Spacerując korytarzami Cytadeli ma się wrażenie, że stacja ta jest higienicznie czysta i nie znajdzie sie zakątków pokroju slumsów Omegi. Rzeczywiście o takie niełatwo, ale ten pokój jest ciekawym wyjątkiem od reguły. Recepcjonistka uprzedza za każdym razem, zanim go wynajmie: "To pokój, że taniej się nie da. Nadaje się tylko dla szczególnych desperatów, którzy jednak mimo wszystko mają wciąż lekkie uprzedzenie do spania w przytułku." Gospodyni hotelu jest wyjątkowo prostolinijną i prawdomówną kobietą, więc i w tym przypadku nie kłamie. Mieszkanie, dumnie noszące nazwę apartamentu, to zwykła kawalerka, której okna wychodzą wprost na ścianę budynku obok. I nie, nie da się podejrzeć przez nie żadnej nieświadomie rozbierającej sie w sypialni dziewczyny, tudzież chłopca (zależnie od zainteresowań). Ściany czy podłoga nie reprezentują sobą żadnych wartości estetycznych, delikatnie mówiąc. W kącie leży zużyty i obryzgany różnymi substancjami materac, położony na metalowym stelażu, którego lepiej nie używać. Pod oknem stoi stare biurko z komputerem. Ten oczywiście na niewiele sie zdaje, chociaż może być w kryzysowych sytuacjach całkiem pomocny. Nad nim, pod nim i wszędzie indziej walają się śmieci i papierzyska. Po prawej stronie lokalu znajduje się aneks kuchenny lub to, co z niego pozostało oraz drzwi do łazienki, której opis pominięto, dla nie psucia smaku.