Z każdym krokiem czuli coraz większe, mimowolne zmęczenie. Piasek poruszany niewyczuwalnym na skórze wiatrem wpadał im do oczu, uszu i ust za każdym razem kiedy próbowali się odezwać. Słońce grzało z każdego kierunku i cienie rzucane przez wraki statku nie dawały wiele ulgi czy osłony. Piekielna planeta. Cmentarzysko statków. Celne, alternatywne nazwy dla Korlus, echem rozbrzmiewały w ich umyśle kiedy krajobraz je potwierdzał i doświadczali efektów środowiska. Ścieżka nosiła ślady czterech kół, ale usadowionych stanowczo zbyt blisko siebie aby był to typowy łazik, zapewne używano tutaj nowoczesnych modeli czterokołowców. W ten sposób poruszali się o wiele szybciej i łatwiej było zaskoczyć potencjalne ofiary. Podobna świadomość wcale nie pozwalała im poczuć się lepiej a jedynie podsycała zalążki paranoi. Według niewielkiej mapki na omni-kluczu znajdowali się zaledwie kilkaset metrów w linii prostej od budynku, którego koordynaty znaleźli na komputerze pani Kortman. Niestety prosta droga wcale nie okazała się dostępna. Kluczyli teraz w labiryncie statków, starając się kierować w właściwym kierunku. Nim jednak zdążyli się obejrzeć, dotarł do nich niezaprzeczalny fakt. Zgubili drogę. Omni-klucz niby wskazywał usytuowanie statku ale nie brał pod uwagę, że trasę przecinały setki metalowych wraków. Nim zdołali przeanalizować obecną sytuację, nagle usłyszeli huk a jakieś dwadzieścia centymetrów przed nogami Pajączka pojawił się sporych rozmiarów lejek w piaszczystym podłożu. Kiedy rozbiegane spojrzenie odruchowo omiotło okolicę, zauważyli, że na szczycie jednego z wraków siedział młody chłopak. Ubrany był nietypowo, bardzo nowocześnie. Jeśli porównać jego strój do czegokolwiek, można było go uznać za zmodernizowany strój mechanika. W dłoni trzymał M-99 Szable. Trudno było stwierdzić, jak wszedł w posiadanie tak drogiej, niebezpiecznej broni. Jednak mieli świadomość, że była celna i silna. Gdyby chciał już odstrzeliłby im łby. Na jego twarzy dodatkowo znajdowała się nietypowa maska. Jak mogli się domyślić, raczej przeznaczona do filtrowania powietrza niż dostarczania tlenu.
-
Witamy na Korlus. Zazwyczaj goście starają się jednak wejść głównym wejściem. Czego chcecie? Jak ładnie wyśpiewacie, to może was nie odstrzelę. Ciebie nie żałuje. – Tutaj muszką wskazał na Dymitrieva. –
Ale blond laleczki byłoby mi szkoda.
***
-
Sugerujesz, że wpakowałbym nas do jakiegoś gówna? To prawie czołg, nie łazik. Wytrzymały, może niezbyt szybki ale za to najczęściej używany model na tej planecie. Nie będziemy specjalnie rzucać się w oczy, a przecież o to nam chodzi. – To musiało być jedno z dłuższych zdań, jakie Byk wypowiedział od początku ich spotkania. Nie żeby był głupi, ale sprawiał raczej wrażenie człowieka czynu niż przesadnej papli. Przez chwilę grzebał przy kokpicie, przełączając jakieś guziczki, nim silnik zakrztusił się kilka razy, drzwi zatrzasnęły się z zgrzytem a maszyna ruszyła powoli przed siebie. Istniał stanowczo jeden plus podróży tym transportem mimo niewielkiej przestrzeni, w której zarówno Dymitr jak Byk zajmowali sporo ponad trzy czwarte powierzchni. Pozostawali odcięci od tumanów pyłu i piasku, które podziwiać mogli przez niewielki wizjer z przodu. Po kilkunastu wiązankach i waleniu w konsolę, ich kierowcy udało się nawet uruchomić klimatyzację, dzięki czemu wszechobecne gorąco i duszność już im tak nie doskwierała.
-
Przeszukajcie miejsca pod siedzeniami. Może będą tam odpowiednie maski. Jak wyleziemy na zewnątrz, łatwiej będzie oddychać w tym pyle. Powinniśmy dojechać w okolice terenów Błękitnych Słońc za jakieś pół godziny. – Zasugerował. Gdy wykonali polecenie, okazało się, że maski faktycznie są, ale niestety w liczbie podwójnej, przez co nie starczy ich dla całego trio. Poruszali się powoli do przodu i w sumie nie było tu wiele do roboty. Mogli rozmawiać lub spróbować zagrać w partyjkę znalezionymi razem z maskami, kartami do gry. Na szczęście maszyna była stabilna i nie trzęsło nią jak nieboskie stworzenie. Za oknem jedyne co można było podziwiać, to ogrom ilości wraków porozrzucanych po okolicy. Znajdowało się tutaj wszystko. Do starych fregat Przymierza po krążowniki Rady. Nic dziwnego, że tutejsi najemnicy uchodzili za jednych z bogatszych. Sama sprzedaż sprzętu z dwudziestu metrów kwadratowych mogłaby ustawić przeciętnego szaraczka do końca życia.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąKolejność: Obojętna.
Wybaczcie długą ciszę, ale szpital, nie przelewki, teraz powinnam już pisać regularnie :)