Wyświetl wiadomość pozafabularną
Pole walki nie zdążyło jeszcze ostygnąć, gdy oni przygotowywali się do wymarszu. Olivier ocknął się jako ostatni - gdy pozostali już byli na nogach i łatali dziury w swoich pancerzach, mężczyzna obudził się i spostrzegł pochylonego nad nim Strikera, który pieczołowicie nakładał na jego rany medi-żel. Odkaszlnął, spluwając krwią na ziemię obok i wierzchem rękawicy otarł usta, nim odezwał się w podzięce.
-
Szefie, ty to jesteś - wycharczał, gdy Charles zaaplikował również omni-żel, wypełniając ubytki i dziury po kulach w jego ceramicznych osłonach. -
Już wstaję, cholera.
Muhammad podszedł do ich dwójki i, gdy Striker skończył, wyciągnął rękę do Oliviera, podciągając go w górę. Mężczyzna zachwiał się lekko na swoich nogach, ale przynajmniej Charles nie musiał go nieść. Podniósł nawet swój upuszczony karabin i zaczepił go z powrotem na plecach i, wsparty na Muhammedzie, był gotowy do drogi.
Cielsko Zbieracza już wygasło, a nawet ostygło, gdy Thescia podeszła bliżej, chcąc mu się przyjrzeć. Owadzi, chitynowy pancerz nie wyróżniał się niczym od pozostałych zwłok, którymi upstrzone było ich pole walki. Jej omni-klucz wykonał skan najlepiej, jak był w stanie, lecz nie potrafił poradzić sobie ze specyfiką niektórych uzyskanych przez siebie danych. Być może jej skan będzie coś wart dla kogoś, kto posiadał odpowiedni sprzęt, lecz jej informacje niewiele mówiły.
Niemal tak mało, jak mówiła Carlosowi budowa karabinu Zbieraczy. Broń z daleka wyglądała jak każda inna, a żołnierz z wieloma miał już doświadczenie. Gdy jednak podniósł ją, po zalepieniu się omni-żelem, dostrzegł dziwactwa w jej budowie, których nie rozumiał. Nie miała komory na pochłaniacz ciepła, zupełnie tak, jakby go nie potrzebowała. Choć miała spust, gdy nacisnął go, celując w miarę daleko od reszty, absolutnie nic się nie stało. Nic też nie stało się, gdy uderzył karabinem o ziemię, usiłując wywołać w nim jakąś reakcję ku potencjalnej obrazie przechodzącej obok Diro. W jego dłoniach, broń była tylko ciężkim kawałkiem bezużytecznego żelastwa. Mógł je wziąć na pamiątkę, lub by spróbować je sprzedać, ale na jego zaczepie magnetycznym było w obecnej chwili tylko obciążeniem.
-
Wytrwała bestia - mruknęła pod nosem Iseul, dostrzegając zawziętość Oliviera, któremu krew całkowicie już odpłynęła z twarzy. Nie wyglądał najlepiej, ale, przynajmniej na razie, trzymał się na nogach. -
Ruszajmy. Ty padłeś dwa razy, a nadal działasz, Krogul. Miejmy nadzieję, że ciężkie działa mają podobną wytrzymałość, co krogańska.
Uśmiechnęła się bez wesołości, wskazując im drogę do pierwszego z kompleksów mieszkalnych. Truchtem pokonali krótki odcinek otwartego pola, nie chcąc, by w tym czasie zaskoczył ich kolejny oddział Zbieraczy. Wysoko ponad ich głowami, Rój Poszukiwaczy przecinał niebo, kierując się sobie tylko znanym, wyznaczonym torem z jednej strony kolonii na drugą. Chwilowo, towarzyszyła im upiorna, ale też błoga cisza.
Drzwi do budynku były zablokowane. Być może Zbieracze wdarli się do środka innymi i wywlekli wszystkich na zewnątrz, nie kwapiąc się, by pootwierać resztę. Kang zaklęła pod nosem, dostrzegając krwistoczerwoną barwę panelu.
