Idąc powoli z powrotem w stronę Zaświatów, Irene przysłuchiwała się wyjaśnieniom turianina. Nie przeszkadzało jej to, że się jej nie przedstawił. Sama i tak podałaby mu imię wymyślone na poczekaniu. Poza tym najwyraźniej do tego, o co ją prosił, nie były wymagane dane osobowe. Nie było wymagane niemal nic, poza tym, co Irene miała wrodzone.
Znów uśmiechnęła się, błyskając białymi zębami. Potrafiła przyjmować komplementy. A jeszcze lepiej przyjmowała zlecenia, które miały kosztować ją zero wysiłku.
- To nie powinno stanowić problemu, możesz mi wierzyć.
Przy wejściu do przedsionka Zaświatów kobieta spojrzała na turianina wskazanego przez swojego zleceniodawcę. Wydawał się łatwym celem. Zastanawiała się tylko, dlaczego tkwi tutaj, zamiast programować w domu, albo wejść do środka i oddać się rozrywkom. Może to jakiś dziwny, bezsensowny kompromis...
- Niech będzie - powiedziała i pozwoliła zeskanować swój omni-klucz, cały czas przyglądając się turianinowi opartemu o barierkę nieopodal. - Szczerze mówiąc nie obchodzi mnie, skąd się wezmą kredyty na moim koncie, interesuje mnie to CZY się pojawią i ILE ich będzie. Od razu po uzyskaniu kodu będziecie wiedzieć ile jest wart, czy będę musiała poczekać na efekty dłużej?
Sięgnęła ręką do włosów i wyjęła z nich spinkę. Rude fale rozwinęły się z koka, którego upięła wcześniej dla wygody na parkiecie i spłynęły po ramionach i plecach, lśniąc w ciepłych światłach stacji. Szybko przeczesała je palcami i przeciągnęła na bok, odsłaniając długą szyję ozdobioną biżuterią. Długi naszyjnik kilka razy owijał się wokół niej i spływał w dół, niknąc w głębokim dekolcie.
- Macie tyle czasu, ile chcecie - powiedziała zerkając jeszcze na grupę. - Tylko nie spieprzcie tego, jak się nie uda i zmarnuję te godziny, to będę bardzo zła, bo mogłam już spać. Mam nadzieję, że dostanę chociaż drinka - mruknęła jeszcze bardziej sama do siebie, niż do nich.
Stukot jej obcasów niósł się cichym echem, prawie całkowicie zagłuszany przez dudnienie muzyki z klubu. Pewnym krokiem podeszła do celu i oparła się o barierkę obok niego, niby niechcący dotykając łokciem jego ręki. Sięgnęła do torebki i wydobyła paczkę papierosów, po czym wyciągnęła z niej jednego i włożyła go w usta. Ostentacyjnie nie mogąc znaleźć zapalniczki, westchnęła.
- Przepraszam - chwyciła papierosa w palce i uśmiechnęła się do turianina. Jej włosy, pachnące konwaliami, spłynęły z ramienia i zawisły za barierką. - Masz może ogień?