemal spadając z krzesła, żeby tylko mogła lepiej zajrzeć pod kaptur Pyraka, którym ten był mocno osłonięty.
Kiedy to jednak nie zdawało rezultatu, kobieta machnęła ręką na barmana. Przez chwilę rozmawiała z nim na osobności, co jakiś czas zerkając w stronę vorcha. Barman uczynił to samo, drapiąc się po głowie. Po tym przechylił się do ucha klientki, coś szepcząc i przytakując głową. Wtedy dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, ukazując śnieżnobiałe, proste zęby. Odsunęła swojego drinka, po czym wstała z miejsca. Ruszyła w stronę Pyraka, przeciskając się przez tłum z promiennym wyrazem twarzy, a potem, wcale nie pytając nikogo o zdanie, usadowiła się przy stoliku vorcha. Siedzieli obok siebie przez chwilę jak całkiem obcy sobie ludzie, jakby nie tylko stolik ich oddzielał od siebie, a cały mur. Brunetka oparła się nagimi plecami o ścianę, bo też nosiła dość głęboko wyciętą na plecach suknię. Nie patrząc wcale na Pyraka, powiedziała w końcu tak głośno, by usłyszał pomimo głośnej muzyki. Przy okazji śmiała się z cicha do siebie, najwidoczniej mocno rozbawiona.
-
Można się u ojca wyspowiadać? Bo bardzo zgrzeszyłam.- powiedziała, niemal parskając śmiechem.