Nie.
To było jedyne, co przeszło jej przez myśl, kiedy strażniczka uderzyła w nią całą siłą swojego ciała. Jedyne, co zdążyło, zanim Irene z powrotem zorientowała się co się wokół niej dzieje. A działo się nieciekawie. Nie była w stanie wyszarpnąć się spod ramienia przyciskającego ją mocno do ściany, a stojąc na palcach miała wrażenie, że jeśli chociaż ruszy nogą, czarnoskóra kobieta ją udusi. I zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma na sobie pancerza, więc wysunięte omni-ostrze weszłoby w jej skórę miękko jak w masło. Francuzka nie była jeszcze nigdy ranna, nie tak poważnie i bardzo nie chciała być. Bardzo bardzo. Jęknęła cicho, wracając do sprawiania pozorów nieświadomej i naiwnej. Drzwi, widoczne nad ramieniem strażniczki, były najpiękniejszym widokiem w całym tym burdelu i Irene marzyła w tej chwili tylko o nich. Zmieściłaby się tam. Doskoczyłaby do nich w kilka sekund, zniknęła za nimi i poszła w swoją stronę. Dlaczego nic nigdy nie mogło pójść prosto?
Ale nie była sama. Strzeliła błagalnym spojrzeniem w stronę asari, ale ta nie zamierzała pomagać jej bezpośrednio, chociaż pamiętała o niej, zauważyła co się tu działo i postanowiła interweniować. Irene była wdzięczna, bo dzięki temu uwaga strażniczki nie była już w stu procentach skupiona na niej, a i uścisk zelżał nieco. Tylko że ona nie zamierzała się wyrywać. Mogłaby próbować, ale kobieta złapałaby ją, zanim Dubois zdążyłaby zrobić chociaż jeden krok.
Znowu musiała zrobić to samo. W jej głowie rozbrzmiały pierwsze dźwięki piosenki, która zawsze chyba będzie jej towarzyszyć w chwilach takich jak ta. Beztroskie, radosne. Irene uruchomiła omni-klucz i korzystając z faktu, że prawa ręka kobiety przyciśnięta była do jej szyi, postanowiła skorzystać z odsłoniętego boku. Heaven... Zerknęła na dół dosłownie na ułamek sekundy, udając, że próbuje wyrwać się z uścisku, ale w rzeczywistości szukając w pancerzu miękkiego miejsca. Gdzieś z boku brzucha, w okolicach żeber. I'm in heaven... I z całą siłą, na jaką było ją stać w tej niekomfortowej pozycji, wbiła omni-ostrze w ciało kobiety, licząc na to, że ta ją puści. Musiała puścić. Poprzednim razem to zadziałało, rozwiązało problem, uratowało ich wszystkich. And my heart beats so... Teraz chciała uratować tylko siebie. Wystarczająco osłabić strażniczkę, by móc się jej wyrwać, skryć się w kamuflażu i najszybciej, jak potrafiła, pobiec do drzwi. That I can hardly speak... Wrócić na Cytadelę i zostawić w cholerę wszystkie swoje durne pomysły. Nigdy już nie czuć tego, co czuła teraz, wbijając ostrze w ludzkie ciało. Ona nie była żołnierzem, zabójcą, najemnikiem. Po prostu bardzo chciała stamtąd zniknąć i nie obchodziła jej ani Ra'ana, ani czarnoskóra kobieta, jeśli cios się udał i ta wykrwawiała się na ziemi.
W kamuflażu rzucić się prosto do drzwi i już nie wracać.
Wyświetl wiadomość pozafabularną