Mg: Irene
Gracz: Charles Striker
Zło jest pojęciem względnym. Nie można zawiesić na nim wywieszki.
Nie można go dotknąć, posmakować czy ciąć go mieczem. Gdzie jest zło,
zależy od tego, w którym miejscu stoisz, wskazując oskarżycielskim palcem.
~G. Cook
Nie można go dotknąć, posmakować czy ciąć go mieczem. Gdzie jest zło,
zależy od tego, w którym miejscu stoisz, wskazując oskarżycielskim palcem.
~G. Cook
Po tym, jak Irene odeszła, nic w klubie się nie zmieniło. Wciąż grała ta sama głośna i rytmiczna muzyka, odbijając się w trzewiach Strikera głębokim basem. Wciąż pijani goście klubu co jakiś czas dokowali przy barze, zamawiając kolejne drinki, albo coś mocniejszego, jeśli mieli na to ochotę. Na moment obok niego pojawiła się asari, która zatoczyła się i oparła o jego ramię, ale przeprosiła potem jakieś siedem razy, po czym potoczyła się dalej, z nowym drinkiem w dłoni. Nie wyglądała jednak, jakby piła cokolwiek, raczej wzięła coś innego z oferowanych tu używek, bo miała szeroko otwarte oczy i wokół jej dłoni krążyły drobne biotyczne smugi. Pewnie jak tylko ktoś się zorientuje, wyrzucą ją z Czyśćca, by uniknąć problemów.
W końcu jednak doczekał się osoby, z którą był umówiony. Człowiek, który szybko wyhaczył go spojrzeniem z tłumu, był postawnym, czarnoskórym mężczyzną o dość nieprzyjemnej aparycji. Ale sam Striker też nie należał do tych, którzy wydają się sympatyczni na pierwszy rzut oka. Sprawnie przebił się przez pijany tłum, docierając w końcu do Charlesa i wyciągając go niego rękę.
- Charles Striker, tak? Trudno cię tu z kimś innym pomylić - uścisnął jego dłoń. - Kyle Symons. Będziemy pracować razem.
Był poważny i konkretny, ale to miało swoje plusy. Przynajmniej nie bawił się w dwuznaczności i niedopowiedzenia, jakich zazwyczaj można było oczekiwać po szemranych najemnikach z dziwnych organizacji. Może jednak nie miało to być najgorsze, co go w życiu spotkało.
- Przepraszam, że spotykamy się tutaj. Snow ustalała miejsce, to jeden z jej bardzo słabych żartów - nie przeprosił za spóźnienie, uznając, że nie jest ono tak problematyczne, jak sam Czyściec. - Masz wszystko przy sobie? Moglibyśmy ruszyć od razu. Nasz prom stoi w dokach. Reszta załatwia jakieś sprawy w strefie handlowej, ostatnia chwila na to.
Oparł się łokciem o blat i przeciągnął spojrzeniem po otaczającym ich tłumie, krzywiąc się. Ktoś uśmiechnął się do niego, ale zignorował to, ostentacyjnie odwracając wzrok. Tak samo jak Charles, nie miał ochoty na zaznajamianie się teraz z pijanymi ludźmi.
- Będę dowodził waszym oddziałem. Mam wytyczne, ale przekażę je wam już po drodze, bo tutaj to się, kurwa, myśleć nie da. A, i to dla ciebie - sięgnął do kieszeni, wyciągając z niego niewielkie pudełko i wręczając je rozmówcy. - Od Statnera, a raczej od jego prawej ręki. Pilnuje, żebyśmy byli dobrze zaopatrzeni.
W środku był nowy generator tarcz, znacznie lepszy od tego, z którego Charles korzystał. Jego sprzęt nie stawiał poprzeczki za wysoko, to też nie był jakiś niesamowity prototyp, ale jedno z urządzeń z wyższej półki, trudny jednak do zdobycia w pierwszym lepszym sklepie, nawet na Cytadeli. Miły prezent na rozpoczęcie współpracy.
- Masz jeszcze jakieś pytania na teraz? - spytał Kyle.
Wyświetl wiadomość pozafabularną