Cisza trwała, przerywana tylko odległymi wybuchami i wystrzałami gdzieś w oddali. Więźniowie musieli zyskać dostęp do broni ochrony, to było oczywiste, biorąc pod uwagę tych martwych strażników, których mijali chociażby oni. Nexowi nic do końca się nie stało - miał szczęście, że osłonił go pancerz, choć teraz roztrzaskany był na klatce piersiowej, a jeden z naramienników praktycznie przestał istnieć. I o ile sam napierśnik dało się jeszcze posklejać, tak naramiennik do niczego się nie nadawał. Będzie musiał po powrocie z Czyśćca zanieść go do kogoś, kto zajmie się tym profesjonalnie, o ile w ogóle będzie się go dało jeszcze uratować.
Podchodząc do dwóch kobiet, Striker miał prawo czuć się źle. Może nie obie, ale jedna z pewnością częściowo obwiniała go o to, co się wydarzyło. O stratę ludzi, z którymi dotąd pracowała. Których nie musiała lubić, ale znała ich imiona, a to już sprawiało że obserwowanie jak giną, nie mogąc zareagować, skutkowało bólem nie do opisania. Uniosła puste spojrzenie na mężczyznę, gdy ten pojawił się w zasięgu wzroku.
-
Nie chcę - odparła dopiero, gdy zadał jej konkretne pytanie, na poprzednie stwierdzenie nie udzielając żadnej odpowiedzi. Bo co mogła powiedzieć? Nie, nie mieli wiele czasu. Nie mieli go wcale i Linette o tym wiedziała. Co nie znaczyło, że musi mu skwapliwie przytakiwać. -
Ale pójdę. Pójdę - powtórzyła, parskając sucho śmiechem, gdy spojrzała na swoją nogę. -
Pojęcie względne.
Svea podniosła się i złapała Charlesa za ramię, pociągając go za sobą na zewnątrz, do korytarza. Jej uścisk nie uznawał sprzeciwu. Blondynkę mógł podnieść za moment, a w tej chwili to Engman czegoś od niego chciała. Na jej twarzy próżno było szukać jakichkolwiek pozytywnych emocji, choćby cienia tego jej nieco zaraźliwego uśmiechu, którym przywitała ich na Omedze.
-
Co z nią chcesz zrobić? - spytała cicho, przyciągając go do siebie za kołnierz pancerza, żeby nie musiała mówić zbyt głośno, bo mimo że była dość wysoka, to Striker też. -
Co jak takich sytuacji będzie więcej? Jeszcze jeden strzał i wydłubałaby sobie oczy. Znów ją będziesz chował po magazynach po drodze? Tutejsza straż nas nie lubi, to już raczej jasne.
Rivus żadnych identyfikatorów nie posiadał. Nie zwrócili na to dotąd uwagi, ale wyglądało na to, że drzwi na stacji zabezpieczane były albo kodem, albo skanem dłoni. Generator tarcz jednak był do wzięcia, niczym nie różniąc się od Bestii, który przedtem został znaleziony w jednej z zablokowanych szafek. Granatów też nie było. Jedyne, co mieli ewentualnie do dyspozycji, to broń, bo elementy pancerza dostosowane były do turiańskiej budowy ciała.
Różowowłosa chciała mówić coś jeszcze, ale wtedy wszystko pokomplikowało się jeszcze bardziej. Tak jakby to, z czym musieli użerać się dotąd, nie wystarczało.
Od strony windy dotarł do nich dźwięk biotycznej eksplozji. Svea jęknęła, puszczając pancerz Strikera i odwracając się w kierunku źródła dźwięku. W jej oczach pojawiła się nieopisana frustracja. Jeśli winda została właśnie rozwalona, musieli szukać nowej drogi. Żeby się tego dowiedzieć, trzeba było jednak pod tę windę dotrzeć. A w tym przeszkodziła im postać, która teraz właśnie wbiegła w kałużę granatowej krwi.
Niezbyt wysoka kobieta, od stóp do głów, łącznie ze zgoloną czaszką, pokryta tatuażami. Ładne, regularne rysy twarzy teraz miała wykrzywione we wściekłości, ale o dziwo nie zaatakowała ich. Zamiast tego zatrzymała się, z biotyką buzującą w jej dłoniach i wokół jej ciała, lustrując ich spojrzeniem. Oddychała ciężko, przeskakując wzrokiem z jednego na drugie - najpierw zerknęła na stojącego najbliżej Nexa, potem na Sveę i Strikera, ostatecznie spoglądając pod nogi.
-
Muszę stąd odlecieć - warknęła, zupełnie niezainteresowana tym, skąd się wzięli i co tu robili. Martwi turianie mówili jej wystarczająco wiele. -
Macie statek?
Wyświetl wiadomość pozafabularnąDedlajn: wtorek, północ.