Coś tak podejrzewała, że kupno tego skutera okaże się wielkim błędem, jednakże pokusa szybkiego przemieszczania się, dzięki któremu mogła zaoszczędzić wiele godzin męczącej wędrówki w morderczym słońcu Tuchanki, była zdecydowanie zbyt wielka. Wydając te ostatki własnych pieniędzy, westchnęła, gdy sprzedawca zostawił ją już sam na sam z nowo nabytą maszyną. Czyli przez kolejne dni musi zacisnąć pasa... lecz czymże będzie się to różniło od innych, spędzonych na tej planecie?
-
Lepszego na Tuchance nie znajdziesz! - zapewniał rozentuzjazmowany kroganin, jakby sam lał pod siebie na samą myśl o jeździe na tej maszynie. Ignorowała jego zachęcające teksty - myślami była zupełnie gdzie indziej. Usiłowała stłumić własny instynkt, któremu mało brakowało, by wylazł z jej głowy i stanął przed nią z wielkim napisem w rękach - "POŻAŁUJESZ TEGO".
Mały ten skuter był dość, można łatwo schować. Nie trzeba będzie też się skradać, bo varreny go nie dogonią. A przynajmniej taką miała nadzieję. A i po zlecenia do jakiegoś cywilizowanego miejsca będzie mogła wypuszczać się częściej niż zawsze, bo przy odrobinie szczęścia droga zajmie jej mniej niż pół dnia...
-
Jebany złom! - warknęła, gdy maszyna po raz ostatni sapnęła, by następnie umilknąć. Spróbowała jeszcze raz. I następny, przy tym złorzecząc po hiszpańsku pod nosem. Ze złością kopnęła leżącą na piasku maszynę. Teraz do niej dotarło, jak głupio postąpiła - pokusa nieco wygodniejszego życia i podróżowania po Tuchance sprawiła, że zignorowała własne przeczucia, i dobiła targu. Zerknęła spode łba na maszynę i zaklęła ponownie - po drodze miała jedną ze swoich kryjówek - mogła się zatrzymać, ale tak bardzo chciała sprawdzić, co kryje się w tym nowym miejscu, o którym się dowiedziała, że nie chciała marnować czasu.
Głupia.
Rozejrzała się dookoła. No tak, niezbyt przyjemnie - jak zawsze zresztą. Uruchomiła omni-klucz, który lada chwila wyświetlił holograficzną mapę. Zawierała ona tereny przez nią zwiedzone i zeskanowane, stąd w niektórych miejscach ziały dziury - to te, w które jeszcze się nie zapuściła. Oprócz tego, w wielu fragmentach mapy pozaznaczane były kropkami pewne punkty. Większość z nich zawierała obok notatki kobiety, jak "Jaskinia, o której gadał Kucharz". Niektóre otoczone były kółkami, co mogło sugerować, że już te miejsca sprawdziła.
Oczywiście, że mogła zakupić mapy gdzieś w obozowisku. Na początku tak zrobiła - i szybko pożałowała zmarnowanych kredytów. Większość z oznaczonych na niej terenów była zwyczajnie nieaktualna. Może i kiedyś w tym miejscu znajdowała się jaskinia, lecz Tuchanka była planetą niezwykle nieprzywidywalną - w wielu takich miejscach Calliste znalazła jedynie to, czego było naokoło pełno. Piasek. Także wolała polegać na tym, co sama znajduje. Kierując się z początku praktycznie na ślepo, stopniowo poszerzała się jej wiedza o otaczających ją terenach. Więc też sama skanowała otoczenie i dodawała własne notatki, dzięki czemu gdyby pokazać taką rzecz laikowi, miałby przed sobą obszerny podręcznik - "Jak przetrwać na Tuchance?".
Dość rozmyślań - skarciła samą siebie. Powoli, wraz z nasilającym się wiatrem, złość z niej ulatywała. Musiała szybko wracać, bo długo tak nie pociągnie. Już dawno zrozumiała, że z Tuchanką nie można walczyć. Nie da się. Próbowała. Potem doszła do wniosku, że ta martwa skorupa w rzeczywistości żyje. Ba! Można ją zrozumieć, gdyby tylko wsłuchać się w wycie nieustającego na jej powierzchni wiatru. To było najważniejsze. Dzięki temu dowiesz się, kiedy możesz wyjść, a kiedy lepiej nie wyściubiać nosa ze swojej nory, chowając się w niej niczym pospolity, ziemski szczur. To nie była twoja decyzja. Tylko Jej. Od Niej zależało, czy pozwoli ci przejść, czy pożre żywcem, zostawiając twe ciało na pastwę okolicznej zwierzyny, czy też pozwalając, by pochłonęły je wieczne piaski.
