Drużyna Tango
Podchodząc do baru, Carlos i Crassus musieli co jakiś czas przepychać się między kolejnymi osobami, które prawem miejskiej dżungli nie patrzyły, czy ktoś wchodzi im pod nogi. Raz czy dwa trącili się barkami z podejrzanie wyglądającymi przedstawicielami rasy ludzkiej, a i nieomal nie wytrącili komuś z ręki butelki. Chociaż ochrona czujnie pilnowała porządku, nie było wątpliwości, że część nie zawaha się przed chociażby wybiciem paru zębów w akcie odwetu.
Przy barze siedziało sporo osób i wszystkie były obsługiwane przez jedyne dwie osoby za ladą. Mężczyzna i asari uwijali się dosyć szybko, by w końcu dotrzeć do dwójki najemników, lejąc im kolejno palaveńską żołądkową z energetykiem i zwykłą szkocką. Po uiszczeniu opłaty, mężczyzna ich obsługujący zniknął, obsługując gości dalej. Carlos został więc na chwilę sam ze sobą, asari mogąc złapać za kilka chwil.
W tym czasie Curio, mistrz tandetnego podrywu, poczuł skręcenie własnego żołądka, gdy napił się drinka; wczorajsza libacja dała się we znaki w postaci chwilowego wstrętu alkoholowego. Z niesmakiem w ustach podszedł jednak do kobiety skitranej w rogu i popijającej wodę, mogąc teraz jej się lepiej przyjrzeć. Na standardy ludzkie byłaby przeciętnej urody – żadna diwa, ale też na pewno nie odpychała... nie z pełnym makijażem, kusą kiecką i tymi cielistymi rajstopami. W dodatku miała długie, ciemne włosy rozpuszczone luźno, kontrastujące z jej chudą, bladą twarzą. Widząc pierwszy raz Crassusa, nie umknął mu cień zirytowania na dźwięk kolejnego pustego komplementu. Szybko jednak zamaskowała to równie pustym uśmiechem, przywdziewając maskę dobrej pracownicy. —
Skąd wiesz, że to na pewno jest woda? — odparła, zerkając na jego twarz i po chwili marszcząc brwi. Jej zawieszenie trwało dobre dwie sekundy, zanim nagle zainteresowana przysunęła się do blatu. —
Skądś cię znam! Nie było cię czasem na okładce ostatniego Fornaxa? Crassus, tak? Jestem Yelena! — będąc zbliżoną teraz do najemnika, nie sposób było nie mieć wrażenia, że coś w jej twarzy było znajomego.
W tym czasie do samotnie sączącego szkocką Browna podeszła w końcu asari, biorąc jedną butelkę z półki. Na wyjątkowo... ludzką zaczepkę mężczyzny odwróciła się, trochę zdziwiona jego słowami. Trzymając w dłoniach czystą wódkę, zerknęła na rozgrywającą się kawałek dalej scenę, akurat trafiając na moment, w którym prostytutka zainteresowana turianinem przysunęła się do baru, mówiąc coś z ożywieniem. Asari wyglądała na dosyć zaskoczoną. Po chwili zaśmiała się, chyba faktycznie rozluźniona raczej przyjacielską pogawędką. —
Nawet gdyby którakolwiek z nas chciała, to nie może. Chociaż chyba nie powinnam o tym mówić, ups. Nawet nie wiesz, ile razy ja o tym fantazjowałam — zerkając na szklankę Carlosa, skinęła na nią dłonią. —
Dolać ci? Może akurat zobaczysz, jak go elegancko spławi.
DRUŻYNA AMIGO
—
Przekażę — burknął jeszcze batarianin, patrząc dziwnie na Fulvinię oddającą mu broń. Wykonał przy tym gest, cofając karabin z powrotem do jego
właścicielki, z miną wyrażającą lekkie zdziwienie. Nie wspomniał wszakże o żadnym zdaniu broni, jedynie upomniał o niekorzystanie z niej. Turianka będąca najemniczką powinna wszakże lepiej wiedzieć, że na Omedze broń jest tak ważna, jak omni-klucz; nawet w tak chronionych miejscach lepiej było ją mieć przy sobie.
W środku, gdy tylko znaleźli się między wszelkiej maści rasami, jej sokoli wzrok nie mógł wiele wykryć. Światło migotało w rytm muzyki, w dodatku było przytłumione dla większego efektu oraz z powodu dymu wdzierającego się im do gardeł. Mimo tego odnalazła spojrzeniem kilka par drzwi, będących prędzej przejściami do dalszej części kompleksu, niż innym wyjściem, szczególnie, że co jakiś czas przechodzili przez nie kolejni klienci. Ochroniarzy na widoku było kilku – dwóch stało na wyjściu, kolejni kitrali się w rogach pomieszczenia, przechadzali między gośćmi, jeden nawet siedział przy barze, z dala od Crassusa i Carlosa rozmawiających z asari i ludzką kobietą. Jej żołnierskie oko wychwyciło jednak pozornie wyglądających normalnie ludzi, turian i batarian, którzy popijali alkohol, macali pracownice i śmiali się do rozpuku. Uważnie zerkali przy tym na okolicę; trudno było jednak powiedzieć, czy była to ochrona klubu, czy po prostu zwykli najemnicy bądź osoby jej pokroju – straż przyboczna większych ryb.