-
Potrzebuję specjalisty od otwierania drzwi - rzuciła z nutą ironii, zerkając to na Thescię, to na Krogula i Kiru. Każde z nich posiadało inny zestaw umiejętności, ale z grubsza mogli osiągnąć ten sam efekt.
Szybki rzut oka turianki na panel na drzwiach pozostawił w niej więcej pytań, niż odpowiedzi. Zabezpieczenia w żaden sposób nie były standardowe, lub typowe dla systemów bezpieczeństwa obiektów pozbawionych dużej, strategicznej wartości, jak ten, do którego się włamywali. Ktokolwiek zamknął te drzwi, nie był przeciętny w swojej robocie. Diro po krótkiej chwili udało się zanegować efekty jego oprogramowania, lecz w ułamku sekundy, nim panel się otworzył, spostrzegła, że program wykonał jeszcze jedną komendę, której nie zdążyła zauważyć. Nie wiedziała, co zrobił dokładnie, ale panel bez przeszkód zmienił barwę na zieloną, wpuszczając ich do środka.
Wnętrze baraku mieszkalnego było zagracone i puste. Wyglądało na to, że budynek służył pracownikom, którzy przemieszkiwali tu tymczasowo, wykonując jakieś prace na obrzeżach kolonii. Korytarz główny był szeroki, wypełniony odchodzącymi od niego drzwiami do małych klitek służących za mieszkania. Większość z nich była otwarta, choć część posiadała prosty do złamania, lub wyłamania, zamek. Na samym środku budynku znajdowała się część wspólna, w której była jadalnia oraz kuchnia.
Przeszukując różne pomieszczenia, Thescia i Kiru znalazły po szafkach upchane kilka omni-żeli - trzy dla turianki oraz dwa dla yahganki. Idąc za ich śladem, Brown przeszukał drugą część mieszkań, lecz bez większego powodzenia. W pewnej chwili wydawało mu się, że znalazł specyficzny przedmiot o obłej, długiej budowie, przypominający artefakt, lub jakieś urządzenie Zbieraczy, lecz po dłuższej chwili zrozumiał, czym ów rzecz była i zapragnął umyć ręce. W tym czasie w części wspólnej, Striker dojrzał mały zestaw naprawczy, w którym udało mu się znaleźć aż pięć omni-żeli. Olivier i Muhammad przeszukiwali kuchnię, ale gdy wyszli, Charles zobaczył, że chyba niczego nie znaleźli, co mogłoby się im przydać. Największym zdobywcą w tej sytuacji okazał się Krogul. Wiedziony interesującym plakatem z różowym, dziwnym, Ziemskim stworzeniem przypominającą majestatyczną, bojową bestię (Charles i Carlos zauważyli, że był to jednorożec), wszedł do niepozornego pokoju wypełnionego specyficznymi przedmiotami. Pomiędzy ogonami zwieńczonymi obłymi korkami, parą plastikowych kajdanek z futerkiem oraz magazynem o zbyt zlepionych kartkach, by go otworzyć, kroganin dojrzał opakowanie z generatorem tarcz. "Bestia" była niemalże nowa, choć nieco poplamiona klejem, który bez trudu zszedł pod strumieniem wody z umywalki.
-
Znaleźliście coś ciekawego? - zawołała ku nim Iseul, gdy powoli przedzierali się do części wspólnej, w której czekała kobieta. Jej dłonie były puste, prawdopodobnie miała nieco mniej szczęścia niż oni. -
Musimy iść dalej. Pośpieszmy się, nim...
Urwała, słysząc jakiś chrzęst, który dotarł do uszu ich wszystkich. Uniosła palec w górę, nie chcąc, by przerwali trwającą wokół nich ciszę i sięgnęła po swoją broń. Jej sylwetka zabłysła biotyką, gdy kobieta rozglądała się czujnie, obawiając nadciągających przeciwników.
