-
Na statku są cztery osoby. Mój technik i trzech z zewnątrz. Z tymi trzema będziemy gadać, ja sama jeszcze niewiele wiem. Nie chcieli odpowiadać na moje pytania, dopóki nie będzie wszystkich. Najwyraźniej powiedzenie dwa razy tego samego jest zbyt męczące, kiedy na co dzień nie robi się nic - zaciągnęła się dymem i rozłożyła ręce w geście, który najwyraźniej miał przedrzeźniać zleceniodawcę. Żaden z mężczyzn go jeszcze niestety nie poznał, więc nie mogli tego docenić. -
Nie mam dla ciebie czasu dziewczynko, jestem zajęty spaniem na pieniądzach.
Daleko do doków nie mieli, zakładając, że wezmą taksówkę. Z jakiegoś powodu Svea postanowiła spotkać się z nimi tutaj, nie bezpośrednio na swoim statku. Może dlatego, że nie wiedziała, kto się tutaj pojawi. Kto wie, czy nie mała jakiejś minimalnej mocy decyzyjnej, by w najgorszym przypadku uznać "nie ma opcji, ciebie na pokład nie wpuszczę". Wyglądało jednak na to, że nie była niemiło zaskoczona żadnym z przybyłych i była spora szansa, że zarówno ona, jak i technik, zniosą ich obecność.
Gdy Charles zaczął swój wywód, początkowo przyglądała mu się z uprzejmym zainteresowaniem. To jednak, w miarę rozwijania przez niego myśli, przerodziło się w bliżej nieokreślony wyraz twarzy. Otworzyła usta, jakby chciała coś odpowiedzieć, ale głupota jego słów odebrała jej mowę, więc tylko zamrugała z niedowierzaniem, patrząc na mężczyznę jak na debila.
-
Wow, ktoś tu miał ciężkie dzieciństwo - mruknęła, unosząc brwi i ostentacyjnie odsuwając się od niego. Trudno było stwierdzić, na ile robi to na poważnie, bo ją przeraził, a na ile śmieje się z niego. Tak czy inaczej, na wszelki wypadek postanowiła olać te wspaniałe rozważania. Zerknęła na Dragonbite'a, uśmiechając się krzywo. -
Polecam spróbować. Zero zagrożenia utraty penisa, pełne bezpieczeństwo.
Przeniosła wzrok na Szeola.
-
Fantastycznie, dzięki - parsknęła suchym śmiechem. -
Też sobie wybraliście temat. Wasza troska o moją cnotę mnie urzeka.
Dym z jej papierosa popłynął w bok, pomiędzy jej ramieniem, a ramieniem Gate'a. Pokiwała głową, przeskakując bezceremonialnie nad barierką oddzielającą ich od postoju taksówek i skierowała się do terminalu. Wejście na małe lądowisko było od drugiej strony, ale nie chciało się jej iść dookoła.
-
To się ciesz. Mi często próbują nie płacić, bo przecież co może zrobić kobieta, rozpłakać się? - zrobiła smutną minę, jakby właśnie na płacz jej się zbierało. Po dwóch sekundach wróciła jednak do dawnej siebie, wstukała coś w terminal i podeszła do barierki, oddzielającej lądowisko od przepaści, w której, gdzieś pod nimi, po wyznaczonych trasach lawirowały skycary.
-
Może i masz rację - wzruszyła ramionami. -
Sama nie wiem, odkąd robię za kuriera nie miałam jeszcze żadnych problemów. Ale nie każdy musi mieć tak samo. I ej, nie pójdzie się jebać. Czemu miałaby? Boisz się lotu z pilotem-kobietą, czy więźnia, który będzie skuty i zamknięty przez całą drogę powrotną?
Czekali kilka minut, ale w końcu podleciała zamówiona przez kobietę taksówka. Była większa, niż zwykłe, może dlatego nie mogli skorzystać z tych, które były już na postoju. W pięć osób nie zmieściliby się w czteroosobowym pojeździe, Engman nie wyglądała na chętną siadania któremukolwiek z nich na kolanach. Chyba, że dogadaliby się między sobą.
-
To lecimy - zarządziła, wpisując koordynaty doków do panelu taksówki. -
Jest coś, o czym powinnam wiedzieć, zanim wpuszczę was na statek? Któryś ma tendencję do plucia po kątach, albo niespełnione marzenia i będzie mi się wpierdalał do tego, jak pilotuję?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: sobota, północ.