Może i była przesądna. Ba, na pewno! Większość krogan wiedząc, jak podchodzi do martwej, skażonej promieniowaniem planety, wyśmiałaby ją. Ale ona przywiązywała do tego większą wagę. W końcu czymże jest drobna, w porównaniu do rodowitych mieszkańców Tuchanki, kobieta przy rosłym, obdarzonym naturalną ochroną przed tym środowiskiem kroganinem?
Bliżej miała do miejsca, o którym dowiedziała się niedawno, niż gdyby miała się wracać z powrotem do jednej z kryjówek. Zaklęła, znów po hiszpańsku. Nic z tego. Ciekawość była zbyt wielka, więc z łatwością jej uległa.
Musiała się pośpieszyć. Nie chciała spędzać zbyt wiele czasu na powierzchni, nie w tym czasie. Dzięki Bogu naprawiła ostatnio swój hełm, bo inaczej byłoby ciężko. Pomimo tego, czuła smagania wiatru z tyłu, w okolicach karku. Niedobrze. Chyba jednak trzeba będzie kupić nowy, bo ten już na pewno nie spełniał swojej roli...
Naciągnęła na głowę kaptur i powoli, walcząc zarówno ze słońcem, piaskiem (o ironio, prawie jak nad morzem) i wiatrem, ruszyła do przodu. Jeszcze raz pochwaliła się za to, że postanowiła jednak coś zrobić z tym hełmem - bez niego widoczność miałaby praktycznie zerową, bo piasek szybko wpadłby jej w oczy i na tym by się skończyło.
Wędrówka szła jej dość mozolnie - początkowo, zgodnie z własnymi nawykami, rozglądała się dookoła czujnym wzrokiem. Nie jak drapieżnik szukający swej ofiary - przeciwnie. Jak ofiara, obawiająca się ataku - chcąca dostrzec drapieżnika i uzyskać nad nim przewagę, zanim rzuci się w ataku na swą upolowaną zdobycz. Rozglądanie się na boki szło jej nadzwyczaj dobrze - szkoda, że zapomniała o podłożu. W pewnym momencie poczuła, jak to znika spod jej nóg. Ciało przeszedł jej nieprzyjemny dreszcz i ułamek sekundy później już spadała, wraz z lawiną piasku.
Im dalej w dół zmierzała, tym bardziej zaczynała wątpić w to, że tunel ma w ogóle koniec. Lecz po chwili wpadła z hukiem do jaskini, przy tym za wszelką cenę starając się utrzymać równowagę - nic to, gdyż, jak się okazało, spadający zaraz za nią piasek skutecznie jej to utrudnił.
-
Kurwa! - warknęła, próbując wydostać się spod tej wyrwy, by uniknąć nieznośnych ziaren żółtawego koloru, lecących prosto w jej stronę.
Od razu się podniosła, przy czym znów złorzecząc w swym ojczystym języku. Nie musiała rozglądać się na boki - wyciągnięcie broni było u niej automatycznym ruchem. Sekundę po podniesieniu się z ziemi, w jej rękach znalazła się wysłużona Katana, która, gdyby nie to, jak kobieta o nią dbała, najpewniej rozpadłaby się tak, jak przed momentem grunt tuż pod nogami Sanders.
Dopiero teraz rozejrzała się dookoła, chcąc rozeznać się w sytuacji. Gdyby napotkała na światło latarek krogan, jej reakcja byłaby dość prosta - od razu rzuciłaby się za najbliższą osłonę, nie czekając na ruch ze strony potencjalnych wrogów, choć ci pewnie mieli dość czasu kiedy ona w niezbyt damski sposób wpadła do jaskini.
Wyświetl wiadomość pozafabularnąPierwsze posty tą postacią, musicie mi wybaczyć epopeję, ale skracać nie umiem, a wena wielka. :P
Wyświetl uwagę administratoraWybaczamy :P