Chrzęst dobiegł zza ściany. Brzmiał jak but gniotący szkło o ziemię, lecz równie dobrze mógł być skradającymi się ku nim Zbieraczami. Nim którekolwiek z nich postanowiło go zbadać, Muhammad odstawił Oliviera, który podparł się o ścianę, po czym ruszył z zadziwiającą gracją i ciszą w stronę ściany. Przyjrzał się uważnie metalowej płycie i, ku przerażeniu Iseul, walnął w nią pięścią kilka razy, nasłuchując, czy była pusta z drugiej strony.
-
Tam ktoś jest - poinformował ich, przyjmując to zagrożenie na siebie. Gdy reszta ustawiła się z karabinami w dłoniach, Muhammad badał łączenia ściany i, znajdując wyrwę, wsunął w nią palce, po czym ze zgrzytem pociągnął do siebie.
Płyta odsłoniła wąski korytarz techniczny, w którego wnętrzu zgromadzeni byli ludzie. Brudni, przestraszeni i ściśnięci ze sobą koloniści kulili się pod światłem latarki Iseul, która usiłowała zajrzeć do środka. Większość z nich pozostała cicha, ale niektórzy zaczęli szeptać między sobą nerwowo. Na przód, w ich stronę, przepchał się pośpiesznie wysoki, patykowaty turianin, unosząc dłonie w obronnym geście. Kiru dostrzegła w nim coś znajomego - w jego skulonej postawie i tatuażach na podstarzałej twarzy.
-
Ejże, kurwa, bez latarek! - sapnął, osłaniając oczy, aż Kang wyłączyła swoje urządzenie. Dopiero wtedy wyszedł im naprzeciw, przyglądając im się podejrzliwie. Zasłonił tym samym chociaż część zgromadzonych z tyłu kolonistów.
Gdy jego wzrok napotkał spojrzenie Kiru, zarówno w jego, jak i jej głowie coś zaskoczyło.
-
Niech mnie wijce wypatroszą, toż to Kubera! - wykrzyknął z zaskoczeniem, spoglądając na yahgankę. -
No ciebie, to się tu nie spodziewałem. Kopę lat!
Asirus Donidas nie zmienił się wiele przez te lata, które minęły odkąd wspólnie z Kuberą wydostał się z łajby niewolniczej, na której byli towarem. Po tym, gdy własnoręcznie ubił większość załogi, przejmując kontrolę nad statkiem i zapewniając wyłącznie niewolnikom w jednym pomieszczeniu bezpieczeństwo, wiedziała, że był uzdolnionym hakerem. Nie utrzymywał z nią kontaktów, których sobie mogła nie życzyć, odkąd wylądowali na Omedze, lecz niekiedy wpadali na siebie w trakcie wykonywania zleceń. Zawsze wtedy stawiał jej kolejkę ze względu na stare czasy. Ostatnimi czasy nie widziała go wcale i pewnie podejrzewała, że wreszcie kopnął w kalendarz - tymczasem stał tu, przed nią, z krwi i kości.
-
Skoro tu jesteś, to może nam pomożecie? - spytał, wyginając usta w tym samym, rozbrajającym uśmiechu, którym z reguły wyrywał młodsze turianki w barach. Wskazał dłonią za siebie, na grupkę kolonistów, którym udało się schować przed Zbieraczami. Była ich dwudziestka, na oko. -
Przydałaby nam się ewakuacja. Mamy tu dzieci i chyba jakiegoś psa.
Iseul zmarszczyła brwi, obracając głowę ku Kiru. Nietrudno było rozpoznać, jakie kobieta ma zdanie na ten temat - nie mieli czasu i mieli zadanie do wykonania. Ale Asirus mógł być przydatny, jeśli tylko znajdą dla niego zastosowanie. Oraz przekonają go do tego.
-
Znasz go? - spytała cicho, nie adresując turianina póki Kiru się nie odezwie.
Wyświetl uwagę Mistrza Grydedlajn: sobota, eod