Wyświetl wiadomość pozafabularnąZostałam zmuszona do niezdrowego rozpisania się :D
Na uwagę Iwanowa tylko zmrużyła oczy, w niemal marzycielskim uśmiechu. Nie mogłaby zaprzeczyć. Powszechna opinia o szturmowcach niewiele (lub nawet wcale) mijała się z prawdą. Nie ulegało wątpliwości, że szturmowiec musiał być w pewnym stopniu ogarnięty szaleństwem i przekonaniem o swojej nieśmiertelności. To było podstawą sukcesu ich dramatycznych akcji i jednocześnie gwoździem do ich trumien… wesoły żywot żołnierza.
Gdy mężczyzna zaczął się krztusić, nieomal nie rzuciła mu się na pomoc – ale zamiast z troską wypisaną na twarzy, gościło tam kompletne rozbawienie. Na szczęście chłopak poradził sobie sam, a ona opadła na krzesło ze śmiechem, kompletnie nie interesując się tym, czy inni goście zwrócili na nich uwagę.
-
Kurcze, dostajesz dodatkowy przydział porcji żywieniowych? Powaga, na sylwetkę za bardzo uważać nie muszę, ale jestem przekonana, że większość kobiet zazdrościłaby ci takiego obrotu spraw – fakt, przy trybie życia, które prowadziła, nie musiała uważać na dodatkowe gramy tłuszczu. Będąc na służbie, dbała o formę i spalała wszystko. Gdy była na przepustce, chyba więcej piła, niż jadła.
-
Tempo? – zaskoczona uniosła brwi. –
A ja myślałam, że dopiero się rozkręcamy – powiedziała trochę zbyt serio, by Robert mógł być spokojny. Nie miała super mocnej głowy, nie miała też słabej. Jeśli alkohol zadziała, cóż – będzie się tym martwić na kacu.
-
A który żołnierz nie lubi adrenaliny? – zawołała cicho, ożywiając się. –
Nie wiem, czy mnie oceniać brawurowość – zadumała się i po chwili dodała: -
ale mogę opowiedzieć ci, co mi sprawiło najwięcej satysfakcji – przesunęła się bliżej stolika, siadając na skraju krzesła, z błyskiem w oku. –
To było niedługo po otrzymaniu mojego pierwszego przydziału. Wiesz, po szkoleniu byłam naładowana optymizmem i przekonaniem o tym, na jak wiele mnie stać. I bum, zderzenie z chłopakami z drużyny, ich kpiny, niedowierzanie. Dziewczyny jako szturmowcy są ogólnie krzywo odbierane, a ja w ich oczach byłam już kompletnym wybrykiem natury. Szczerze? Dupa, nie dałam się. Wolałam być uznawana za aroganckiego świeżaka, niż dać im podkopać swoją pewność siebie. Opłaciło się, gdy brałam udział w mojej pierwszej poważnej akcji. Jakaś wielogatunkowa grupa degeneratów, chaos, nie wiadomo, o co chodzi – wiadomo tylko, że mamy to szybko zakończyć. Nie było czasu płakać nad tym, że oto padły moje pierwsze ofiary, nie było czasu zastanawiać się nad rannymi, kompletny burdel, mówię wam – żywo gestykulowała, niby mówiła poważnie, a jednak z wielkim entuzjazmem. –
I wtedy, nie wiem, jak to się stało. Ja i Will, też szturmowiec, zostaliśmy oddzieleni od oddziału. Mała uwaga: nasza drużyna składała się głównie ze szturmowców i strzelców wyborowych, taki eksperymentalny oddział. Szturmowcy robią rozwałkę, strzelcy ich osłaniają. Kompletne szaleństwo, istny miód – westchnęła rozanielona. –
Nas nie miał kto osłaniać, byliśmy skazani tylko na siebie. Ten cholerny dupek Will – roześmiała się ciepło –
był tak święcie przekonany, że oto będzie musiał się zaopiekować „nową”, że nie mógł pojąć jak to się stało, że wtem został przygnieciony przez wielkiego, wściekłego kroganina, połamał mu chyba wszystkie kości – oparła głowę na ręce i chwilę kontemplowała te piękne wspomnienia. –
Żebyś widział jego minę, gdy potem opowiadał kolegom o tym, jak ta mała blondynka zaszarżowała na tę pieprzoną bestię i po chwili kilkoma strzałami rozsmarowała jej mózg na ścianach i podłodze. Jak Will bardzo chciał, żeby to był tylko sen – zachichotała. –
Ja sama byłam w takim amoku, że nie wiem, jak mi się to udało. Cholera, a jak dopadł nas Matt, zdyszany, w kamuflażu, przerażony, że jego podopieczna została pozostawiona na pastwę losu… - Lily trochę zmarkotniała i ucichła na dłużej. –
Twoja kolej, John.
I chociaż patrzyła na opowiadającego Bravehearta, czasem się uśmiechała i kiwała głową, to mimo wszystko była smutno nieobecna. Gdy tamten skończył mówić, okazało się, że na stole stoi trzecia kolejka wódki. Tym razem toast należał do szeregowego:
- Za udane akcje!
Lil’ wychyliła kieliszek i trochę się dzięki temu rozweseliła. Za moment jednak zaczęła nerwowo stukać krótkimi paznokciami o stół i spytała:
-
Robert, masz fajkę? Cholera, muszę zapalić, a tu jest przeklęty zakaz – rozejrzała się po sali, upewniając się w tym stwierdzeniu.