30 mar 2022, o 20:58
Podróż jej korwetą klasy Ghost minęła raczej spokojnie i przyjemnie, na tyle, na ile mogła czuć przyjemność ze służbowego lotu na Omegę. Statkowa WI z autopilotem była w stanie przelecieć większość trasy sama, tak samo zresztą ze skokiem przy użyciu Przekaźników, lecz Emilia i tak raz na jakiś czas profilaktycznie zerkała do kokpitu, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Paranoja? Raczej nie. Przynajmniej nie oskarżyłaby się o coś takiego. Bardziej po prostu...chęć zapewnienia sobie bezpieczeństwa. Musiała być ostrożna. Ciągle. W każdym momencie. Nigdy nie wiadomo, kiedy coś nie jebnie. Zwłaszcza, że lecieli na Omegę. Tam ZAWSZE coś musi jebnąć.
Pod koniec tej podróży zebrała się jednak z Hearrowem w mesie, gdzie, przy zaparzonej przez siebie herbacie skonsultowała się z nim na temat ich obecnych dowodów, poszlak i dalszych planów.
- Niestety brakuje nam solidnych tropów oprócz hotelu. Jak tam będziemy, od razu trzeba zapytać o tego zdradzieckiego Hearrowa.- bardzo jasno zasugerowała co należy zrobić, po czym wysłuchała tego, co on miał do powiedzenia.- Myślę, że to przede wszystkim kwestia tego, że akurat miał cię pod ręką. Może zabrał ci jakąś przepustkę, coś zwinął, jakiś dokument, więc ma łatwo jak się podszywać. Ewentualnie jakoś mu podpadłeś podczas tego swojego amnezyjnego epizodu. Albo coś ci zwinął wtedy, i dlatego nie pamiętasz. Nie wiem. Wydaje mi się, że dowiemy się dopiero na powierzchni.- powiedziała po chwili namysłu i cichego popijania herbaty. Podczas tej konwersacji, jak i ogólnie rozmów na statku, Emilia była zdecydowanie nieco bardziej przyjemna. Niekoniecznie była od razu miła, bo nieszczególnie miała nastrój na spoufalanie się, ale na pewno była luźniejsza. Z mniejszym kijem w dupie. Mniej jak taki...sort irytującego świętoszka. Może to kwestia tego, że tu nie była obserwowana, więc nie będzie rozliczana ze swoich akcji - nie było tu nikogo, na kogo zdaniu by jej zależało. Ewentualnie po prostu pogodziła już się z myślą, że podczas tego zadania to Hearrow będzie jej partnerem i doszła do wniosku, że może albo poradzić sobie z tym jak osoba dorosła, albo zachowywać się jak gnida.
- Najrozsądniejszą opcją byłoby używanie fałszywego nazwiska, tak.- przyznała mu po chwili rację.- Wymyśl sobie jakieś, dowolne. Na Omedze nikt nas nie będzie identyfikował z dokumentów, ale na wszelki wypadek polecam mieć jakąś odpowiedź inną niż "Marshall Hearrow, ale nie ten chuj, tylko ten drugi".- nawet jeśli pod koniec jej słowa mogły być uznane za żartobliwe, to mówiła tonem absolutnie poważnym, a jej słowom akompaniował brzdęk łyżki, która podczas mieszania w herbacie uderzała o ścianki drogiej (ewidentnie za drogiej) filiżanki.- Tak samo wątpię, by rejestrowali nasz przylot. Znaczy, mogą sobie zapisać, że moja korweta tu zadokowała, ale nikogo nie powinno interesować to, że tu jestem.- pomyślała, wydawałoby się, raczej logicznie. Nikt jej tu nie szukał. Nikt jej tu nie chciał. Mało komu podpadła. Powątpiewała w to, by jej lądowanie oznaczało katastrofę dla mieszkańców Omegi. Może się myliła, nie byłby to pierwszy raz, ale nie wydawało się jej, by tak było.
Gdy już wylądowali, zabezpieczyła statek przed ewentualną kradzieżą, ustawiając wszystkie odpowiednie blokady, alarmy i tak dalej (przezorny zawsze ubezpieczony), po czym na szybko się przebrała. Miała oczywiście na sobie swój pancerz, ale nałożyła na niego dosyć solidny, długi, czarny płaszcz. Głównie z kwestii gustu, ale też i praktyki - potrzebowała czegoś solidnego z długim rękawem. Wolała nie latać z protezą na wierzchu.
Ostatnią rzeczą jaką powiedziała do Hearrowa na pokładzie była bardzo prosta, ale pełna rzeczywistych emocji sentencja:
- Absolutnie nie znoszę Omegi. Uważaj gdzie tu stoisz.- delikatnie przewróciła oczami. Nie kłamała. Nienawidziła Omegi. Brudne miejsce dla brudnych, społecznych odpadów. Emilia była osobą z krainy prestiżu i rezonu, nie wypadało tu w ogóle być. Ale niestety czasem powinność tego wymagała. Trzeba było ubrudzić sobie ręce.
Tak więc wyruszyli bardzo szybko w kierunku hotelu. Emilia trzymała się raczej za Hearrowem, ale nie utrzymywała od niego szczególnego dystansu. Ot, przywykła do trzymania tyłów, jeśli już musiała pracować w duecie. Po drodze między uliczkami ujrzała Kroganina, który w pewnym momencie wszedł w krótki fizyczny kontakt z jej towarzyszem podróży. Oczywiście, że to KROGANIN musiał być problemem. To zawsze byli ci pieprzeni...nawet nie wiedziała jak ich nazwać. Jaszczuroludzie? W każdym bądź razie, zawsze jak coś ją irytowało, to oni. Zaczekała chwilę, chcąc zobaczyć jak Marshall poradzi sobie z "intruzem" pod postacią tej kreatury, ale gdy zauważyła, że w zasadzie to równie dobrze mógł skapitulować, pozwoliła sobie wkroczyć do akcji.
- Może to ty powinieneś uważać na kroki.- zerknęła na dużą, chodzącą kupę karapaksu, lekko przechylając głowę i zbliżając się na krok. Zamierzała odstraszyć go samą postawą, raczej nie zamierzała się bić, ale ego nie pozwalało jej też NIE wykazać się w jakiś sposób wyższością.- Won.- kiwnęła głową za siebie, sugerując jasno, że bezmózgi wojownik, syn Tuchanki, miał w tym momencie wypierdalać.
Zakładając, że sytuacja zostanie rozwiązana (w ten czy inny sposób), po prostu skupi się na istotnych sprawach.
- Zdecydowanie. Ale wpierw to, po co przyszliśmy.- odparła bardzo spokojnie. Walka varrenów i tajemniczy inwestor mógł być serio dobrym tropem, ale wolała iść w większy pewnik. Coś nieco mocniejszego. Choć oczywiście dobrze będzie sprawdzić i tę poszlakę.