Asari trzymająca się ramienia Ericha na wydźwięk zawoalowanego określenia ich trójki drgnęła zauważalnie, przyjmując przy tym coś w rodzaju profesjonalnej miny. Uśmiechnęła się przy tym i pogładziła delikatnie pancerz, pod którym wedle jej mniemania musiały kryć się mięśnie, w końcu także zaszczycając spojrzeniem obie turianki. Jej spojrzenie było oceniające, jednak nie we wrogi sposób – Fulvinia i Alana mogły odnieść wrażenie, jakby była pracowniczką butiku i właśnie próbowała znaleźć w głowie idealne sukienki na ich figury.
—
Rozumiem. Myślę, że coś ciekawszego znajdzie się w naszym repertuarze, panie Tsuga — odparła, z wdziękiem kierując ramieniem Niemca w głąb klubu, dając znać wolną ręką, aby jego ochroniarki ruszyły za nim. Cała grupa wkroczyła między loże, lawirując pomiędzy spoconymi, wydalającymi z siebie poprzez smród alkohol. Minęli przy tym parkiet, niedaleko zatrzymując się przy jednych drzwiach, takich samych jak wszystkie, nie licząc jednego szczegółu. Te były zablokowane i dopiero asari je odblokowała, ukazując przed nimi krótki korytarz wyłożony czerwonym, miękkim dywanem. Gdy tylko oddzielił ich metal od reszty klubu, muzyka przycichła, dudniąc jedynie w sercach i pozostawiając w uszach swoje pozostałości.
Po drugiej stronie korytarza były kolejne drzwi, również niedostępne w pierwszych sekundach. Uruchamiając je, musieli odczekać kilka dobrych sekund, zanim uchyliły rąbka tajemnicy – widniała za nimi winda. W środku ich przewodniczka wcisnęła jeden z trzech przycisków, a dźwig ruszył w dół, sunąc delikatnie i pozostawiając za nimi dźwięk pierwotnych doznań. W trakcie pracowniczka odkleiła się od najemnika, by z przepraszającym uśmiechem wklepać coś na szybko do swojego omni-klucza.
Oprócz dźwięku dotarcia na piętro dotarły do nich kolejne dźwięki, tym razem łagodniejsze, stonowane i przede wszystkim cichsze. Winda otwarła się zaś na coś pokroju lobby połączonego z barem. Znajdowało się tam kilka czerwonych kanap, stół do bilardu i kolejny bar z elegancko ubraną asari, która podawała drinki osobom... wyglądającym wyjątkowo normalnie, w większości. Rozmawiali więc między sobą ludzie o gładkich twarzach i chudych posturach, turianie bez pancerzy, kilku salarian, pięknie ubrane asari i nawet jakiś volus, który ogrywał w karty siedzącego przy nim opancerzonego batarianina. Oczywiście parę krzywych mord dało się tam ujrzeć, ale co najbardziej rzucało się w oczy, to obstawa, którą byli wszyscy otoczeni. I krótka obserwacja wystarczyła, by ujrzeć u dosłownie każdego broń wszelkiego rodzaju.
Asari uśmiechnęła się wdzięcznie do Ericha, ręką obejmując całą salę. —
Witamy w Velvet's Kiss, panie Tsuga — z tymi słowami skinęła na turianina stojącego przy barze i rozmawiającego z jakimś salarianinem. Widząc grupkę, mężczyzna wykonał charakterystyczny ruch dłonią i odbił się od lady, podchodząc nonszalancko do Shawa, Fulvinii i Alany. Ubrany w elegancki frak, skłonił głowę Erichowi i krótkim gestem odprawił asari, która zawróciła.
—
Witam, panie Tsuga. Nazywam się Angus i jestem... opiekunem tego miejsca. Pana jeszcze w naszych szeregach nie widziałem, ale myślę, że przy dobrym alkoholu na rozruszanie z pewnością się to zmieni — trójpalczastą ręką wskazał całej trójce wolną kanapę, do której zaczął ich prowadzić. —
Przede wszystkim chciałbym jednak zadać pytanie, czy piękne panie Forsycja i Sutera także będą uczestniczyć w sztuce?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn to 21.02 23.59