Wyświetl wiadomość pozafabularną
—
We własnym statku chcecie mnie zamykać? Nie dość, że przez was mojego kumpla zajebano, statek zresztą też porwaliście, to teraz zamykacie mnie jak gówniarza w kabinie?! — warknął turianin, swoimi oczami wpatrując się wściekle w Fulvinię traktującą go bądź co bądź po macoszemu. Nim się jednak zorientował, jego omni zostało zabrane, a on sam zamknięty w kokpicie, gdzie jedyne, co mógł zrobić, to walić pięściami w drzwi i wyzywać turiankę w pięknych inwektywach charakterystycznych dla turiańskiej kultury.
Gdy pierw odezwała się właśnie pilotka, oczy Sashy zalśniły, a i Arthur odrobinę odetchnął. Obietnica ucieczki i być może nawet bezpiecznego życia zjawiła się tuż przed dziewczyną, będąc niemal na wyciągnięcie ręki; i niczym na filmach, w których to ktoś już dotyka opuszkami upragnionej liny czy dłoni, zostały one gwałtownie zabrane. Ciemną chmurą wieści był w tym przypadku Erich informujący, że nie dość, iż poinformował ich pracodawcę o pojmaniu dziewczyny, to na dodatek wygadał się o jej siostrze, wpakowując tym samym rodzeństwo w całkiem sporą kabałę.
Sasha, z szeroko otwartymi oczami przez chwilę wpatrywała się w Shawa, próbując uwierzyć w te dosyć złe wieści. Dopiero później zaczęła prześlizgiwać się po pozostałych. Mimo tego ani Carlos, ani Alana nie odezwali się w jej obronie, nie zaproponowali planu B. W końcu Mrosky zatrzymała się na Crassusie, który zdawał się emanować w tym zespole największą dozą przyjazności. Gdy jednak ten także przyznał Shawowi rację, podkrążone oczy Sashy zalśniły od łez. Fulvinia dała jej fałszywą nadzieję, która nie trwała może długo, ale dawała złudne wrażenie, że wszystko będzie dobrze. Pokonana, spuściła głowę. Arthur zaś, który jeszcze przed chwilą wyglądał, jakby ktoś zdjął z niego jakieś brzemię, być może opieki nad dziewczyną, teraz pochmurniał.
Na zaproszenie Ericha Garfield wspiął się po rampie, mijając po drodze resztę ekipy. Zerknął nawet na chwilę na Browna, który zdawał się mieć intensywne myśli na jego temat, zanim skupił się na dwójce młodzików.
—
Szef wysłał obstawę do pannicy, jest już zabezpieczona — rzucił w stronę Ericha, zanim podszedł do juniora, przyglądając się mu chwilę. —
Narobiłeś ojcu syfu, wiesz? Kh-kh-kh. Tyle, ile się namodził, żheby nikt się nie dowiedział o twojej małej wycieczce, to ojojojoj. I c-ho, to wszystko dla jakiegoś gh-khu-ównianej próby zamoczenia? Kurwa, siedziałeś na planecie asari, a skończyłeś z taką...
—
Trzymaj język za zębami — warknął nagle Arthur, wstając z miejsca. Chociaż wzrostem nikt tutaj nie dominował, to parszywa, detektywistyczna morda Andy'ego i jego pełen pancerz górowały nad raczej chudą sylwetką chłopaka. —
Ojciec cię wysłał, tak? Więc rób, co do ciebie należy i po prostu mnie do niego zaprowadź.
—
Ha. Może kh-kh, coś z ciebie jeszcze wyrośnie — rzucił z przekąsem Garfield i założył z powrotem hełm. Nonszalanckim skinieniem wskazał na Foxleya i Mrosky, która siedząc jak truś, nie płakała już, ale wpatrywała się w ochroniarzy. Na ich znak dwójka wstała, podczas gdy detektyw skierował się do Ericha i Carlosa, odrobinę ignorując trójkę turian w pomieszczeniu. —
Odeskortujemy już gołąbków do szefa. Dam cynk, żeby przesłał przelew z bonusem, jak obiecał, za gówniarę.
Stojący najbliżej Fulvinia i Crassus widzieli, jak w pewnym momencie Sasha szarpnęła ramieniem Arthura, gdy ochrona na sekundę się odwróciła, szepcąc coś na szybko do jego ucha. Pewna konsternacja pojawiła się na jego twarzy, zanim postanowił wypowiedzieć się raz jeszcze: —
Ojciec najprawdopodobniej życzyłby sobie osobiście pogratulować swoim najemnikom. Poza tym ciągle szukają mnie Latarnicy i być może wiedzą, gdzie jestem. Ostatnio było ich dużo i obstawa czterech osób może być niewystarczająca, prawda? — ostatnie słowo skierował już do całej ekipy, chociaż sam Andy przez chwilę wpatrywał się w chłopaka, zastanawiając się nad jego
propozycją, zanim jego uwagę przykuło ponownie walenie w drzwi do kokpitu. —
Co się tam k-hurwa dzieje? — dopytał.
Fulvinia przypomniała sobie, że nie otworzyła jeszcze drzwi turianinowi, który po chwili spokoju od zamknięcia go, ponownie zaczął drzeć się, raz jeszcze wyzywając Adratus od kloak. W tym czasie u Crassusa grała wesoło muzyka, którą być może nawet ściszył, gdy Andy postanowił się odzywać — albo podgłośnić, gdy ten stwierdził, iż to ludzie są tutaj szefami. Tak czy siak, Artur III miał nieco racji w tym, że więcej osób by się przydało, szczególnie zważywszy na informacje, jakie wyciągnęli od jednego z pokonanych Latarników. A chociaż rośli, ochroniarze mieli przy sobie raczej pistolety, z jednym tylko wyjątkiem karabinu u jednego z nich. I gdy tak przyglądali się im, Alana, Erich i Carlos spotkali się dyskretnie wzrokiem w jednym miejscu.
Wyświetl wiadomość pozafabularnądedlajn 12.08 EOD