Tego dnia klinika była przepełniona potrzebującymi natychmiastowej pomocy zarażonymi, oraz tymi, którym jak na razie się poszczęściło i trafili tu z powodu innych urazów, możliwie nie oznaczających niemalże pewnej śmierci jak w przypadku reszty. Mimo wszystko, zmuszeni do tłoczenia się w poczekalni pełnej chorych obcych z pewnością tracili coraz to więcej pozostałego im czasu, czego pracujący tutaj byli doskonale świadomi - ale nie byli w stanie nic z tym zrobić.
Zresztą, każdy, kto tylko wpadł do tego miejsca więcej niż raz był świadom faktu, iż taki stan utrzymywał się już od dłuższego czasu i jak na razie nic nie wskazywało na to, że ma to ulec zmianie.
-
Nie ma czasu, następny pacjent gotowy? - doskonale znany bywalcom tejże okolicy głos salariańskiego naukowca jakoś przedarł się przez panujący w pomieszczeniu hałas. Jego właściciel, znany wszystkim jako doktor Mordin Solus, w tej samej chwili przeszedł przez drzwi prowadzące do gabinetu, w którym najwyraźniej spędził ostatnie kilka godzin. Po śladach krwi na jego ubraniu, która wydawała się zaschnąć już stosunkowo dawno temu, widać było, iż pracuje nieustannie, lecz na twarzy nie widoczne były oznaki zmęczenia. Wydawał się wciąż mieć niesamowite pokłady energii, przynajmniej jak na osobę zmuszoną do pracy niemalże 24 godziny na dobę w tak katastrofalnych warunkach.
-
Jak na razie nie mamy żadnych śmiertelnie poważnych przypadków. Na pewno niepotrzebna jest panu przerwa, doktorze? - rzuciła w odpowiedzi ludzka kobieta, stojąca w tym momencie za ladą recepcji, do której to podszedł naukowiec.
-
Nie ma czasu, pacjentów przybywa - powtórzył swe poprzednie słowa salarianin, wzbogacając o kolejne zdanie. Jakby na podkreślenie ich wagi pokręcił jeszcze głową, uruchamiając własny omni-klucz i przeglądając na nim coraz to większe zasoby danych, przy tym zdając się nie zauważać ostentacyjnego westchnięcia recepcjonistki. -
Wysyłaj ich po kolei. Koniecznie segreguj według norm, najgorsze przypadki przodem, ale tylko przy szansie na uratowanie życia. Pielęgniarzom zostaw uśmierzanie bólu umierającym - pouczył ją, nie odwracając wzroku od datapadu, dzięki czemu nie zauważył jej drgnięcia i lekkiego zmieszania na twarzy, jak gdyby czuła się głupio przez sam fakt, iż Solus musiał jej to powtarzać.
-
Tak jest - odrzuciła cicho, samej zajmując się przeglądaniem danych w terminalu - być może by wcielić w życie to, co należało do jej obowiązków.